Czas

33 1 0
                                    

Sierpień 2020.

Szedłem przez górzyste szczyty ostre,
Kryłem się po rowach, przed wzrokiem złym.
Jak zwierz zaszczuty, lecz uparty, dni lepszych oczekiwałem, 
Co nadziei otuchy mi, w czarnych chwilach przyniosą.

Z uporem swych ideałów się trzymałem, co drogowskazem mym,
w puszczy mrocznej życia, ostoją moją jedyną były.
Lecz gdy ujrzałem światła blask, poprzez gałęzi cień, 
Zląkłem się ująć go w silną garść, i przyszła chmura burzowa
Co odebrała mi ten jedyny nadziei blask.

Mijały dni, i miesiące ponure i szare z samotności,
Gdzie znoje życia snu spokojnego nie dały, choćby chwili spoczynku.
I przyszedł promyk nadziei, niczym tchnienie wiosny, poprzez śniegi głębokiej zimy,
Lecz surowy osąd życia, niczym zamieć śnieżna,
Pogrzebał  go z rozkoszą pod zgliszczami marzeń i snów.

Co róż błyska złudny nadziei promień,  przez gęste liści korony drzew,
lecz ja ze swej ścieżki zwieść się nie dam. 
Cóż samotny koniec przysienie, u kresu tej wędrówki, nie wiem.
Lecz ta puszcza, tak pełna mroku, zwątpienia i ścieżek na manowce wiodących, domem mym już się stała.
Pójdę w jej głąb, gdzie światło dnia nie zajarzy nigdy się.
A cień mój, jedynym bratem wędrówki będzie.

Wiersze Muflona Karmazynowego MuflonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz