17 grudnia
To co się stało rano, totalnie mnie zdziwiło. Harry wstał jako pierwszy!
- No wstawaj! Wstawaj! - wisiał nade mną, oparty o łóżko.
- Spaaadaj - jęknąłem, przewracając się na drugi bok tak, by stracić z oczu jego roześmianą gębę. Moja mina zdecydowanie nie wyrażała zadowolenia.
- Wstawajcie chłopaki, bo dużo jest dzisiaj do ogarnięcia - Styles nieudolnie wciągał koszulkę, w której się zaplątał.
Nie było wyjścia. Zwlokłem się z łóżka, u Nialla trwało to nieco dłużej.
- Trzymaj - Harry podał mi laptopa, a właściwie to rzucił nim we mnie. - Ogarniaj ludzi.
- A mogę najpierw ogarnąć siebie?! - zapytałem pretensjonalnym tonem.
- Byle szybko - warknął i poszedł do łazienki.
Ja byłem już ogarnięty i ubrany, kiedy Horan dopiero zwlókł się z łóżka.
- Czekamy na dole - powiedziałem, widząc siedzącego na brzegu łóżka zaspanego Nialla.
- Spoooko - powiedział, przeciągając się i ziewając głośno.
Zaśmiałem się jedynie, zamykając drzwi. Po drodze zgarnąłem jeszcze Harrego z łazienki i zeszliśmy na dół. Przy stole siedziała cała rodzina. Spożywali pyszne śniadanko.
- Harry! - krzyknęła Safaa i już po chwili biegła w naszą, a właściwie w jego stronę. Oplotła kumpla mocno w pasie i przytuliła głowę do jego brzucha. On jedynie potarł jej plecy, po czym próbował odkleić od siebie.
- Starczy Saf - mama uratowała Stylesa.
- Zajęłam Ci miejsce obok mnie - młoda z uśmiechem odsunęła krzesło, które dla niego przyszykowała. Harry podszedł zrezygnowany ociągając się przy tym jak tylko można było najbardziej.
- Siadaj, siadaj ! - śmiałem się z niego. Miał przejebane, ale wyglądało to całkiem śmiesznie.
Usiadłem obok niego. Naprzeciwko nas siedziała śliczna, dłubiąca widelcem w sałatce.
- Cześć Nicole - powiedziałem zciszonym głosem i dyskretnie puściłem do niej oczko. Dziewczyna odwzajemniła powitanie zawstydzoną miną i szerokim uśmiechem. Denerwował mnie jednak ciągły widok Maxa u jej boku, który siedział jak zwykle jakiś obrażony, bez humoru. Myślałem, że większy z niego wesołek...
- Dzień dobry - u dołu schodów pojawił się Niall.
- No nareszcie - powiedziała babcia, zapraszając chłopaka do stołu. Zrobił to bardzo chętnie, bo bez protestów zajął wolne miejsce i zaczął wsuwać kanapki z masłem orzechowym.
Grzecznie zjedliśmy śniadanie i wróciliśmy na górę. Wziąłem laptopa na kolana i szybko przejrzałem listę znajomych. Wysłałem 9 wiadomości do dawnych znajomych, zapraszając na imprezę. Znalazłem też numery do trzech osób w swoim telefonie, ale nie miałem pojęcia, czy te numery są jeszcze ważne. Po chwili dostałem pierwszą odpowiedź. Jim twierdząco odpisał na smsa. Mieliśmy już pierwszą osobę.
Postanowiliśmy nie angażować w zakupy mojego dziadka, więc ukradkiem wymknęliśmy się z domu. Woleliśmy narazie nikogo w to nie angażować. Wezwaliśmy taxówkę, która już po 20 minutach podwiozła nas pod market.
- Halo! A kto zapłaci? - krzyknął taksówkarz, kiedy wyszliśmy z samochodu.
- Yy a możemy zostawić tego oto kalekę w zamian? - zapytał Niall wskazując na Harrego. - Będzie miał Pan z niego trochę skóry i wełny- powiedział, czochrając jego włosy. Mina kierowcy była bezcenna...
- No dobra. Wystarczą wasze autografy - zaśmiał się. Podpisaliśmy sięc kartkę i poszliśmy do sklepu.
- Ze mną nie zginiecie. Ja potrafię załatwić wszystko - zacieszony Horan miał swoje pięć minut.
- Ciekawe ile być zdziałał bez nazwiska - sprzeczałem się.
- Tyle samo - wytknął mi język.
- Nie wiedziałem, że jestem dla was wart dwie dychy - Harry udawał, że płacze. Wyglądał śmiesznie, kiedy tak krzywił twarz.
- No dobra, to co bierzemy? - zapytałwm, stojąc lrzed trzydziestoma regałami.
- Zacznijmy od napojów - zaproponował Ni.
Poszliśmy więc po napoje i trochę alkoholu. Wrzuciliśmy do kosza popcorn, chipsy, ciastka i tonę żelek. Wszyscy zadowoleni podeszliśmy do kasy. Zabuliliśmy niezłą sumkę, ale przynajmniej byliśmy pewni, że niczego nie zabraknie.
_______________°•°•°________________
Uff zdążyłam dodać jeszcze dzisiaj - tak jak obiecałam :) Mam nadzieję, że nie zanudzam.. ;p
CZYTASZ
20 days / z.m. ✔
FanficDlaczego ilekroć kogoś kochamy, musimy wymazać go ze swojego życia, jakby nie istniał...?