► Fourteen.

625 45 4
                                    

16 grudnia

     Jeszcze trochę wypiliśmy, więc szczerze powiem, że nie pamiętam jak wróciliśmy do domu. Wiedziałem jedynie, że było grubo, bo obudziłem się bez koszulki na sofie, Harry skulony na dywanie w samych gaciach, Liam zwinięty w moich nogach, Niall powykręcany jak paralityk i oparty o szafę, a Lou do połowy zwisający z łóżka. To był nieziemski widok. Gdybym nie umierał na kanapie, porobiłbym ze sto zdjęć, a potem powrzucał na portale społecznościowe. Byłoby śmiesznie, ale w sytuacji, gdy czułem, że muszę do toalety, a chwilowo opuściły mnie siły, nie było mi do śmiechu.

- O cholera... – jęknąłem mimowolnie, próbując podnieść się z sofy. Przy okazji rozbudziłem też Liama, wtulonego w moje stopy. Pewnie spał tak smacznie, bo miał twarz przy pachnących skarpetach...

     Zgramoliłem się z kanapy i poszedłem do łazienki. Przemyłem twarz.

- Od razu lepiej – westchnąłem.

     Po wyjściu z łazienki natknąłem się na dziadka.

- Powiedz chłopakom, że za pięć minut wyjeżdżamy.

- Co? Ale gdzie?! – nie wiedziałem o co chodzi.

- Louis i ten drugi, jak mu tam...? ...mają samolot za dwie godziny.

- Takim to dobrze – zaśmiałem się. Dopiero po chwili zczaiłem, że oboje śpią jeszcze zkacowani. - Ale przecież – dukałem. - Dobra, przekażę – biegiem udałem się w stronę pokoju.

     Nie miałem pomysłu jak ich obudzić, więc krzyknąłem:

- O choolera, Niall, rozjebałem Ci gitarę.. Ale odkupię! – nie mogłem powstrzymać śmiechu.

- Co kurwa?! – Horan zerwał się jak by miał ADHD. - Gdzie ona jest?! – krzyknął, pocierając dłońmi twarz i jednocześnie włosy. Chyba do końca nie ogarniał co się dzieje, ale swoim krzykiem obudził całą resztę.

- Co? Co jest grane? Miałeś koszmar? – zapytałem, powstrzymując śmiech resztkami sił.

- Nie wiem... – mamrotał.

- Jasne Ni... przecież wszyscy wiemy, że gadasz przez sen- śmiał się Lou poprawiając koc, którym był owinięty.

- Dobra chłopaki, zbierać się trzeba, bo za dwie godziny macie samolot – podszedłem do szafy, aby wybrać jakiś t-shirt.

- Co? To nie fair! My musieliśmy tarabanić się tu samochodem, a oni sobie lecą samolotem?! Pff... – jęczał Harry, nalej siedząc na 'swoim' dywaniku.

- Nie jęcz, bo już zawsze będziesz spał na tym dywanie – śmiał się Niall, który powoli zaczął ogarniać co się wokół niego dzieje.

- Ha, powiedział facet, który nawet przez sen gada o swojej gitarze!

- Nie ważne. Trzeba się zbierać. Odwieziemy was – zaproponowałem, układając włosy przed lustrem. - Tylko nie wiem czy się wszyscy pomieścimy – przyszło mi do głowy.

- To Harry pojedzie w bagażniku razem z walizkami- Niall nie odpuszczał.

     Po piętnastu minutach byliśmy już wszyscy gotowi do wyjścia. Babcia żegnała chłopaków serdecznie, wciskając im jeszcze kanapki na drogę, co by nie zagłodzili się na śmierć przypadkiem.

_______________o______________

Dziś żegnamy się z chłopakami, więc troszkę smuteczków.. ;<

20 days / z.m. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz