Dziś piątek.
Do balu zostały tylko trzy dni.Unikałam Madam Lauren jak najlepiej potrafiłam, co w moim przypadku nie było wcale takie ciężkie- w końcu wystarczy tylko nie ruszać się z komnaty.
Dziś lecz, może to być znacznie trudniejsze.A dlaczego?
Ponieważ dziś muszę iść wybrać materiał na suknie.
Miałam to zrobić tydzień temu, ale jakoś zapomniałam, więc biedna szwaczka będzie miała dwie nieprzespane noce przeze mnie.
Wynagrodze jej to chojnym worem złota.Idąc po placu na rynku głównym miałam założony kaptur na głowę i przyodziane bardziej mieszczańskie, aniżeli nadworne szaty.
Nie to że się boję rozpoznania wśród tłumu, lecz właśnie przez Zielonooką.
Na miejscu byłam dość szybko, pomimo spaceru.
W sklepie nie było nikogo prócz kobiety której szukałam.-Witam w moim sklepie Panienko. W czym mogę pomóc? - najwyraźniej mój kamuflaż zrobił swoje, ponieważ kobieta mnie nie rozpoznała.
-Witaj Anno, wybacz że jestem tak późno, lecz miałam wiele spraw na głowie. - Rzekłam, ściągając kaptur.
-O matko! Przepraszam za ten język wasza wysokość!- Zaczęła się kłaniać ale jej przerwałam, kładąc dłoń na ramieniu.
-Ile my się już znamy? To miła odmiana gdy ktoś wita mnie jak równego sobie.- Uśmiechnęłam się, a ona po chwili zrobiła to samo.
-A więc co panienkę interesuje? Ma to być kreacja na bal jak mniemam?
- Tak. Spokojnie, za trud jaki Ci sprawie za to zamówienie na ostatnią chwilę otrzymasz odpowiednie wynagrodzenie.
-Ależ nie trzeba, to zaszczyt być twórcą kreacji dla samej następczyni tronu!
-Nalegam. Wiem że masz czwórkę dzieci na utrzymaniu, a twój mąż jest chorowity. To będzie dla mnie sama przyjemność za twoje przepracowane godziny.
Na szczęście nie słyszałam już więcej słów sprzeciwu i zabrałyśmy się wreszcie do wyboru materiału, dodatków i rozpoczęcia projektu.
W sumie spędziłam w sklepie około trzech i pół godziny.
Gdybym zechciała bardziej wykwintną suknię to zapewne siedziała bym tam jeszcze raz tyle- jak nie więcej.
Po opuszczeniu sklepu, postanowiłam wrócić prosto do pałacu, lecz zafacynował mnie pokaz tancerzy z ognistymi tyczkami.
Zawsze podziwiałam tych ludzi za ich odwagę, bo ja zapewne w przeciągu minuty staneła bym w ogniu, a ostatnie czego naszemu królestwu potrzeba to pieczona księżniczka.Gdy już się wystarczająco naoglądałam, pokaz akurat się kończył- więc skorzystałam z okazji i odwróciłam się spowrotem w kierunku drogi powrotnej.
Oczywiście nie była bym sobą, gdybym nie obiła się o kilka osób, a na samym końcu nie wylądowała na tyłku.
Ten kaptur naprawdę ogranicza mi widzenie, więc trochę go zsunełam z oczu i dopiero wtedy zauważyłam że ktoś mi chce pomóc wstać- z czego skorzystałam i podziękowałam.
Już chciałam kontynuować wyprawę, gdy poczułam szarpnięcie za rękaw, a następnie za całe ciało.
Nie zdążyłam nawet pomyśleć o wezwaniu pomocy, gdyż tajemnicza postać zadziałała bardzo szybko.Jak tylko chciałam zareagować i walczyć- zmurowało mnie na widok mojego, a właściwie mojej porywacz.
Moim oczom ukazał się nikt inny, a Madam Lauren.Jestem w czarnej rzyci...
- No proszę! Kogo moje oczy widzą. Panna Kasandra uciekinierka.- Założyła ręce po obu stronach miednicy, a jej głos był pozbawiony emocji.
-Witaj Lauren. Cóż za miła niespodzianka.- Wysiliłam się na uśmiech, którego ta nie Odwzajemniła.
- Nie była bym taka pewna tego że miła. Dziwię się w ogóle, iż nadal tu stoisz, a nie uciekasz.
-Wybacz mi Madam... Nie do końca myślałam w tamtej chwili i zrobiłam pierwszą lepszą rzecz, którą pomyślałam.- Spuściłam głowę w dół.
-Mhm... czyli zawsze jak odrzucasz czyjeś propozycje pójścia na bal to uciekasz? Przecież nie pytałam Cię o rękę, ani nic w tym stylu.
-Prawda, ale też nie wiesz o mnie wszystkiego.
-Tak? To mnie oświeć i powiedz o sobie COKOLWIEK.- Wywarła nacisk na ostatnie słowo, niemalże krzycząc.
- To nie jest takie łatwe i uwierz mi, że chciała bym Ci powiedzieć lecz nie mogę.
- Nie? A to niby czemu? Czemu tak bardzo boisz się mówić o sobie? Kim jesteś? Może też Kasandra to nie twoje prawdziwe imię co!?.- Zrobiłam dwa kroki do tyłu przez ten nagły atak Zielonookiej. Na moje nieszczęście trafiłam na ścianę i jedyne na co mogłam patrzeć to złość w oczach kobiety.
-Lauren ja... Ja naprawdę nie mogę, proszę zrozum, to..- Nie dała mi dokończyć, ponieważ nagle złączyła nasze usta w niezbyt długim pocałunku, a gdy już się odsuneła, w jej oczach zamiast złości- zauważalny był smutek.
-Naprawdę mi na tobie zależy, nie rozumiesz? Od pierwszego spotkania wchodziłaś we mnie ciekawość, a z każdym następnym spotkaniem chęć ponownego spotkania, była coraz silniejsza...
- Ja...Ja.... Naprawdę nie umiem teraz Ci tego wyjaśnić...- Położyłam prawą dłoń na jej lewym policzku.
- Ale czemu? Co takiego się miało by stać, jak poznam prawdę?- Dłuższą chwilę nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-Boję się że Cię stracę...- Te słowa bardziej Wyszeptałam, niż normalnie wypowiedziałam.
- Nie stracisz, obiecuję!- Teraz to ona położyła dłonie na moich policzkach.
-Przepraszam...- Wydostałam się spod jej uścisku i zrobiłam parę kroków przed siebie, by tylko na chwilę się zatrzymać i odwrócić w jej stronę. Tym razem tylko stała. Zero jakiejkolwiek reakcji.
Chciałam powiedzieć coś jeszcze, wyznać prawdę, ale nie umiałam.
Po raz kolejny jej uciekłam...
CZYTASZ
The Camren Kingdom
FanfictionUperland, inaczej zany jako "Królestwo Kobiet", to miejsce w którym na tronie zasiada kobieta, armia składa się w większości z kobiet, oraz wyższe stanowiska zajmują właśnie kobiety. Camila jest księżniczką, która za namową matki- ma znaleźć sobie...