XXV.

474 47 10
                                    

Lauren Pov.

Przygotowania do wojny w końcu ruszyły pełną parą.

Posłańcy zostali wysłani do naszych sojuszniczych królestw, rycerze rozpoczeli przygotowania broni i pancerzy, a my wraz z dowódcami opracowujemy strategię.
Szykujemy się też mentalnie mną duże straty w ludziach, gdyż Zakon czarnego krzyża ma naprawdę liczne wojska. Nas ratuje tylko wysoki poziom stylu walki.
Nigdzie na naszej półkuli nie ma lepszych wojowników od naszych z Uperlandu.

Tym razem również zmieniamy podejście do jeńców wojennych- nie mamy zamiaru oszczędzić żadnego z tych morderców niewinnych ludzi. To by było zbyt niebezpieczne, a wytępiając ich co do jednego bynajmniej pozbędziemy się ich na dobre.

Zauważyłam, że moja małżonka bardzo to przeżywa z powodów osobistych, więc moim obowiązkiem jest ją wspierać, oraz zadbać o to by trzymała się w kupie. Jeśli choć jedna z nas się rozsypie to i druga może popaść w obłęd- a to zaś mogło by się źle skończyć dla przyszłości nadchodzącej bitwy , jak i królestwa.

-Musisz coś zjeść. Nie tknęłaś porannej strawy, jak masz zamiar zebrać siły przed wojną?- Usiadłam obok kobiety, która prawię pół dnia spędziła w łóżku.

-Jak mam jeść skoro brak mi do tego ochoty? Jak Znów zjem na siłę to zwymiotuje...- Spuściła głowę w dół, lecz ja na nowo ją uniosłam, sprawiając by na mnie Spojrzała.

-Kochanie, wiem że to dla ciebie ciężki temat i nie chcesz o tym rozmawiać, lecz wiedz że robiąc tak osłabiasz nie tylko siebie. Musisz wziąć się w garść. Bez ciebie sobie nie poradzę, jesteśmy jednością pamiętasz?- Powiedziałam, patrząc jej prosto w oczy.

-Pamiętam...I... dziękuję Ci za troskę. Ale na pewno nie będzie mi łatwo stanąć z uniesioną głową w obliczu takiego zagrożenia. Lauren ja... ja się boję.- W jej oczach zaczęły pojawiać się łzy, które od razu starłam.

-Wiem najdroższa, wiem. Ale masz mnie, Dinach, Ally I Normani. Razem damy radę przez to przebrnąć.- Przytuliłam ją do siebie.

-Dziękuję...- Wyszeptała.

W pewnym momencie drzwi się otworzyły z hukiem, a zza nich weszła Dinah.

-Kurwa ale zajebiście, zawsze chciałam jebnąć w te drzwi. Ale muszę przyznać że są mocne, aż mnie noga zabolała.- Zaczęła pocierać obolałe miejsce.

-O, hej Dinah.- Brązowooka oderwała się od mojego boku, otarła oczy i Odwrociła się w stronę kobiety.- Cóż cię do nas sprowadza?

-Eee... chyba wam nie przeszkodziłam co?- Zaczeła machać palcem między mną, a Camz.

-Na litość Boską! Czemu ty jesteś taka Zbereźna? Czy dla ciebie wszyscy za zamkniętymi drzwiami muszą robić tylko jedno?- Również wstałam z łoża.

-Nie koniecznie... niektórzy nie zamykają drzwi...

-Ugh... Poprostu powiedz po co przyszłaś.- Powiedziałam zirytowana.

-Chciałam zapytać czy idziecie z nami trochę poćwiczyć style walki przed wymarszem.

-Nie, dzieki ale nie mamy na to w tym momencie ochoty.- Tym razem odpowiedziała jej brunetka.

-Przecież wyruszamy za niecałe cztery dni! Tu już nie ma czasu na "mam bądź nie mam ochoty"- Zagestykulowała wypowiadając te słowa.

-Pragnę Ci przypomnieć kto jest lepszą szermierką z nas dwoje. Poza tym, ćwiczyliśmy już tyle że w te parę dni nie zapomnimy jak się wlaczy, zapewniam cię.

-No dobra, dobra. Ale żeby potem nie było że nie ostrzegałam.- Podniosła ręce w geście obrony, po czym odwrociła się na pięcie i opuściła komnate.

-Ah ta Dinah... a już myślałam że związek z Normani ją uspokoił.- Pierwszy raz na twarzy Camili zauważyłam usmiech.

- niektórzy nigdy się nie zmieniają.- Również się Uśmiechnęłam i podeszłam do kobiety, składając na jej ustach pocałunek.

-Ty na szczęście przestałaś chędożyć jedną Panienkę za drugą.- Uśmiech na jej ustach poszerzył się jeszcze bardziej, na co ułożyłam swoje dłonie na jej biodrach.

-Fakt. Nie zaprzeczę.- Zaczęłam całować ją z coraz większym pożądaniem.

W końcu zaczęło brakować nam tchu i przewróciłyśmy się na łoże.

Oderwałam się od ust  kobiety by nabrać trochę powierza i przy okazji przyjrzeć się jej urodzie.

Jest taka piękna...

Przejechałam prawą dłonią po jej twarzy, czując ciepło i gładkość jej skóry.
Robiłam to powoli i bez pośpiechu.
Następnie zjechałam do jej ust, szyi, klatki piersiowej.
Powolnymi ruchami rozwiązałam sznurek jej gorsetu i go zdjęłam, móc nacieszyć się widokiem jej pięknych piersi.

Wznowiłam pocałunek.
Tym razem był on powolny i przepełniony uczuciem.

Tak samo jak ręką , tak i teraz ustami- powoli i bez pośpiechu sunęłam wargami po jej ciele, aż dotarłam do piersi.
Kobieta na ten ruch gwałtownie wpuściła, a następnie z siebie powietrze.

Moja wolna dłoń znalazła się pod jej suknią i Zaczęła powolnymi wpierw ruchami zaspakajać pożądanie ze strony kobiety.

Pomieszczenie wypełniło się jękami kobiety.


Dinach Pov.

-No jak nic się pierdolą!- Wrzasnęłam, cały czas przyciskając ucho do drzwi. W tym samym czasie zauważyła mnie przechodząca obok Allyson.

-Dinah! Co ty wyrabiasz?! Czemu stoisz tu i podsłuchujesz co robi Camila i Lauren?.

-Bo przed chwilą zostałam wyzwana od nieżądnic, a tu proszę. Same nie są lepsze. Jak mi nie wierzysz to posłuchaj sama.- Odsunełam się od drzwi by zrobić miejsce przyjaciółce.

-Oszalałaś? Nie będę ich posłuchiwać jak ostatni perwers. To że ty wszędzie się dopatrujesz jednego to nie znaczy że i ja taka jestem. Pewnie o czymś rozmawiają.

-Oh tak! LAUREN!- Zza drzwi dobiegły jęki Camili, na co blondynka Zrobiła się cała czerwona.

-Matko Bosko! Czy w tym zamku nie ma nikogo kto by był normalny?! - Wykrzyczała, po czym szybkim krokiem odeszła jednym z korytarzy.

-Haha, biedna Ally. Ona też potrzebuje pożądnego zbliżenia z kimkolwiek.- Zaśmiałam się, po czym sama odeszłam od drzwi i udałam się do swojej komnaty.

-

The Camren KingdomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz