XII.

681 71 21
                                    

Jak się czuje?
Zdradzona, oszukana, zraniona.

Jak ona mogła tak poprostu mnie okłamywać przez ten cały czas?
Po co? Czemu miało to służyć?

Nie wiem czy kiedykolwiek poznam odpowiedzi na te pytania, gdyż nawet nie mam już ochoty rozmawiać z Camilą...
Co prawda moje serce nadal jest nią przepełnione- acz kolwiek ma duma została roztrzaskana, więc nie mam zamiaru więcej do niej się zbliżać, prócz ważnych uroczystości, na których być muszę.

Chyba pójdę dziś do chaty publicznej i zabawie się z jakąś miłą Panienką. Muszę jakoś przyćmić uczucia do kobiety, która mnie zraniła.

_______________

Dinah Pov.

Już myślałam że widziałam wszystko w życiu, ale najwyraźniej się myliłam.
Zakochana Lauren, Księżniczka Camila to dobrze znana nam Lady Kasandra, a ja właśnie chowam się za drzwiami do kuchni zamkowej i śledzę pewną ślicznotke, której nie mam na celu tylko wychędorzyć.
Zaprawdę- dziwne czasy nastały.

Gdy po 15 minutach koczowania mój cel ruszył przed siebie korytarzem- ja zaczęłam iść za nią.
Gdy była już blisko drzwi przez które miała wejść- wyskoczyłam zza rzeźby i podeszłam do niej od tyłu.

-Witaj Panienko, ładna dziś pogoda nieprawdaż?- Chciałam być spontaniczna, lecz tym przestraszyłam Czarnoskórą tak bardzo, że ta opuściła tacę z jedzeniem na ziemię.

-O matko! Przepraszam! Straszna ze mnie niezdara!- Wykrzyczała, skupiając się na zbieraniu tego co spadło.

-Ależ to moja wina, o Pani. To ja Panienkę przestraszyłam.- Położyłam swoją dłoń na jej gdy próbowała podnieść jabłko.

-Doprawdy? To w takim razie może zaprosi mnie Pani na obIa... - Nie udało jej się skończyć gdyż spojrzała na moją twarz. Wyglądała jakby zobaczyła ducha.

-Obiad? Z przyjemnością! O której Panienka kończy zmianę? Przybęde.- Wstałam na równe nogi i się ukłoniłam.

- Ja... Nie mogę dzisiaj..- Spojrzała w ziemię by uniknąć kontaktu wzrokowego, lecz szybko Podniosłam jej głowę za pomocą mej dłoni na jej podbródku.

- To może innego dnia?

-Niestety ale muszę być przy przyjaciółce... Jej matka prawie została zamordowana...- Skojarzyłam w tamtym momencie fakty.

-Zaraz... czy nie jesteś przypadkiem przyjacołką Księżniczki Camili?

-J-ja? Skądże... chodziło mi o kogoś innego...

-Twe próby kłamania są urocze, acz kolwiek widziałam Cię na tej feralnej uczcie. Nie wierzę że  dwie osoby zostały zaatakowane w ciągu tej samej doby. Nasze królestwo jest bezpiecznym miejscem.- założyłam ręce na klatce piersiowej.

-Bezpiecznym? To czemu doszło do ataku? Czemu tej kobiety nikt nie przeszukał? Kto na to pozwolił?- Zamurowało mnie na moment i gdy już chciałam jej odpowiedzieć - ta przechodziła przez drzwi.

Zanim jednak te zdążyły się zamknąć- dostrzegłam Camile siedząca na łóżku. Oczy miała sine, policzki zalane we łzach.
Totalny obraz nędzy...
Dobrze wiedziałam kto może ją pocieszyć, ale nie będzie proste przekonanie tej osoby by tu się zjawiła.
Będę musiała działać i ten cyrk jakoś ogarnąć.

Zaczęłam od wypytania o stan zdrowia królowej- ten jest krytyczny i nie zapowiada się na to by ta z tego wyszła.

Kolejną osobą o którą zapytałam była Lauren, która jak się okazało- wybrała się do stolicy nierządu.
Głupia jak zawsze emocje tłumi w takim miejscu, a przecież są inne, bardziej higieniczne miejsca.

Zanim poszłam ją uratować przed kolejnym zakażeniem jakimś syfem- postanowiłam zwerbować Allyson do tej misji. Zawsze umiała przygadać Lauren do rozsądku i ją uspokoić.
Oczywiście nie musiałam jej nawet prosić, a ta już była przede mną i musiałam zacząć bieg, gdyż w innym przypadku bym nie zdążyła.

Gdy dotarłyśmy do budynku, od razu wypytaliśmy o numer izby w której znajduje się nasza zguba, powołując się na stanowiska- miałyśmy do tego prawo.
Allyson(cały czas mi uciekając) pierwsza stanęła przed drzwiami i ku mojemu zdziwieniu- zamiast pukać, wywarzyła drzwi jednym kopnięciem.

-Madam Lauren Jauregui! Ty bezbożna kobieto! Jak możesz korzystać z usług tych kobiet, gdy wybranka twego serca Cię potrzebuje!

-Allyson? Dinah? Co wy tu robicie? Nie widzicie że jestem zajęta?!- powiedziała stojąc jeszcze w odzieniu.

-Ratujemy Cię od popełnienia błędu!

Bez dalszej rozmowy- Allyson podeszła do niej, uderzyła ją tak mocno, że Lauren straciła przytomność i przełożyła ją przez barki.
Ja zaś podeszłam do łóżka, zabrałam jej rzeczy i rzuciłam nierządnicy złotą monetę na odchodne.

Gdy już się odpowiednio oddaliliśmy, dotarłyśmy nad rzekę, gdzie wrzuciłyśmy Lampe- oczywiście pilnując by nie porwał ją nurt.
Po jakoś minucie  pod wodą- odzyskała przytomność i łapczywie nabrała powietrza w płuca.

-Co do cholery?! Czy wy chciałyście mnie zabić?!- Rzuciła się na nas Ale my byłyśmy szybsze i trzymając ją za ręce, ponownie zanurzyłyśmy jej głowę w wodzie.

-Opanuj się to przestaniemy.- Powiedziałam zaraz po wynurzeniu jej, ale ta nadal nie słuchała więc przetrzymałyśmy ją na tyle długo, że prawie serio zgineła.

-Wy... suki... zabije... - Wydyszała lecz znów ją na dłużej zanurzyłyśmy.

-Dobra, tyle jej starczy. Nie ma już siły.- Zarządziła Ally i razem ją wyciągnęłyśmy na brzeg, siadając na wywróconym drzewie o który oparliśmy tą już nie tak napaloną Lauren.

Po tym jak wzięła parę większych wdechów I oparła się o drzewo, mogliśmy wywnioskować, że raczej nie ma siły by nas atakować i zaczełyśmy z nią rozmowę.

-Lauren, mam nadzieję że nie będziesz miała nam tego za złe, jak opowiemy Ci powód naszego zachowania.- Zaczęła Blądynka.

-Właśnie, a powód mamy poważny- w końcu chodzi o twoją ukochaną i waszą relację.

-O co?! Czy was coś nie pojebało?! Po takiej akcji mam prawo was obie zgłosić i zdegradować jak nie ostarżyć o próbę morderstwa! I o chuj wam chodzi z tą ukochaną?! Nie mam takiej i mieć nie mam zamiaru.

-Siebie możesz oszukiwać, ale nie nas. Wiesz że zależy Ci na Księżniczce tak samo jak jej na tobie. A akurat teraz jesteś jej potrzebna... Powinnaś wiedzieć że ukrywana przez nią tożsamość nie była by się Tobą zabawić. Słyszałam, że zrobiła tak bo myślała że jak dowiesz się prawdy to będzie koniec waszej znajomości.

-Serio myślicie że mam zamiar was teraz słuchać?... po tym co zrobiłyście?!

-Lauren... uspokuj się pro..

-Pierdol się!... Obie się pierdolcie! Nie chce was znać!

To były ostatnie słowa które wypowiedziała zanim pobiegła w głąb lasu.
Postanowiłyśmy, że damy jej teraz spokój i będziemy mieć nadzieję, że chociaż coś do niej dotarło i że nam wybaczy co zrobiłyśmy.

The Camren KingdomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz