Wyznanie

43 5 10
                                    

Nadszedł ten dzień. Dzień Próby Baśni. Poprzedniego dnia wszyscy przez cały dzień zwiedzali Błękitny Las, żeby zapoznać się z terenem. Lia starała się wówczas jak najbardziej odłączyć od grupy, żeby znaleźć miejsce, w którym mogłaby się ukryć. Jeśli tylko było to możliwe, chciała uniknąć spotkania z innymi uczestnikami.

Do całej sztuczki zainspirowała ją wiewiórka. Przez całą wycieczkę krajoznawczą szukała idealnego drzewa. Aż w końcu znalazła.

Od ostatniej rozmowy nie widziała się z Paonem. Oboje byli zajęci przygotowaniami. Jednak dzień przed Próbą Lia specjalnie go unikała. I nie chodziło o to, że Albemarl nie opuszczał go na krok. Bała się. Nie wiedziała, jak sobie z tym wszystkim poradzić. Liczyła, że to uczucie zniknie, że to było tylko krótkie zauroczenie chłopakiem i szybko wszystko wróci do normalnego stanu: przyjaźni. Ale wciąż przyłapywała się na tym, że wspominała ich ostatnią rozmowę. Jego uśmiech, dreszcz, który ją przeszył, gdy dotknął jej dłoni, to, jak się zarumienił, gdy na niego spojrzała. Przypominały jej się też starsze wydarzenia. Gdy złapała jego różę na ceremonii. Gdy dostrzegła go jako jedynego wśród zawszan tego samego dnia. Gdy spędzili razem szlaban w Błękitnym Lesie, a ona obudziła się z głową na jego ramieniu. Nie mogła przestać o nim myśleć... I uśmiechać się, gdy to robiła. Wpadła po uszy i nie mogła się wydostać. I bała się, że to wszystko szybko zniknie, że przez to głupie, nastoletnie uczucie, które rzadko bywało trwałe, po prostu go straci. A ona nie chciała tego.

Evie martwiła się o nią. Nie tylko w kwestii Próby Baśni, ale także jej zachowania. Lia widziała to i czuła się źle z tym, że nic jej nie mówi. Ale... czuła, że to powinna być jej tajemnica. Jej własna i wyjątkowa, którą nie chciała się z nikim dzielić. W końcu jej to wyjaśni, ale jeszcze nie teraz. Teraz czekała na swoje wejście.

Ona i Paon byli jednymi z tych, którzy wchodzili ostatni. Szczerze mówiąc, Lia wolałaby być pierwsza i jak najszybciej zniknąć. Jednak wiedziała, że w Lesie czyhały też inne niebezpieczeństwa. 

Lia unikała patrzenia na Paona, który wchodził jako siódmy. Ona była ósma, Albermarl trzeci, a Eris czwarta.

Evie podeszła do niej i złapała ją za dłoń. Tylko ona nie była w koszuli nocnej, a w swoich ubraniach z domu, na które założyła gruby sweter, oraz szaliku.

— Lia, na pewno wszystko dobrze? — zapytała z troską w głosie.

— Nic mi nie będzie, wiec jeszcze się ze mną pomęczysz — spróbowała zażartować.

— Ciągle unikasz Paona, a on ciągle na ciebie patrzy. Co się między wami stało? — zapytała brunetka.

— Ja... Nic się nie wydarzyło. Jeszcze nie.

— Ukrywasz coś przede mną — stwierdziła dziewczyna z żalem. Lia westchnęła i zamknęła na chwilę oczy, chcąc się skupić. Obrady okrągłego stołu sumienia się rozpoczęły. Głos zabrało serce: tak będzie uczciwie wobec niej. Następnie odezwał się rozum: prawda jest zawsze lepsza niż kłamstwo. Pozostali uczestnicy obrad zgodzili się z oboma przedstawicielami. Decyzja została podjęta.

— Evie... Ja... Nie chcę, żeby ktoś nas przez przypadek usłyszał. Opowiem ci wszystko, absolutnie wszystko, kiedy wrócę. Obiecuję ci. 

Dziewczyna zmarszczyła na chwilę brwi, na chwilę zerknęła w stronę zawszan, po czym wróciła wzrokiem do Lii i uśmiechnęła się radośnie. Evie nachyliła się w stronę Lii, która była nieco niższa, i szepnęła tak cicho, że tylko one mogły to usłyszeć:

— Zakochałaś się w nim?

— Mogłam przewidzieć, że się dowiesz... — westchnęła Lia, naciągając kaptur płaszcza, by jeszcze bardziej schować w nim głowę.

Akademia Dobra i Zła: Historia prawdziwa || ff ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz