[...] Bóg aniołom, którzy zgrzeszyli, nie odpuścił, ale wydał ich do ciemnych lochów Tartaru, aby byli zachowani na sąd*
Tymczasem aniołowie, których siła i potęga jest większa, nie wnoszą przeciwko nim przed Pana przeklinającego wyroku potępienia.**
* 2 List św. Piotra 2:4
** 2 List św. Piotra 2:11
~*~
Gdy Gabriel zniknął, a Samael został w parku sam, przez chwilę zastanawiał się, w którym momencie jego stanowcze "Nie, Gabrielu" zmieniło się w "Niech ci będzie". Niestety, słowo się rzekło, a on musiał wypełnić to, do czego znów się zobowiązał. Smętnym krokiem ruszył przed siebie, w kierunku tymczasowego miejsca zamieszkania Elbren. Czy z jego strony, to już podchodziło pod prześladowanie? Nie znał się za bardzo na ludzkim prawie, ale miał dziwne przeczucie, że tak to właśnie wyglądało.
Najbardziej jednak irytował go fakt, że znów został udobruchany obietnicami, słowami, które na dobrą sprawę mogły być po prostu rzucane na wiatr. Bo jaką gwarancję miał Gabriel, że wszystko pójdzie po jego myśli, a Metatron bezproblemowo da się usunąć z Chóru Serafinów? Owszem, Samael dysponował naprawdę ogromną mocą, zdolną powalić niejednego żołnierza Zastępów Anielskich. Jednak plan Gabriela, nie wliczał ingerencji Boga. Z taką siłą, Samael już nie miał najmniejszych szans. Czyżby Archanioł był przekonany, że Ojciec i to zignoruje?
Samael pokręcił niedowierzająco głową. To wszystko brzmiało tak absurdalnie, tak nieprawdziwie, że sam nie wiedział, co powinien o tym myśleć. Przede wszystkim, nie rozumiał, dlaczego musiał tu zostać. Było tyle miejsc we wszechświecie, do których mógłby się udać, które mógłby odwiedzić. Tymczasem, włóczył się nocą po ulicach jakiegoś małego miasta i próbował nie dopuszczać do siebie myśli, że właśnie awansował na prywatnego ochroniarza, córki Archanioła. Ten dzień zdecydowanie zostanie mu w pamięci na długie milenia.
Na jego szczęście, nocne życie w mieście Farmington Hills praktycznie nie istniało. Światła w domach były pogaszone i sporadycznie spotykał kogoś na ulicy. Zupełne przeciwieństwie, wiecznie głośnego Los Angeles, Miasta Aniołów, które niedawno miał okazję odwiedzić. Niezmiernie cieszył go fakt, że tutaj miał jako taki spokój, muzyka nie zagłuszała jego własnych myśli, a neonowe i pstrokate bilbordy nie raziły po oczach.
Jednak nadal było tutaj zbyt przyziemnie, zwyczajnie. Tak ludzko. Niezbyt zadowalało go również to, że całą drogę, aż pod same drzwi, narzekał i rozmyślał o swoich problemach, a także, o tych Gabriela. Od wejścia do środka powstrzymała go myśl, że nie chciał zawiadamiać domowników o swoim powrocie, skoro nikt prócz Elbren nie wiedział o jego wyjściu. Dziewczyny swoją drogą, też wolał nie informować tak od razu. Okolica była pusta, żadnych przechodniów i przy okazji — świadków, tego, co miał zamiar zrobić.
Do środka chciał dostać się przez okno, którym wyszedł i ku jego uciesze, nadal pozostawało otwarte. Uwolnienie trzech par skrzydeł, było dla niego ogromną ulgą. Zwłaszcza dla pleców, których Samael nie przyzwyczajał do tak długiego ukrywania anielskiego atrybutu. Z chęcią wcale by ich nie chował, ale niestety ujawnienie swojej tożsamości nie wchodziło w grę. Wymazywanie wspomnień nie należało do trudnych umiejętności, ale Samaelowi najzwyczajniej nie chciało się w to bawić. Zwłaszcza że teraz większość swojej uwagi musiał poświęcać córce Gabriela.
Swoje skrzydła schował w momencie, gdy przysiadł na parapecie. Oczywiście, był on na tyle mały i wąski, że ledwo się tam mieścił, dlatego dość szybko zrezygnował z tego miejsca. Nadal nie mógł przyzwyczaić się do wystroju pomieszczenia, które nijak nie pasowało mu do Elbren. Na tyle ile ją poznał, mógł stwierdzić, że była poważną, trzeźwo myślącą osobą, a tymczasem wszystko dookoła przywodziło mu na myśl kompletne jej przeciwieństwo. Oczywiście, zdawał sobie sprawę, że najzwyczajniej jest to jej stary pokój, ale spoglądające na niego pluszowe misie wcale nie ułatwiały mu zaklimatyzowania się tutaj.
CZYTASZ
Serafin
FantasyWiele tysiącleci temu, kiedy Bóg powołał do życia pierwszego człowieka, w Niebie wybuchła wojna. Brat stanął przeciwko bratu, a Siedem Niebios zostało zbrukane krwią. Ostatecznie armia Lucyfera z samym Synem Jutrzenki na czele upadła, a zastępy Pan...