część dziesiąta

100 6 5
                                    

Nadszedł świąteczny czas. W dniu uprzedzającym wyjazd uczniów do domu na Boże Narodzenie, odbywało się spotkanie Gwardii Dumbledore'a. Tym razem mieli za zadanie wyczarować patronusa. Harry wyczarował go jako pierwszy, aby pokazać reszcie, jak to się robi. 

— Fajny jeleń. — Zaśmiała się  Anais, która zaraz dostała w tył głowy od Evelyn. 

Potter poinformował, iż żeby stworzyć patronusa, trzeba pomyśleć o najszczęśliwszym wspomnieniu. 

Evelyn praktycznie od razu do głowy przyszły wszystkie momenty, w których była z Draco. Chłopak naprawdę wiele dla niej znaczył i był dla niej jedynym wsparciem w Slytherinie. Gdy tylko pomyślała o chłopaku, z końca jej różdżki wyskoczył ogromny pies, którym prawdopodobnie był bernardyn. 

— A pomyśleć, że Eve woli koty...— Parsknęła cichym śmiechem Isla, na którą teraz przyszła kolej. 

Pierwszą myślą Gryfonki był jej pierwszy mecz w Quidditcha. Od początku kochała tą dyscyplinę i sądziła, że te wspomnienia będą wystarczające, co okazało się błędnym stwierdzeniem. Wtem w jej głowie odtworzył się moment, w którym poznała Freda na ulicy Pokątnej pięć lat temu. Od pierwszego roku wiedziała, że chłopak nie będzie dla niej obojętny.  Tym razem się udało i po Pokoju Życzeń biegał kolejny pies, tym razem trochę większy od tego, który pojawił się Evelyn. 

Następna miała być Violet, aczkolwiek podekscytowana Anais wepchnęła się przed nią. Przymknęła oczy, dzięki czemu mogła się bardziej skupić. Pierwsza chwila, która pojawiła się to było dostanie się do Hogwartu oraz ogólnie pierwszy rok, w którym miała okazję poznać Cho. Naprawdę się cieszyła, że dostała się do szkoły pełnej magii. W końcu wykonała wyznaczony ruch różdżką, a przed nią pojawiła się mała tchórzofretka, która zaczęła ganiać między nogami uczniów. 

W końcu nadeszła kolej na Violet. Krukonka kurczowo trzymała różdżkę w dłoni, próbując sobie przypomnieć jakiekolwiek wspomnienie. Nie wiedząc czemu, najpierw pomyślała o Harry'm. Pomimo tego, że nie znali się super długo, chłopak naprawdę wiele dla niej zrobił, a każda spędzona z nim chwila była bezcenna. Rzuciła zaklęcie, ale nic się nie stało. Spojrzała na Potter'a, który tylko posłał jej pocieszający uśmiech. 

— Spróbuj jeszcze raz. — Zachęcił ją brunet, kładąc dłoń na jej ramieniu. 

Kolejną osobą, która przyszła jej do głowy był George. Od jakiegoś czasu naprawdę poprawił się im kontakt do takiego stopnia, że teraz śmiało mogłaby powiedzieć, iż się przyjaźnią. Weasley pojawiał się zawsze wtedy, gdy go potrzebowała i nie wyobrażała sobie teraz tego roku bez niego. Po raz kolejny wypowiedziała zaklęcie, aczkolwiek teraz też się nie udało. 

— Dawaj, maluchu! Dasz radę! — Zaczął skandować i klaskać w dłonie młodszy bliźniak.

Już lekko zrezygnowana Violet spojrzała na swoje przyjaciółki, które pokazały jej, że trzymają za nią kciuki. Przez co tym razem zaczęła myśleć o każdej chwili spędzonej z nimi. Dziewczyny były dla niej najważniejsze. Miała w nich zawsze oparcie. W jej myślach pojawiały się sceny, w których najpierw się poznały, potem ich przyjaźń zaczęła się rozrastać do takiego stopnia, że teraz są nie do rozłączenia. Po raz ostatni wykonała różdżką konkretny ruch, wypowiadając zaklęcie, a tuż przed nią pojawił się kolejny już pies, który zaczął biegać po pomieszczeniu. 

— Udało się! — Wykrzyczała uradowana Krukonka, zaczynając podskakiwać w miejscu. 

Gdy każdemu uczniowi udało się wyczarować patronusa, wszyscy pożegnali się ze sobą, zaraz kierując się w stronę Wielkiej Sali, gdzie odbywała się kolacja. Czwórka przyjaciółek postanowiła, że wezmą parę rzeczy ze stołów i zjedzą w swoim ulubionym miejscu, czyli na błoniach. Zasiadły razem na ziemi, pokazując to, co udało im się ukraść. Dziewczyny spojrzały zdziwione na Isle, która przyniosła całą miskę z kurczakiem. 

Nie żałuj umarłych | George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz