Diana zupełnie nie umiała zdecydować, co było gorsze: siedzenie w zimnym, ciemnym pomieszczeniu, spowitym grobową ciszą, czy raczej myśl o Charliem. Ze wszystkich scenariuszy, jakie rozpatrywała wielokrotnie w głowie, próbując znaleźć najlepsze wyjście z sytuacji, nigdy nie brała pod uwagę tego, które się rozegrało. Nie brała pod uwagę, że zdoła aż tak źle odczytać intencje mężczyzny, podczas gdy — teraz, już po fakcie — wydawały się one całkowicie klarowne.
— Świetnie... — wymamrotała do siebie i oparła czoło na dłoniach, a jej głos zadrżał pod wpływem emocji.
Nie chciała go skrzywdzić. Wiedziała, że mogło się to okazać dość nieuniknione, ale to, co się wydarzyło, przypominało raczej koszmar niż rzeczywistość. Tym bardziej, że została zabrana, zanim w ogóle zdążyła powiedzieć mu prawdę. Zapewnić, że ich relacja była prawdziwa, nawet jeśli zaczęła się od kłamstwa i manipulacji. Od durnej kradzieży, za którą nie ponosiła winy.
Mimo to Diana wiedziała, że w obecnej sytuacji nie była niewinna. Nie, nie ukradła jaja, ale pomogła je ukryć, zamiast od razu powiedzieć prawdę, co czyniło część oskarżeń, jakie jej stawiano, słusznymi. Nie potrafiła zresztą zmusić się do wydania swoich braci, chociaż było to zachowanie kompletnie irracjonalne. W końcu od początku zaznaczała, że nie zamierza wcale ponosić odpowiedzialności za nieswoje błędy. Z drugiej strony... Poczucie winy nieustannie dawało o sobie znać, a za nim podążał wstyd i niewysłowiona złość.
Nie potrafiła żałować swojego losu, gdy cały czas pamiętała intensywność rozczarowania Charliego — bólu, który dopiero rodził się w jego ciele. Zasługiwała na jakąś karę, a przynajmniej tak sądziła. Być może nie powinna trafić do więzienia za złamanie komuś serca i stawanie w obronie swoich głupich, młodszych braci, ale... Ale zasługiwała na wszystko, co w tamtym momencie czuła, a nawet więcej.
Starała się jednak odsunąć na bok własne zmartwienia i irracjonalne pobudki. Nie mogła powiedzieć prawdy, dopóki nie miała pewności, że nie zrobi nic, by zaszkodzić sprawie. Musiała czekać na ojca i na jego stanowisko, nawet jeśli oznaczało to dalsze irytowanie już i tak zirytowanych Aurorów, którzy zadawali jej te same pytania i otrzymywali w kółko inne odpowiedzi.
Drzwi do pomieszczenia otworzyły się gwałtownie, zalewając pokój światłem, które na moment oślepiło Draganescu. Zmrużyła oczy i spojrzała na dwie, znajome już, postaci — Aurorów Finneasa i Hamleta. Westchnęła ciężko, gdy mężczyźni zajęli miejsca naprzeciwko i skupili na niej swoją uwagę.
— Jest pani gotowa, by powiedzieć prawdę? — spytał groźnie Hamlet, a Diana uniosła brwi.
— Jeszcze nie — odpowiedziała uprzejmie. — Napiłabym się za to herbaty.
— To nie jest bar, panno Draganescu.
— Oczywiście, że nie. W barze prosiłabym o coś mocniejszego.
Aurorzy wymienili się spojrzeniami, a jeden z nich — Finneas — zacisnął dłoń w pięść. Mieli jej wyraźnie dosyć, za co naprawdę nie mogła ich winić. Sama też miała siebie dosyć, zarówno ze względu na Charliego, jak i na ogólną niechęć wobec zakrzywiania rzeczywistości, podczas gdy doskonale wiedziała, co właściwie zaszło.
— Panno Draganescu... Zdaje sobie pani sprawę, że mamy naocznych świadków, którzy bez wahania zeznają, co słyszeli? — spytał Hamlet, a ona uśmiechnęła się zdawkowo.
— Tak, zdaje się, że już wspominaliście — odparła obojętnym tonem.
— Mało tego! Nasi koledzy właśnie przeszukują pani posiadłość. Spodziewają się odnaleźć zaginione jajo, a gdy tak się stanie... Wtedy już nie będzie pani miała możliwości składania wyjaśnień.
CZYTASZ
Lochy i Smoki ✔ [Charlie Weasley x OC]
FanfictionDiana Draganescu dorastała w cieniu smoków - całkiem dosłownie. Jako mała dziewczynka często spoglądała w niebo z nadzieją, że wysoko nad jej głową pojawi się jedno z tych majestatycznych, niebezpiecznych stworzeń. Nigdy za to nie marzyła o zostani...