Diana przestąpiła nerwowo z nogi na nogę i wygładziła materiał czerwonej sukienki, sięgającej nieco przed kolano; normalnie postawiłaby na coś znacznie bardziej klasycznego, ale Charlie twierdził, że wyglądała przepięknie. Rozkloszowany dół podkreślał kobiecość jej sylwetki, a dopasowana góra, z dość mocno wyciętym dekoltem, przyciągała wzrok swoją prostotą.
Nie wyglądała jak wpływowa arystokratka, a raczej jak ubrana odświętnie, absolutnie zwyczajna kobieta. Czuła się dziwnie z myślą, że właśnie w takim wydaniu przyjdzie jej poznać rodzinę swego wybranka, ale — z drugiej strony — nie musiała wcale zasłaniać się drogimi ubraniami, których dostojność potrafiła przytłaczać. Tym bardziej nie w sytuacji, gdy zamierzała zrobić dobre wrażenie na ludziach, którzy — według słów Charliego — nie należeli do najbardziej zamożnych na świecie, choć wojna bez wątpienia zmieniła ich sytuację na lepsze.
— Przestań się w końcu przejmować — jęknął smokolog i oparł się na łokciach, aby przejść do pozycji półleżącej.
Już dawno przyzwyczaiła się do jego widoku na swoim łóżku, ale nie mogła zaprzeczyć, że w tamtej chwili prezentował się nadzwyczaj interesująco; ubrany w nieskazitelną, białą koszulę i czarne spodnie, stanowił widok niezwykle rzadki i, jednocześnie, przyjemny. Diana na moment zapomniała o zdenerwowaniu, a jej wzrok zmierzył jego sylwetkę.
— To nie takie proste — wymamrotała nieobecnie, a Charlie zaśmiał się cicho, unosząc brwi.
— Gdyby nie fakt, że niedługo spóźnimy się na Świstoklika, z miłą chęcią odwróciłbym twoją uwagę — powiedział figlarnie, jedynie potęgując rozpacz Diany.
Teraz tym bardziej wolałaby zostać w domu. Odwróciła wzrok, robiąc naburmuszoną minę. Usłyszała, jak Charlie wstaje z łóżka, a już kilka sekund później poczuła jego dłonie na biodrach. Przymknęła oczy, gdy usta mężczyzny otarły się o jej szyję, składając na niej pocałunek za pocałunkiem, aż w końcu arystokratka obróciła się do niego przodem i pociągnęła go w dół.
W duchu dziękowała za magiczną szminkę, która nie rozmazywała się w żadnej sytuacji — nawet podczas namiętnego, gorącego pocałunku, odbierającego zdolność logicznego myślenia. Szybko nauczyła się, że nie każdy pocałunek musiał taki być; istniały także te subtelne, czułe, niosące komfort i bezpieczeństwo. Ten jednak stanowił całkowite zaprzeczenie wszystkiego, co delikatne, a Diana momentalnie poczuła się lepiej; Charlie znał ją zbyt dobrze, by sądzić, że łagodne metody odniosą pożądany skutek.
A poza tym... Nigdy nie pogardzał możliwością zmącenia każdej myśli w jej głowie i doprowadzenia ciała do wrzenia. Jego dłonie przesuwały się po jej plecach, talii, by w końcu wsunąć się pod sukienkę i chwycić za pośladki. Sekundę później siedziała na jednej z komód, z nogami zaplecionymi wokół jego bioder, a czekające ją rodzinne święta zostały wyparte z umysłu przez gorące usta mężczyzny.
— Charlie... — jęknęła i odrzuciła głowę w tył, a on oparł czoło na jej ramieniu, oddychając ciężko. — Może poczekamy na kolejny Świstoklik? — dodała z nadzieją, chociaż wiedziała, że podobny scenariusz nie był zbyt prawdopodobny.
Nie był także rozsądny, bo przecież nie chciała zrobić fatalnego wrażenia, spóźniając się na wigilijną kolację. Ponownie jęknęła, choć tym razem z desperacją i czystym żalem, który doprowadził Charliego do chichotu.
Odsunął się od Diany, kładąc dłonie na jej udach, po czym uśmiechnął się szeroko. Jego oczy wciąż błyszczały pragnieniem, a włosy, potargane przez arystokratkę, sterczały na wszystkie strony, tworząc silny kontrast z eleganckim odzieniem, które pozostało względnie nienaruszone. Mimo to wyraźnie nie zamierzał poddawać się dalszym uciechom, chociaż każdy zauważyłby na jego twarzy niepodważalny żal.
CZYTASZ
Lochy i Smoki ✔ [Charlie Weasley x OC]
FanfictionDiana Draganescu dorastała w cieniu smoków - całkiem dosłownie. Jako mała dziewczynka często spoglądała w niebo z nadzieją, że wysoko nad jej głową pojawi się jedno z tych majestatycznych, niebezpiecznych stworzeń. Nigdy za to nie marzyła o zostani...