O sielance stania w cieniu...

1.6K 176 58
                                    

Diana siedziała na krześle, starając się ignorować jego twardość; na początku wydawało się niemalże wygodne, ale obecnie, kilka godzin później, miała wrażenie, że zostało zrobione z kamienia. Od czasu do czasu wstawała, by rozprostować nogi i upewnić się, że wszystkie jaja smoków znajdowały się na swoich miejscach, a czasami zatrzymywała się przy niektórych na dłużej, starając się przypomnieć sobie, do jakiego gatunku należały.

Obiecała Daphne, że zastąpi ją na warcie, chociaż szczerze wolałaby znajdować się gdziekolwiek indziej — na przykład w domu, w którym siedziska nie przypominały tych z epoki kamienia łupanego. Zwyczajnie nie mogła jednak odmówić; smokolożka musiała pilnie teleportować się do Wielkiej Brytanii, w związku z problemami rodzinnymi. A te Diana rozumiała aż za dobrze...

Westchnęła ciężko i wstała po raz kolejny. Niemalże jęknęła, kiedy coś strzyknęło jej w plecach — i to na tyle głośno, że gdyby ktokolwiek, poza nią znajdował się w żłobku, na pewno posłałby jej przerażone spojrzenie. Podeszła wolnym krokiem do ulubionego jaja, należącego — bez wątpienia — do rogogona węgierskiego. Jego skorupka była niezwykle gruba, a barwą przypominała skałę. Diana już dawno zauważyła, że — choć w pochmurne dni prezentowało się zaskakująco zwyczajnie — w promieniach słonecznych błyszczało metalicznie, przypominając jej zachmurzone niebo, odbijające się w tafli jeziora, falującej pod wpływem wiatru.

— Jeszcze tylko godzina... — wymamrotała smętnie, odsuwając na bok poetyckie porównania, i oparła się o kołyskę.

Wbiła wzrok w ciemną skorupkę, zupełnie jakby spodziewała się, że ta zaraz poruszy się pod wpływem intensywności spojrzenia. Nic takiego się nie stało; jajo potrzebowało jeszcze dobrych kilka tygodni, by dojrzeć. Ochraniająca wnętrze, kamienna warstwa wciąż była relatywnie cienka, a w niektórych miejscach sprawiała wrażenie nieco jaśniejszej. Diana zupełnie nie umiała zrozumieć, dlaczego jajo — wraz z upływem czasu — stawało się coraz większe i mocniejsze, ale smokolodzy zgodnie twierdzili, że wiązało się to z charakterystyką danego gatunku. Rogogony węgierskie należały do niezwykle agresywnych i wytrzymałych smoków. Powstało wiele teorii, wiążących ich siłę z właśnie grubością skorupy jaja; im bardziej stworzenie musiało namęczyć się, by wydostać na zewnątrz, tym potężniejsze będzie.

Diana nie chciała zastanawiać się nad tym, czy teorie mają swoje uzasadnienie w rzeczywistości. Wolała nie myśleć o możliwości znalezienia się blisko wykluwającego się rogogona. Być może wiedziała co nieco o smokach, a nawet o podstawowej opiece nad nimi. Jeśli jednak istniały gatunki, do których nie pozwalano jej się zbliżać, ten zdecydowanie jednym z nich.

Zamyśliła się na tyle głęboko, że zupełnie nie usłyszała dźwięku otwierających się drzwi. Dopiero kiedy poczuła czyjeś dłonie na swoich biodrach, pisnęła ze strachu.

— Łapy precz, ty zboczeńcu! — wrzasnęła jeszcze, a szklarnia wypełniła się tubalnym śmiechem Charliego.

Arystokratka spłonęła rumieńcem, obserwując mężczyznę, który zgiął się w pół i rechotał bezwstydnie, podczas gdy ona próbowała uspokoić zszargane nerwy.

— Nie wiem, co bawi mnie bardziej — wydusił Weasley i podniósł głowę, by spojrzeć na Dianę. — Fakt, że kompletnie odpłynęłaś, twoja reakcja, czy nazwanie zboczeńcem kogoś, kto ośmielił się ciebie dotknąć.

— Bardzo zabawne. Zresztą akurat teraz miałam rację, przecież jesteś zboczeńcem — oświadczyła dumnie i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.

Charlie uniósł brwi, prostując się w końcu, chociaż na jego ustach wciąż błąkał się uśmiech.

— Tak, jestem okropnie zboczony. Nie wiem, jak inaczej wyjaśnić moje zainteresowanie tobą — parsknął, a ona zmrużyła oczy, po czym odwróciła się z powrotem w stronę kołyski.

Lochy i Smoki ✔ [Charlie Weasley x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz