O błaganiu i kosztach...

1.5K 191 25
                                    

Diana zastanawiała się, czy podjęła dobrą decyzję. Wpatrywała się w szlaban do rezerwatu z zafrasowaną miną, podczas gdy jej serce waliło szaleńczo w odpowiedzi na stres. Nie wiedziała, czego powinna się spodziewać. Mało tego — nie wiedziała, jak w ogóle zabrać się do tego, co zamierzała zrobić. Wątpiła, by którykolwiek z pracowników rezerwatu chciał ją wysłuchać, ale postanowiła, że nie odejdzie, dopóki nie spróbuje przekonać ich do zmiany zdania.

Z ciężkim westchnieniem podeszła bliżej, a mężczyzna, siedzący w niewielkiej budce tuż obok, uniósł wzrok i skrzywił się na jej widok.

— Chciałabym... — zaczęła Diana, ale on machnął ręką.

— Weasley nie chce cię widzieć — powiedział krótko, a Draganescu musiała zacisnąć na moment zęby, żeby nie jęknąć.

Tak, nie spodziewała się niczego innego, ale... Ale myśl o tym, że Charlie rzeczywiście zaczął darzyć ją aż tak dużą niechęcią, sprawiała jej fizyczny ból.

— Nie szkodzi — mruknęła jednak cicho, a strażnik uniósł brwi. — Chciałabym porozmawiać z kimkolwiek, a najlepiej z waszym przełożonym — wyjaśniła, starając się zachować jak najbardziej neutralny ton.

Wbrew swojemu rozgoryczeniu, uśmiechnęła się prosząco, co chyba przekonało mężczyznę do jej intencji, chociaż wciąż spoglądał na nią odrobinę nieufnie.

— Obiecuję, że chcę jedynie porozmawiać — zapewniła ze spokojem. — Nie będę sprawiać żadnych problemów.

— Wybacz moje wątpliwości — zakpił w odpowiedzi smokolog, a ona wzruszyła ramionami.

— Nie mam, czego wybaczać — odparła.

Strażnik jeszcze przez moment patrzył na nią z uwagą, po czym machnął różdżką, a z jej końca wystrzelił srebrny kształt, który szybko zamienił się w kota o puszystym ogonie. Chwilę później zniknął między drzewami, pokonując kolejne metry długimi susami. Diana domyślała się, że wezwał kogoś, kto mógłby poprowadzić ją w głąb rezerwatu — albo kogoś, kto przejąłby wartę.

W milczeniu oczekiwała na przybycie innego pracownika, a z każdą sekundą jej stres stawał się coraz wyraźniejszy. Mimowolnie objęła się ramionami i zakołysała na piętach; nie czuła się pewnie, będąc pod stałą obserwacją. Nie mogła oczekiwać niczego innego, ale nie przywykła do znajdowania się w tej pozycji. Była w końcu arystokratką, która nie zwykła prosić — ani tym bardziej błagać. Tymczasem właśnie to miała zamiar zrobić.

Musiała to zrobić.

W końcu, po długich minutach czekania, spomiędzy drzew wyłoniła się dokładnie ta sama kobieta, która zadecydowała o oddaniu Diany w ręce Aurorów. Rumunka zerknęła na strażnika, który uśmiechnął się ironicznie, ale nic nie powiedziała. W duchu miała ochotę wyklinać, na czym świat stoi, ale nie poprawiłoby to jej sytuacji. Zamiast tego wymusiła uśmiech i otworzyła usta, aby przywitać się z nowoprzybyłą. Została jednak powstrzymana przez stanowczy gest dłoni.

— Ani słowa — warknęła ze złością smokolożka, po czym zaczęła szeptem rozmawiać ze swoim współpracownikiem, podczas gdy Draganescu starała się nie panikować.

To tylko nieszkodliwa kobieta, powtarzała sobie w myślach, ale każde spojrzenie tej nieszkodliwej kobiety zmuszało ją do obejmowania się coraz ciaśniej i ciaśniej. Na nic zdawało się przypominanie sobie, że przecież była arystokratką, wychowaną do podejmowania trudnych decyzji, do radzenia sobie ze stresem w nienaganny sposób.

Lochy i Smoki ✔ [Charlie Weasley x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz