Alec przekroczył próg Nowojorskiej Biblioteki Publicznej z wypiekami na twarzy. Pokochał przecież to miejsce zanim je zobaczył, bo w końcu czy książkowego raju można nie pokochać?
Studia, które niedawno skończył, były odzwierciedleniem jego pasji i okazją do pełnienia największego marzenia. Bibliotekoznawstwo okazało się strzałem w dziesiątkę, czymś co sprawiało że Alec czuł lekkość w sercu. Tak właśnie powinno chyba być, prawda? O to przecież chodzi w pracy, o spełnienie, o radość w choćby najmniejszej sekundzie.
Jednak nie wszystkim pomysł chłopaka przypadł do gustu. Alec musiał przejść trudną drogę, aby znaleźć się tu gdzie był. I był z siebie dumny.
-Alexander Lightwood?
Obok niego, niczym duch, pojawiła się drobna blondynka z szerokim uśmiechem na elfiej twarzy. Jej krótkie do obojczyków, proste włosy podrygiwały przy najmniejszym ruchu jej ciała. I choć chłopak nie przepadał za ludźmi, to nieznajoma wydawała się przy pierwszym poznaniu miłą osobą. Chyba.
-Wystarczy Alec.
Dziewczyna wyciągnęła ku niemu dłoń.
-Jestem Alice Valmont. Pracuję w bibliotece od jakiegoś czasu i poproszono mnie o wdrożenie cię.-Uśmiechnęła się szeroko- Na pewno pójdzie gładko.-Dodała.
Alec odwzajemnił uścisk i pospiesznie zabrał dłoń. Nie lubił zbyt długiego kontaktu fizycznego z innymi. Na dobrą sprawę wolałby już zakopać się w pracy. Właśnie dlatego chciał zostać bibliotekarzem-lubił książki, a nie ludzi.
Alice była ubrana w dopasowany zielony sweter, który pasował do jej wielkich oczu w kolorze migdałów, i ciemne dżinsy. Na nosie miała spore okulary o okrągłych szkałach.
-Chodź za mną.-Poleciła i ruszyła żwawym krokiem przed siebie, sprawnie omijając kręcących się ludzi.
Lightwood posłusznie ruszył za Alice, rozglądając się na boki i chłonąc wzrokiem tyle ile tylko zdoła.
Budynek z zewnątrz również wyglądał okazale. Powitały go dwa wielkie lwy spoczywające ze spokojem i majestatem na cokołach. Jasny, olbrzymi budynek robił wrażenie na przechodniach i nim samym. Wnętrze także było prawdziwym arcydziełem. Dookoła płaskorzeźby i mnóstwo regałów, kuszących wspaniałymi pozycjami. W poprzek ustawiono długie stoły a na nich lampy i wygodne krzesła, aby można zabawić w bibliotece na dłużej. Jednak najpiękniejsze co Alec zobaczył to sklepienie. Przedstawiało ono bowiem cudowne, zachmurzone niebo. Sklepienie znajdowało się, na oko, na wysokości jakiś szesnastu metrów i sprawiało wrażenie niezwykle realnego.
Alec tak się na nie zagapił że o mały włos nie wpadł na Alice, która widząc jego zainteresowanie przystanęła by dać mu się nacieszyć widokiem.
-Ostrożnie-Roześmiała się perliście-Także uważam że sklepienie jest fantastyczne. Niedawno trwały tu prace renowacyjne. Artyści odwalili kawał dobrej roboty.
Alec skinął powoli głową.
-Wspaniałe-Szepnął.
-Chodźmy dalej. Na początek zajmiesz się katalogowaniem nowych pozycji. Pracowałeś już na takim programie? -Zapytała dziewczyna wskazując a jeden z monitorów.
Chłopak potwierdził.
-Cóż, to będzie twoje biurko-Alice poklepała pieszczotliwie blat z ciemnego drewna.-Będziesz miał tu ciszę i spokój. Ja pracuję w sekcji informacyjnej. Wprawisz się. Na pewno.
Biurko Aleca znajdowało się nieco w rogu, dzięki czemu mógł liczyć na święty spokój. Po prawej stronie znajdowało się wielkie okno i regał z dokumentami.
CZYTASZ
Inny niż wszyscy {Malec}
FanfictionAlexander Gideon Lightwood to niczym niewyróżniający się chłopak, którego wizytówką jest nieśmiałość, a co za tym idzie ostrożność w kontaktach z ludźmi. Świeżo upieczony absolwent bibliotekoznawstwa zaczyna pracę w The New York Public Library, i ch...