Magnus wiedział już kilka rzeczy o Alecu.
Po pierwsze, Lightwood kochał słodycze, a zwłaszcza czekoladę. To była chyba jedna z niewielu rzeczy, która sprawiała że chłopakowi świeciły się oczy a z twarzy nie schodzi uśmiech.
Druga, Alec to prawdziwa gaduła, jeśli chodzi o książki, czytanie i inne takie duperele. To też sprawiło że chłopak wręcz skakał na krześle, szczęśliwy mogąc opowiedzieć komuś o swoim hobby.
Magnus nie mógł zrozumieć jak taki wspaniały chłopak mógł sparzyć się w stosunkach międzyludzkich. Był przecież taki uroczy! Ale przecież Bane'a też cechowała zajebistość, a Camille jednak go rzuciła. Tak, życie bywało przewrotne.Trzecia rzecz, Alec był bardzo honorowy i dość uparty. Co z jego słodkością dawało dziwną i absorujacą mieszankę.
Kiedy zjedli już swoje słodkości,dopili kawę i Magnus chciał zapłacić za siebie i swojego słodkiego pączuszka on zerwał się jak oparzony i głośno zaprotestował.
—Nie jestem dzieckiem Magnus. Sam za siebie zapłacę.
—Daj spokój. To ja cię przecież zaprosiłem.
—A ja się zgodziłem. Maaaagnus...
Niski, wibrujacy głos Aleca sprawił że Bane poczuł jak jego cierpliwość jest wystawiona na potężną próbę. Lightwood miał nad Banem przewagę i chyba nawet o tym nie wiedział.Kiedy wyszli z kawiarni uderzył w nich podmuch chłodnego powietrza.
—Daj mi swój numer.—Poprosił Magnus, wyciągając telefon z kieszeni.— Chcę mieć pewność że jeszcze się spotkamy.
—Naprawdę chcesz się spotkać?—Zapytał Alec szczerze zdumiony.—Sądziłem że zanudziłem cię na śmierć.
Magnus roześmiał się beztrosko.
—Mało wiesz Aleś. Bardzo mi się spodobałeś i o ile ty też pragniesz się spotkać to nie widzę przeszkód.
Alec uśmiechnął się nieśmiało, delikatnie a jego policzki pokryły się lekkim różnem. Bane zdusił w sobie chęć podejścia do niego i pocałowania. Ciekawe jak by zareagował?
Lightwood drżącymi dłońmi wziął od Magnusa telefon i z maksymalnym skupieniem wpisał numer.
Kiedy oddawał Bane'owi telefon Magnus chwycił jego dłonie w swoje i uśmiechnął się pokrzepiająco.
—Spokojnie Alexandrze. Spokojnie.
Chłopak odetchnął głęboko i uśmiechnął się delikatnie.
Następnie Bane podał numer Alecowi i przyglądał się jak chłopak z zakłopotaniem nie wie co ma dalej zrobić. W końcu nieco drżącym głosem powiedział:
—Okej. Ja... ja muszę lecieć. Mam coś do załatwienia.Mina Bane'a nieco zrzedła.
—Oh! Rozumiem. Jeśli będziesz chciał się spotkać to zadzwoń pączuszku. Dzwoń a przybędę.
Alec uśmiechnął się szerzej, odwrócił się na pięcie i zerknął za zakrętem, a Magnus poczuł nagłą pustkę.Alec skierował się w dobrze znanym sobie kierunku. Chciał zobaczyć się z rodzeństwem i pogadać. Przecież nie wiedział ich tyle czasu!
Pragnął odciąć się od bolesnych wspomnień, ale przecież rodzeństwo zawsze było dla niego oparciem nawet w tej niechcianej przeszłości.Serce waliło mu jak młotem kiedy stanął przed sporym domem jednorodzinnym o białych ścianach i ciemnej dachówce. Huśtawka, stary domek na drzewie, stare krzaki róż... To wszystko budziło wspomnienia. Przeżył w tym domu tyle wspaniałych chwil. Ale te okropne także były liczne.
Ruszył w kierunku werandy, kiedy drzwi otworzyły się i pojawiła się w nich czarnowłosa piękna dziewczyna o jasnej cerze.
—Isabelle!
—Alec?
Dziewczyna spostrzegła brata i rzuciła sie w jego kierunku z uśmiechem tak szerokim że Alec obawiał sie że pękną jej policzki.
—Braciszku, tak się stęskniłam!
Drobne ramiona zacisnęły się w pasie Lightwooda i chyba nie miały zamiaru puścić.
Alec zaśmiał się cicho i oparł brodę na czubku głowy siostry, zamykając ją w czułym uścisku.
—Ja też Izzy. Bardzo.
—Chodźmy do domu! Jace już jest. Napewno się ucieszy!
Alec przyjrzał się krytycznie strojowi siostry.
—Tak chodźmy, bo ty przecież zamarzniesz.
Izzy miała na sobie tylko koszulkę na ramiączkach i szorty, które, ku zgrozie Aleca, więcej odsłaniały niż zasłaniały.
—Nie jest ci zimno?—Zapytał zaniepokojony.
Isabelle zaśmiała się perliście a jej czarne włosy zebrane w misterny koński ogon załopotały jak flaga na wietrze.
—Cały ty. Zawsze się martwisz. Ćwiczyłam właśnie aerobik. Chodźmy!
W domu było przyjemnie ciepło i pachniało świeżymi wypiekami.
—Pieczesz coś?—Zapytał Alec szczerze zdziwiony.
Izzy znów się roześmiała
—Wiem że mam dryg do gotowania, ale Sophie nie lubi kiedy ktoś się jej włóczy po kuchni.
Dzięki Bogu—pomyślał Alec.
Jego siostra na prawdę nie potrafiła gotować. W jej wykonaniu mogło to się skończyć śmiercią.
—Alec?
Do korytarza weszła Sophie, wycierając dłonie w szmatkę.
—O matko! Alec! Jak ja dawno Cię nie wiedziałam!
Była to starsza kobieta, jednak nie straciła swojego uroku. W jej miedzianych włosach występowały pasma siwizny, a piwne, piękne oczy przewiercały Aleca na wylot. Sophie zawsze wiedziała wszystko. Była daleką kuzynką matki Aleca, i w ogóle nie przypominała powściągliwej Maryse Lightwood. Była pogodna, uczuciowa i wesoła. Swojego syna i męża straciła dawno temu, w wypadku samochodowym i całą swoją miłość przelała na rodzeństwo Lightwoodów. To Sophie najgłosniej krzyczała na Maryse, kiedy tamta zwyzywała Aleca od durniów i wynaturzeń. Była mu jak matka i przyjaciółka.
Sophie uściskała chłopaka serdecznie i zaprosiła do kuchni na kawę i ciasto.
—Dostałem pracę w bibliotece publicznej. Mam nadzieję że będziemy spotykać się częściej. Wynająłem mieszkanie dwie przecznice stąd.
—Żartujesz?! To świetnie! Musisz mi opowiedzieć o wszystkim. To nie to samo co mejle. Jak tam w Londynie? A praca? Masz kogoś?—Pytała jak szalona Izzy.
—Isabelle daj mu odetchnąć—Pouczyła ją Sophie, stawiając przed Alecem talerz z jeszcze ciepłym ciastem śliwkowym.
Dziś Alec miał widocznie święto słodyczy.
—No okej, okej. Rozumiem. A co to?!
Izzy pochyliła się nad stołem i strzepnęła z rękawa brata brokat.
Alec zarumienił sie lekko.
—Jaa... ja ... no wiesz... to... to chyba w pralni coś pomieszali. I...
—Masz kogoś!—Pisnęła uradowana Izzy.—Musisz mi wszystko opowiedzieć.
Alec spojrzał błagalnie na Sophie, szukając pomocy.
—Ona ma rację. Kim on jest?
Sophie usiadła obok Izzy i obie pochyliły się w stronę Lightwooda, żądne sensacji. Typowe baby!
CZYTASZ
Inny niż wszyscy {Malec}
Fiksi PenggemarAlexander Gideon Lightwood to niczym niewyróżniający się chłopak, którego wizytówką jest nieśmiałość, a co za tym idzie ostrożność w kontaktach z ludźmi. Świeżo upieczony absolwent bibliotekoznawstwa zaczyna pracę w The New York Public Library, i ch...