Moje życie nigdy nie było lekkie. Od dziecka miałem ciężko. Bardzo szybko straciłem rodziców, tułałem się po rodzinie, ale rzadko z nimi przebywałem. Wolałem „łazić" po mieście. Wracałem tylko na noce. Dzięki temu nauczyłem się polegać wyłącznie na sobie. Szybko złapałem reguły jakimi rządzi się ulica oraz jej mroczne zakątki. Zacząłem zajmować się różnymi przekrętami, czasami kradłem na zlecenie, albo by mieć coś nowego, coś czego moi opiekunowie nigdy by mi nie kupili, bo nie byłem ich dzieckiem.
Będąc w liceum zostałem napadnięty w ciemnej uliczce. Oczywiście broniłem się, ale napastnik miał nóż. Nie mogłem pozwolić sobie na zranienie, chciałem żyć, więc to on stał się moją ofiarą. W ogóle nie było mi przykro, nie bałem się konsekwencji. Z czasem zabijanie na zlecenie stało się dla mnie czymś normalnym. Wyłączyłem w sobie wszystkie, ludzkie uczucia i zarabiałem konkretne pieniądze.
Po ukończeniu średniej szkoły miałem już swoje mieszkanie, zrobiłem prawo jazdy, ciesząc się życiem. Tuż po przeprowadzce dostałem kolejne zlecenie. Gdy je wykonałem, ruszyłem w drogę powrotną do parkingu, gdzie stało moje autko. Usłyszałem błaganie, prośby oraz wołanie o pomoc. Dobiegało to z wąskiej uliczki.
Nieco zaciekawiony poszedłem sprawdzić, co się dzieje. Stanąłem w przejściu przyglądając się napaści na tle seksualnym. Jakiś dzieciak był molestowany przez starszego kolesia.
Nie wiem dlaczego, ale musiałem mu pomóc. Uderzyłem tego zboczeńca w tył głowy, odepchnąłem go i skierowałem patrzałki na chłopaka. Uczynił to samo w moją stronę. Był słodki oraz uroczy. Widać było po nim, że jest biedny. Miał zniszczone ubranie, był brudny. To był pierwszy przejaw człowieczeństwa we mnie od wielu lat. Uznałem, że zabiorę go do siebie. Wykąpał się, zjadł, a także przebrał. Po prostu został ze mną. Stał się dla mnie młodszym bratem, którego nigdy nie miałem. Posłałem go do szkoły, by zdobył najlepsze wykształcenie. Zapewniłem mu wszystko, czego potrzebował, wszystko czego ja nie mogłem mieć. O nic nie pytał, tylko był wdzięczny.
(...)
Minęło kilka lat. Moje zbrodnie rozsławiły mnie tak bardzo, że pewnego dnia na wycieraczce, przed moimi drzwiami apartamentu znalazłem ozdobną, zaadresowaną kopertę, lecz bez znaczka oraz pieczęci poczty. Wszedłem do mieszkania, by zaraz odczytać treść, która mnie zaskoczyła.„Witam. Nazywam się Lee i słyszałem, że ma pan wprawną rękę w cichym zabijaniu. Chciałbym pana zatrudnić. Ta sprawa wymaga pewnych umiejętności. Jeśli jest pan gotów, by wykonać zlecenie, spotkajmy się dziś o 22:00 w porcie, obok łodzi „GROM".
Nie zaprzeczę, że to mnie zaciekawiło. Podjąłem ryzyko i udałem się na spotkanie. Spacerowałem po porcie, rozglądając się za łodzią. W końcu ją znalazłem, ale nikogo nie było. Panowała cisza. Wtem przerwał ją męski głos.
- Witam pana, panie Kim.
Odwróciłem się w kierunku łodzi, na której dostrzegłem wysokiego mężczyznę w towarzystwie młodego, niskiego chłopaka. Wszedłem na pokład i przedstawił się.
- Nazywam się Lee, głowa rodziny „Czarnych Wilków". To mój asystent Moon Tae Il.
- Słyszałem o panu. Jest pan szefem największej grupy przestępczej w Korei Płd. Proszę do mnie mówić Doyoung. – odezwałem się.
- Zgadza się. Dobrze. Mam dla Ciebie zlecenie młody człowieku. Zleciłbym to moim chłopakom, ale mam związane ręce. Policja nas obserwuje, więc potrzebuję pomocy. – wyjaśnił Lee.
- Ile? – dodałem.
- 30 000 000 milionów won za śmierć tego mężczyzny. – oznajmił szef mafii, pokazując mi zdjęcie oraz dając wytyczne. Zgodziłem się bez wahania.Kiedy wykonałem zadanie, tak jak sobie życzył tego pan Lee, udałem się do jego rezydencji. Wpuścił mnie wysoki chłopak, mierząc z góry na dół. Przywitałem się.
- Witam, ja do pana Lee.
- Kim jesteś? – mruknął, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Kim Doyoung. – przedstawiłem się, a za sobą usłyszałem głos tego asystenta.
- Johnny, zostaw go. Dzień Dobry, panu. Zapraszam za mną.
Bez słowa przeszedłem do gabinetu, by omówić wszystko z mafiozą oraz dostarczyć dowody. Obejrzał zdjęcia, skinął czupryną i zaproponował.
- Co powiesz na to, by zostać członkiem „Czarnych Wilków"?
- Yyy, chyba...
- Zapewnię Ci wszystko co zechcesz, nawet pomoc prawników w razie czego i ochronę dla rodziny, chłopcze. Nie przeczę, że chciałbym Cię mieć u swojego boku. Jesteś uzdolnionym, młodym mężczyzną, a ja potrzebuję takich. – ciągnął Lee.
- Nigdy dla nikogo na stałe nie pracowałem. Nie potrafię działać w grupie. – „rzuciłem" szczerością.
- Nie musisz. Zadania będziesz wykonywał sam, ale dołącz do mnie. Niczego Ci nie zabraknie, Doyoung.
- Zapewne chce mnie pan mieć na wyłączność, prawda? – zapytałem.
- Tak. Chcę byś pracował tylko dla mnie. To wiąże się z zamieszkaniem w rezydencji. – odpowiedział.
- Mam młodszego brata, który chodzi do liceum. Chcę, by miał lepszą przyszłość, niż ja. Jest dla mnie najważniejszy, choć nie jesteśmy związani krwią. – wyznałem.
- Rozumiem. To nie problem. Mogę mu zapewnić miejsce w tej samej szkole, co mojemu synowi. – rzekł, natomiast ja na to przystałem.
Jeszcze tego, samego dnia powiadomiłem o wszystkim braciszka. Był zaskoczony, ale o nic nie pytał, tylko grzecznie się spakował.
(...)
Dwa dni później, wraz z Woo przekroczyłem próg posiadłości mojego pracodawcy. W holu stali ten niski chłopak, ten wysoki oraz jakiś dzieciak.
- Witajcie w domu. Nazywam się Moon Tae Il i jestem asystentem pana Lee, a także zastępuję go w domu pod jego nieobecność. To jest jego syn Lee Dong Hyuck, choć mieszkańcy wołają na niego Haechan, a ten wielki to Seo Young Ho, inaczej Johnny. Jest ochroniarzem. – powitał nas asystent, zaś syn szefa skomentował.
- Whoa, Tae-hyung, oni do nas pasują. Są przystojni.
- Haechan.. – szepnął Moon.
- Kim Dong Young, ale bardziej znany jestem jako Doyoung. A to jest mój, młodszy braciszek. Kim Jung Woo. – przedstawiłem nas i dostrzegłem, że wysoki ochroniarz przygląda się Jungie'mu.
Następnie ruszyliśmy na piętro. Dostaliśmy z bratem własne sypialnie, lecz łazienkę mieliśmy dzielić wraz z resztą gangsterów. Czas było rozpakować się.W tym czasie John, Moonie oraz Dongie wrócili do salonu. Pierwszy oparł się o parapet, a Ci dwaj klapnęli na sofie. Licealista zaraz ułożył głowę na kolanach Tae Il'a.
- Dziwię się, że pan Lee zaufał komuś takiemu, hyung. – zaczął chłopak ze Stanów.
- Johnny, skoro pan Lee potrzebuje kogoś takiego jak on, to nic nam do tego. Dziwi mnie tylko ten jego brat. Nie przeszkadza mu to, czym Doyoung się zajmuje? – odezwał się Moon.
- Może dzieciak jest zastraszony przez niego? – palnął Young Ho.
- Doyoung-hyung potrafiłby zastraszyć kogoś taką buźką? – zapytał Dong Hyuck.
- Haechan, to jak wygląda nie ma znaczenia. Liczą się umiejętności i to jest coś na czym Twojemu ojcu zależy. – wytłumaczył Tae, lecz młody Lee nie odpuszczał.
- Hyung, on przypomina Króliczka, nie zabójcę.
Wtem Johnny roześmiał się.
- Hahahahaha, dobre. W sumie masz rację, Haechan. Trochę przypomina trusię.
CZYTASZ
"Zabójca i Gliniarz" (Zakończone)
RomanceHistoria płatnego zabójcy, który staje się członkiem mafii.