18

316 15 0
                                    

Malfoy Manor za dnia przerażający, nocą przyprawiający o dreszcze każdego kto zbliży się na odległość mniejszą niż dwa metry do bramy wejściowej. W oknach były pozapalane światła, co sprawiało iż Draco bał się jeszcze bardziej. Od początku roku przekroczył próg domu raptem dwa razy i żadna z jego wizyt w żadnym stopniu nie należała do przyjemnych.

Nie będąc jeszcze w środku można było usłyszeć śmiechy podpitych śmierciożerców, a w powietrzu wręcz unosił się zapach przesiąkniętego krwią drewna. Młody ślizgon stanąwszy przed pokaźnymi drzwiami wejściowymi, wypuścił powietrze z płuc, po czym zdecydowanym ruchem nacisnął mosiężną klamkę.

Jego stalowym tęczówkom ukazał się korytarz posiadłości Malfoy'ów. Wszędzie pałętali się śmierciożercy. Jednych znał, a drugich widział pierwszy raz na oczy. Przywdział swą maskę obojętności i zaczął przemierzać korytarz dumnym krokiem. Starał się nie zwracać uwagi na sługi Czarnego Pana. Wlepiał swe, pozbawione jakichkolwiek emocji spojrzenie w świeczkę na końcu korytarza. Co jakiś czas czuł przeszywający wzrok na swoich plecach, jednak nie reagował na to.

Ciemne ściany były ledwo oświetlane przez niewielkie ilości światła. Portrety jego rodziny nie wyglądały już tak dostojnie, jak wtedy gdy przyglądał im się jako dziecko. Srebrne ozdoby poustawiane na komodach, nie lśniły już od blasku kryształowych żyrandoli. Na wszystkich meblach przewalały się kłęby kurzu, zupełnie tak jakby nikogo nie było tam od dobrych kilku miesięcy. Nic bardziej mylnego. Od powrotu Voldemorta dom wręcz tętnił życiem.

Draco zatrzymał się przed sosnowymi drzwiami, za którymi znajdowało się pomieszczenie, w którym zawsze odbywały się spotkania śmierciożerców. Młody Malfoy miał być jego uczestnikiem dopiero drugi raz, dopiero drugi raz miał mieć zaszczyt oglądać oblicze Czarnego Pana.

Stał wyprostowany, z dumną miną, nie pokazując przy tym żadnych emocji. Na pozór nie różnił się wcale od pozostałych zgromadzonych na korytarzu. Starannie wyprasowany, czarny garnitur, poważna mina i pusty wzrok. To sprawiało iż nie rzucał się w oczy. Wszyscy uznawali go za swojego, nie wiedząc jaki strach w tamtym momencie odczuwał blondyn.

Spoglądał co chwila na wciąż zamknięte drzwi, jakby czekał aż się otworzą. W głębi duszy chciał uciec z tego miejsca gdzie pieprz rośnie, zapomnieć o zadaniu i o całej jego przeszłości. Ile by wtedy dał aby mosiężna klamka nigdy nie opuściła się w dół.

Poczuł przeszywający wzrok, wędrujący po jego ciele. Przez dobre kilkadziesiąt sekund nie odrywał swych metalicznych tęczówek od sosnowych drzwi, lecz nie wytrzymał. Jego oczy automatycznie wytrzeszczyły się, a serce zaczęło walić jak szalone. Dosłownie kilka metrów przed nim stał nie kto inny jak jego kolega z domu, kumpel na imprezach, a zarazem najlepszy przyjaciel – Blaise Zabini.

Czarnoskóry widząc zdziwienie na twarzy blondyna, szybkim krokiem podszedł do wciąż zszokowanego nastolatka. Ujrzał iskierki zirytowania w jego metalicznych tęczówkach, które ten starał się ukryć pod maską obojętności. Ale dlaczego był na niego zły?

- Co ty tu robisz? – warknął Draco, przez zaciśnięte zęby. Poczuł jak głowy śmierciożerców odwracają się w jego kierunku, ich śmiechy automatycznie ucichły aby zmierzyć wzrokiem dwójkę nastolatków. Blondwłosy ślizgon wpatrywał się w zmieszane tęczówki kolegi, jakby próbował wydusić z niego wszelkie informacje.

- Mógłbym ci zadać to samo pytanie. – jego lewy kącik ust powędrował nieznacznie do góry. Powolnym ruchem odwrócił głowę w stronę przyglądającym się śmierciożercom. Posłał im pełne nienawiści spojrzenie, po czym ponownie wlepił swój wzrok w kipiącego ze złości kolegę. – A teraz na poważnie. Jestem tu z tego samego powodu co ty, idioto.

Drugie dno | Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz