Rozdział 1

124 6 0
                                    

Wysiadłam po długiej podróży z auta. Stałam przed ładnym, średniej wielkości, białym domem.

-Kochanie, jeżeli chcesz, to idź do środka... Zadzwonię do cioci Lissy. Przywiezie trochę torebek z krwią.- widząc brak jakiejkolwiek reakcji z mojej strony mój ojciec odezwał się ponownie -Hej! Będzie dobrze. Zaczniemy wszystko od nowa. Zdala od tego świata...- mówił.

-Zdaleka od mamy. Wokół zwyczajnych śmiertelników, gdzie każdy będzie dla mnie pokusą... Tia... Super.- powiedziałam sarkastycznie z obojętną miną, zakładając ręce na pierś.

-Oj! Daj spokój! Popatrz na pozytywy. Tu nikt nie wie o tym kim jesteś. Tu nic ci nie grozi. Panujesz nad pragnieniem. A ja będę regularnie załatwiał ci torebki krwi u Lissy. A mama... Nie pożegnałyście się na zawsze... Nie byłaś szczęśliwa wśród takich jak ty i wilkołaków. Może zdała od nich będzie ci lepiej?- przytulił mnie ramieniem.

-A może problem nie w moim otoczeniu, a we mnie? Może powinnam być sama? Albo po prostu, nie będę szczęśliwa? Jestem wampirem. Przeklętym gatunkiem... W tym świecie nic nigdy nie wiadomo.- wyszeptałam i rozejżałam się na boki, by upewnić się, że nikogo tu nie ma.

-A może powinnaś najpierw dać sobie szansę na szczęście? Chodzić na imprezy? Znaleść prawdziwych przyjaciół? Poznać jakiegoś chłopaka?-

-Nie chcę nikogo skrzywdzić.- trochę boli mnie to jak okłamuje ojca. Pije ludzką krew. Czasami prosto z żył. Ale tylko jakiś zwyroli i dupków, ale udaje przez tatą, że życie wszystkich jest dla mnie ważne. Co poradzę, że krew prosto z żył jest taka smaczna. Ciepła. Dla wampira taka krew jest jak dla dziecka w zimie ciepłe kakauko. Wzięłam od ojca szybko klucze i nie czekając na odpowiedź rodzica weszłam do domu. Nie zamierzam go opisywać niech wam starczy, że dowiecie się jaki jest rozkład pomieszczeń. Nim wejdzie się do domu, przechodzi się przez ganek, na którym jest stolik. Potem wchodząc jest korytarz. Na wprost salon. Na prawo kuchnio-jadalnia. Na lewo łazienka i garderoba na płaszcze, kurtki, buty, itp. przy salonie były schody. Idąc nimi dochodziłam na piętro, gdzie był korytarz z drzwiami do różnych pokoi. Cztery sypialnie, na wszelki wypadek. Garderoba przy jednym z nich była dla mnie. Jedne drzwi prowadziły na strych. Przy kolejnych była druga łazienka. Jeden z pokoi był gabinetem. Mój ojciec z zawodu jest prawnikiem. Prowadzi własną kancelarię. Przez wyjazd będzie prowadził ją zdalnie i udzielał jedynie porad prawnych. Co nie zmienia faktu, że pewnie i tak będzie pracował przez wiele godzin. Przy kolejnych drzwiach, był pusty pokój co mnie trochę zdziwiło.

-Ja mam swój gabinet. Pomyślałem, że ty chciałabyś mieć swój. Urządz go jak chcesz. Rób w nim co chcesz. To będzie dla ciebie azyl. Kiedy będziesz już wiedziała jak ten pokój ma wyglądać, daj mi znać. Twoja walizka jest już w twoim pokoju, obok.- odezwał się za mną ojciec. Opierał się o framugę drzwi i wyszedł. Jak chciałabym by wyglądał mój azyl? Więc potrzebuje tu biurka! Wygodnego fotela-krzesła. Krzeseł. Nikt nie wie kogo będę tu przyjmować. Regał na książki, których sporo czytam. Hm... Czy potrzebuje coś jeszcze. Może zeszyty, sztalugi, farby, ołówki, kredki, jakieś pastele, węgiel i szafkę do trzymania tego. Ściany będą w kolorze ciemnej czerwieni. Drewno będzie ciemno brązowe. Okej... Chyba obmyślone. Zrobiłam listę na telefonie i przesłałam ją ojcu. Poszłam do swojego pokoju. Na końcu pokoju, był balkon. Zwisały przy nim lekkie firanki. Na prawej stronie od drzwi było duże łużko, z baldachimem. Na podłodze był puchaty dywan. Po lewej stronie było białe biurko. Nic więcej. Wszystko zachowane w kolorze szkarłatnym, szarym i białym. Czerwony to mój ulubiony kolor. Przeszłam do garderoby i rozpakowałam rzeczy. Zajęło mi to półtorej godziny. Za oknem było już ciemno. Umyłam się i poszłam spać.

·Sen·

Szłam lasem. Uwielbiam lasy, tak pięknie pachną. Nie odziedziczyłam po matce genu, ale moje zmysły były wyostrzone, a ja byłam przywiązana do takich rzeczy jak las, czy księżyc. Można powiedzieć, że w 95% byłam wampirem w 3% wilkołakiem i w 2% człowiekiem. Nagle usłyszałam szelest obok siebie, w krzakach. Bez strachu podeszłam tam i zobaczyłam czerwony balonik. Uwielbiam czerwień. Mówiłam już? Dotknęłam wierzch balonika, a ten odleciał, jakby przede mną uciekał. Pobiegłam za nim. Coś było jednak nie tak. Nie mogłam użyć wampirzej prędkości. Ah! Te głupie sny! Gdy balonik znów stanął trzymał go jakiś mężczyzna, którego nie widziałam, ponieważ zasłaniał go balon. Ów przedmiot, został puszczony przez postać i unosić się w górę. Już miałam dostrzec kim jest owa istota i obudziłam się.

The Red Ballon and Bloody Hands | PennywiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz