Rozdział 3, part 3

49 5 0
                                    

SYSTEM ALFA-VINTI
SYSTEMY PÓŁNOCNE, PRZESTRZEŃ NICZYJA
PUNKT ZBORNY OCALAŁYCH FLOT PIRACKICH
PANCERNIK DORIS

Kapitan Ori O'Neli stał przed wielkim akwarium, znajdującym się w mesie oficerskiej, ponuro spoglądając na barwne ryby. Stalowo-błękitne oczy trwały nieruchomo w miejscu, jakby szukały wśród kolorów odpowiedzi na niezadane głośno pytania. Z kącika ust zwisał mu brązowy papieros, z którego unosił się delikatny szary dym. Drgnął lekko i popiół oprószył mu siwą brodę, pożółkłą przez wieloletni nałóg. Zdusił niedopałek w ceramicznej popielniczce, przeczesał palcami swój gęsty zarost, po czym jeszcze raz spojrzał na rybki w akwarium.

Niespełna pięć godzin temu planował dokonać zuchwałego ataku na mocno opancerzony konwój Federacji wiozący złoto. Do Doris dołączyły cztery fregaty, których załogi skusił solidną zaliczką, zaczaił się i czekał. Lecz na miejscu spotkał sześć dziwnych błękitno-czarnych okrętów, które rozerwały konwój na strzępy. Nie próbował walczyć, po prostu nakazał swym ludziom wycofać się do Dovos i spotkać się na stacji gwiezdnej Tortuga. Niestety był to błąd, który kosztował życie wielu piratów.

Gdy tylko dotarli na miejsce wpadli prosto na obcą flotę masakrującą dogorywającą stację. Tym razem nie mieli czasu na skrytą ucieczkę. Wbili się pomiędzy okręty wroga i musieli podjąć nierówną walkę. Strącili co prawda kilka mniejszych korwet oraz dwie fregaty przeciwnika, ale i tak nie zmieniło to tragicznej sytuacji, w jakiej się znaleźli.

Z przeszło trzydziestu dwóch statków dokujących na Tortudze, z ruin stacji uszło raptem dziewięć. Reszta, mimo szaleńczej obrony, nie miała cienia szans z potężnymi pancernikami i krążownikami. Z samej stacji nikt nie przeżył.

Po dwóch godzinach kluczenia udało im się zgubić ścigający ich krążownik i schować w systemie Alfa-Vinti. O'Neli miał za sobą kilkuletnią służbę w TFG jako dowódca okrętu, więc od razu wydał rozkaz, aby każdy ocalały statek piracki czy szmuglerski udał się do Alfa-Vinti w pobliże martwej planety Suia. Po dwudziestu trzech godzinach na orbicie planety zebrała się zmizerniała, poszarpana i płonąca flota korsarskich niedobitków wszelkiej maści. Od potężnych ponad półtorakilometrowych pancerników klasy Nebula, jakim była jego ukochana Doris, po maleńkie łupiny, mierzące ledwie pięćdziesiąt metrów długości.

Ori miał teraz pod swą komendą flotę korsarską, która teoretycznie powinna móc zagrozić nawet Richardowi Gamblerowi i jego oddziałom na Astrze-5. Jednak w istocie była to zbieranina tchórzy, szmuglerów, złodziei oraz rzezimieszków nie mających pojęcia o prawdziwej walce. Do tego przerażonych koszmarem, jaki rozegrał się na ich oczach kilkanaście godzin wcześniej. Kapitan doskonale zdawał sobie z tego sprawę i właśnie ta myśl nie dawała mu spokoju. Bo jak zachowa się ta grupa w obliczu ponownego zagrożenia, które, był tego pewien, wkrótce się pojawi. Nie można przecież ukryć takiej liczby okrętów i pozostać niewidocznym.

Wyjął kolejnego papierosa ze swej platynowej, grawerowanej złotem papierośnicy. Zaciągnął się mocno, po czym wypuścił powoli w górę białawy obłok nikotynowego dymu. Straszny nałóg, który wykańczał jego płuca, ale pozwalał też trzeźwo myśleć. Ktoś wszedł do mesy, stanął w drzwiach i zasalutował. Ori spojrzał z lekkim przekąsem na wysokiego, smukłego Kolvirczyka, o czerwonych długich włosach i niemal kredowobiałej cerze. Mężczyzna stał wyprężony jak struna, trzymając pod pachą swą czapkę. Ori lubił to, że na jego okręcie panowała żołnierska dyscyplina. Piraci, ale z klasą – jak w zawodowej marynarce. Przypominało mu to stare czasy, do których mimo wszystko często z nostalgią powracał.

– O co chodzi, Diego? – spytał dowódca w ojczystym języku Kolvirczyków.

– Właśnie przybyły kolejne dwa statki, sir. W sumie mamy już pod swą komendą osiemdziesiąt dziewięć jednostek, z czego dwie trzecie to drobnica, a ich załogi nie są warte kilograma kłaków.

Piekło kosmosu (KSIĄŻKA WYDANA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz