Rozdział 5, part 1

46 4 0
                                    

SYSTEM DOVOS
PAS PLANETOID SYB-9
HORIOŃSKO-TERRAŃSKA FLOTA UDERZENIOWA
CIĘŻKI KRĄŻOWNIK KLASY EMPEROR: TFG ARKADIA

Wiceadmirał Mat Vinns dowodził Arkadią od blisko pięciu lat. Gdy po raz pierwszy postawił stopę na jej pokładzie, Flota dopiero wprowadzała gwiezdne krążowniki klasy Emperor. Były one wspólnym projektem inżynierów terrańskich i horiońskich, na podstawie pomysłu dowódców Horiońskiej Floty Imperialnej. Chodziło o zacieśnienie współpracy pomiędzy obydwiema Flotami przy ochronie granic ich terytoriów, szczególnie przy rosnących w siłę Oviańskich Siłach Gwiezdnych dominujących w strukturach wojskowych Federacji Galaktycznej. I tak TFG z HFI zleciły stworzenie ciężkiego okrętu zdolnego do ostrzału i przechwytywania wrogich statków ze znacznej odległości.

Jednostki klasy Emperor mierzyły dwa tysiące sto metrów długości przy prawie trzystu metrach szerokości i niemal stu osiemdziesięciu wysokości. Przypominały odwrócony trapez prostokątny, z domontowanym u dołu prostokątnym modułem, będącym w istocie hangarem dla myśliwców i bombowców. Co ciekawe, segment ten mógł się odłączyć od jednostki macierzystej i samodzielnie pełnić rolę małego lotniskowca. Arkadia mogła poszczycić się solidnym uzbrojeniem, w skład którego wchodziły trzy wzmocnione działa strumieniowe typu BC-Mk3 oraz pięć standardowych typu BC-Mk1. Wspierały one sześć głównych baterii plazmowych dalekiego zasięgu oraz trzy baterie Gaussa na pociski przeciwpancerne. Całość uzupełniały wieżyczki przeciwlotnicze oraz wyrzutnie rakiet bliskiego zasięgu, chroniące krążownik przed wrogimi torpedami i bombowcami.

Gdy admirał Odarion zlecił wysłanie terrańskiego wsparcia do Dovos, aby wzmocnić Dziesiątą Horiońską Flotę Uderzeniową, Vinnsa ucieszyła wiadomość, że będzie służył pod rozkazami admirała Adera Folra, dowódcy słynnej jednostki HFI Korsyndiusz – ogromnego horiońskiego krążownika klasy Ulu, który był dumą HFI od blisko dziesięciu lat. Ader był doświadczonym, surowym i inteligentnym dowódcą, który miał za sobą dwie wojny z piratami i kilka innych pomniejszych konfliktów zbrojnych. Niestety tym razem okazało się to za mało w obliczy nowego przeciwnika, który potrafił pojawić się na polu walki niespodziewanie.

– Jakim cudem nie zauważyliście ich wcześniej? – spytał wyraźnie poirytowany wiceadmirał Vinns, piorunując wzrokiem pierwszego oficera. – Przecież od przybycia do tego systemu wszystkie okręty są w stanie gotowości bojowej.

– Nie ma pojęcia, sir, jak to w ogóle możliwe. Na radarze podprzestrzeni było pusto i nagle... po prostu się pojawili. – Bronił się komandor Brian Horst, naprawdę nie rozumiejąc, jak do tego doszło. – Sprzęt działa bez zarzutu, proszę spojrzeć.

– Boże wszechmocny... Ilu ich jest?

– Jeśli odczyty zgadzają się z tym, co rozpoznaje program bazujący na sygnaturach okrętów Federacji, to około piętnastu ciężkich jednostek w obstawie prawie czterdziestu mniejszych. Komputer oznaczył mocniejsze sygnatury wstępnie jako pancerniki i fregaty. Być może dwa z nich to lotniskowce. W każdym razie to coś piekielnie dużego. Wyjdą z podprzestrzeni za niecałą minutę.

– Gdzie?

– Tutaj, sir. – Horst wskazał na monitorze radaru miejsce, w którym stacjonowała ich flota. – Wylądują na nas. Dosłownie.

– Jezu przenajświętszy – westchnął z przerażeniem Mat, ale szybko się opanował. – Każ wszystkim jednostkom rozproszyć się! Piloci do maszyn, pełna swoboda namierzania celów. Łącz z Korsyndiuszem.

– Ogłosić alarm zbliżeniowy! – zagrzmiał komandor Horst. – Wszyscy piloci do maszyn. Powtarzam: WSZYSCY piloci do maszyn! Eskadry bombowe samodzielnie wyszukują cele. Czas do przybycia nieprzyjaciela?

– Czterdzieści trzy sekundy. – Padła szybka odpowiedź. – Admirał Folr na linii.

– Wiceadmirale Vinns. – Postać ciemnoniebieskiego wysokiego Horionina w białym mundurze pojawiła się na ekranie głównego monitora. – Czy pańskie okręty są gotowe do odparcia wroga?

– Tak jest, sir. Kazałem załogom bombowców samodzielnie wyszukiwać i obierać cele.

– Dobrze – mruknął Ader, a jego twarz zdawała się nie wyrażać żadnych emocji. – W obliczu tylu niewiadomych proszę mieć na uwadze szybki odwrót z pola walki. Chcę zminimalizować straty najbardziej, jak to możliwe. Zawiadomiłem już Federację o naszej sytuacji. Wasza Arkadia, o ile dobrze pamiętam, dysponuje zaawansowanym systemem namierzania oraz rozpoznawania jednostek.

– Tak, sir.

– W takim razie zbierzcie jak najwięcej informacji o naszym przeciwniku i od razu wyślijcie te dane do sztabów TFG oraz HFI. Niech ich analitycy przetworzą to wszystko.

– Wedle rozkazu.

– To wszystko – rzucił krótko admirał i się rozłączył.

Mat zwrócił się do pierwszego oficera:

– Czas do przybycia wroga?

– Dwadzieścia sześć sekund, sir.

– Jak tam z gotowością naszych okrętów?

– Wszystkie stanowiska obsadzone.

Terrański pancernik Ares oraz krążowniki Sov i Królowa Maria zaczęły wypuszczać swoje eskadry myśliwców typu Valkiria oraz Arrow, które szybko dołączyły do horiońskich myśliwców typu Neder i ciężkich szturmowców typu Esander. Jednak tylko Arkadia i Korsyndiusz posiadały w pełni wyposażone eskadry bombowe, dające w sumie czterdzieści maszyn. Ares co prawda miał na składzie jedną eskadrę bombową, jednak niezbyt liczną, do tego w jej skład wchodziły starsze modele ciężkich bombowców torpedowych. W obliczu silnie opancerzonego przeciwnika dysponującego zaawansowaną technologią mogło okazać się to niewystarczającą siłą ognia do odparcia zmasowanego ataku.

– Co z horiońskimi jednostkami osłonowymi? Wszystkie przybyły do punktu zbornego?

– Nie. – Padła szybka odpowiedź. – Jest dwadzieścia pięć z trzydziestu dwóch, które miały być.

– Cholera. Których brakuje?

– Fregat torpedowych klasy Iloka.

Mat aż zacisnął zęby ze złości. Horiońskie fregaty torpedowe klasy Iloka były piekielnie przydatnymi jednostkami. Nie dość, że posiadały cztery wyrzutnie przeznaczone dla torped dalekiego zasięgu, to były wyposażone w dwie baterie plazmowe krótkiego zasięgu oraz zmyślnie pomyślany system obrotowych wieżyczek przeciwlotniczych. Długi opływowy kształt ułatwiał im poruszanie się w atmosferze, natomiast zespół silników manewrowych pozwalał im na skuteczne lawirowanie w próżni kosmicznej. Ich brak nie tylko osłabiał flotę admirała Adera, ale też narażał same fregaty na szybkie strącenie.

– Czas? – dopytywał Mat napiętym głosem.

– Kontakt za pięć, cztery, trzy, dwa, jeden...

– Ognia!!!

Kosmiczne niebo zabłysło od dysków otwierających się tuneli podprzestrzennych i gdy tylko pierwsze błękitno-czarne okręty pojawiły się na kosmicznym niebie, zalała je mordercza salwa pocisków.

Piekło kosmosu (KSIĄŻKA WYDANA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz