Rozdział 2, part 1

107 8 0
                                    

SYSTEM SOLARIS
JURYSDYKCJA TERRAŃSKA
PLANETA ZIEMIA
MIASTO SYDNEY
PARLAMENT GALAKTYCZNY

W sali obrad trwała istna burza, przypominająca bardziej przepychanki na targowisku niż debatę polityczną. Parlamentarzyści, ambasadorzy oraz polityczni przedstawiciele liczących się korporacji przekrzykiwali się jeden przez drugiego. Nawet członkowie Rady Galaktycznej, zwani potocznie Wielką Piątką, dali się wciągnąć w wir wrzasków i gwałtownych gestykulacji, które kilka razy omal nie przerodziły się w rękoczyny. Na cały ten rozgardiasz spoglądał ze swojego miejsca przewodniczący obrad Hobret O'Veir, kolvirski polityk i dyplomata z długoletnim stażem. Jak na przedstawiciela swej rasy miał wyjątkowo ciemną karnację, przypominającą kość słoniową. Większość Kolvirczyków posiadała śnieżnobiałą skórę, duże czarne oczy, a ich włosy mogły przybierać każdy możliwy kolor. Pochodzili z planety Xobos, która w dużej części była pokryta tundrami i lasami tropikalnymi. Posturą przypominali ludzi, tyle że byli od nich nieco wyżsi i jakby bardziej „dostojni" w ruchach ciała. Ich cechą szczególną, były długie, spiczaste uszy, które przywodziły na myśl elfy z terrańskich książek.

W normalnych warunkach przewodniczący był uosobieniem spokoju, wyrozumiałości oraz anielskiej wręcz cierpliwości, dzięki której sprawował swój urząd nieprzerwanie od blisko dziesięciu lat. Widząc jednak cały ten harmider, po raz pierwszy w swej politycznej karierze stracił panowanie nad sobą i z całej siły uderzył wielkim dziennikiem w marmurowy blat stołu, przy którym siedział, jednocześnie wykrzykując wprost do mikrofonu:

– CISZA!!!

Na sali natyhmiast zapanował absolutny spokój, zaś wszyscy zgromadzeni spojrzeli z niedowierzaniem na ponurą, nie kryjącą wściekłości twarz O'Veira. Jak dzieci w szkole, pomyślał z goryczą, sprawdzając pospiesznie czy dziennik obrad, będący w istocie imitacją książki, nie został uszkodzony.

– Wszyscy jesteśmy postawieni w bardzo trudnej sytuacji – zaczął powoli we wspólnym, oficjalnym języku Federacji, podobnym w wymowie do angielskiego. – Ale, na litość, uspokójcie się, bo inaczej niczego sensownego nie uradzimy. Proszę, aby wszyscy zajęli swe miejsca.

Przez krótką chwilę politycy spoglądali pytająco na przewodniczącego, jednak jego piorunujący wzrok szybko doprowadził ich do porządku. Nawet Wielka Piątka nie śmiała w tej chwili się mu sprzeciwić i usłużnie usadowiła się w loży Rady Galaktycznej. Gdy wszyscy zajęli swe miejsca i na sali ponownie zapadła niemal namacalna cisza, przewodniczący kontynuował swą wypowiedź:

– Proszę teraz o wystąpienie admirała Wilhelma Odariona, naczelnego dowódcy Terrańskiej Floty Galaktycznej, o przedstawienie nam w skrócie obecnej sytuacji. Ma pan głos, admirale.

– Dziękuję, panie przewodniczący – rzekł wysoki, szczupły, szpakowaty mężczyzna. Jego bujna broda i wąsy, które były idealnie przystrzyżone, nadawały jego osobie dostojeństwa oraz powagi, a czarny służbowy mundur admirała TFG przyozdobiony licznymi odznaczeniami dodatkowo podkreślał jego pozycję. Podszedł do holograficznego projektora i zaczął mówić:

– We współpracy z Oviańskimi Siłami Gwiezdnymi i Horiońską Flotą Imperialną ustaliliśmy następujące fakty. Ktoś dokonał pięciu skoordynowanych ataków na pograniczach systemów Federacji oraz Północnych Terytoriów Niezależnych. Chodzi o systemy: Forod, Sofiar-56 i Coludos. Forod i Coludos niemal sąsiadują ze sobą, zaś Sofiar-56 jest od nich oddzielony wielkimi polami planetoid w systemie Dovos. Sądzimy, że tam prawdopodobnie też nastąpił atak. Być może też w innych, peryferycznych systemach zdominowanych przez piratów północy oraz kolonistów z Ruchu Wyzwolenia. Dodatkowo, w systemie Ventoria, nieopodal granicznej stacji badawczej Ventes-4, pojawił się wrak jednego z naszych okrętów ekspedycyjnych.

Piekło kosmosu (KSIĄŻKA WYDANA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz