Rozdział 3, part 4

41 6 0
                                    

PODPRZESTRZEŃ
TFG POSEJDON

Sara lustrowała wzrokiem mężczyznę siedzącego za wielkim, drewnianym kontuarem oszklonego baru, oświetlonego czerwonymi, złotymi i zielonymi neonami. Przypominał jej Johna Silvera z powieści Roberta Louisa Stevensona „Wyspa Skarbów", tyle że bliżej mu było do animowanej adaptacji tej książki, którą ktoś postanowił osadzić w kosmosie. Był postawnym mężczyzną z wyraźnie zarysowanym piwnym brzuszkiem schowanym za luźno założoną koszulą. Posiadał bujną, siwą brodę, ogromną szramę przechodzącą mu od czoła, przez lewe oko i policzek, aż po koniuszek ust wiecznie wykrzywionych w szelmowskim uśmiechu. W miejscu lewego oka miał wstawioną cybernetyczną protezę, posiadającą potrójne soczewki lśniące czerwonym blaskiem, która cały czas bacznie obserwowała otoczenie.

Barman wstał i skierował się w stronę Sary i Terry'ego O'Briana, który oprowadzał dowódczynię po jej nowym okręcie. Wyraźnie utykał, przerzucając ciężar ciała na lewą nogę. Sara szybko doszła do wniosku, że brakowało mu tylko marynarskiego kapelusza oraz starej drewnianej kuli do podpierania się, aby mógł w pełni udawać futurystycznego pirata.

– Witam panią admirał w moich skromnych progach – rzekł tubalnym, a przy tym niezwykle radosnym, wręcz dobrodusznym głosem, wyciągając rękę na powitanie. – Jo „Silver" Skylason i jego załoga melduje gotowość do służby.

Sara uścisnęła dłoń gospodarza, który szarmancko skłonił się i złożył na jej dłoni delikatny pocałunek.

– Wiceadmirał – poprawiła go Sara, lekko się rumieniąc, co nie uszło uwagi jej rozmówcy.

– Jeszcze? – Szczerze zdziwił się Jo. – Widocznie uprzedziłem nieco bieg wydarzeń. Cóż, proszę nie zaprzątać sobie tym głowy. Napiją się państwo czegoś? Mam na wyposażeniu najprzedniejsze trunki z najdalszych zakątków galaktyki. Flota nie żałowała środków na tę wyprawę – dodał, prezentując w pełni swoje nieco koślawe, pożółkłe od tytoniu uzębienie.

– Jestem na służbie – odparła Sara, spoglądając z podziwem na oszklone półki pełne kolorowych butelek. Jo spostrzegłszy to, rzucił niby od niechcenia:

– Proszę nie tracić czasu na te pospolite alkohole. To dobre dla majtków, którzy ślinią się na samą myśl, że w ramach przydziałów będą mogli wychylić kieliszek czegoś więcej niż podrzędnego, chrzczonego piwa, którego oczywiście nikomu tutaj nie serwuję. Moja gospoda, a przynajmniej tak lubię myśleć o tym miejscu, słynie z jakości swych towarów. Dla pani coś specjalnego.

Zniknął za kontuarem, po czym wychylił się z karafką pełną bursztynowego płynu. Nalał solidną porcję do schłodzonej szklanki, w której znajdowały się zmrożone oszlifowane kamienie i podał Sarze.

– Na koszt firmy.

Sara z lekkim oporem sięgnęła po szklankę, powąchała i spojrzała ze zdumieniem na opartego o kontuar barmana, który uśmiechał się serdecznie. Wzięła mały łyk i poczuła, jak ognisty płyn rozlewa się po jej gardle, rozgrzewając przełyk, a potem brzuch. Zamknęła oczy i rozkoszowała się mocnym aromatem prawdziwej irlandzkiej whisky.

– Dwudziestoośmioletni Irishman. O ile mi wiadomo – pani ulubiona marka.

Sara spojrzała wymownie na barmana, ale nic nie powiedziała. Ten ponownie sięgnął za kontuar, wyciągnął butelkę rzeczonej whisky i podał ją dowódczyni. Ta spojrzała na niego pytająco, a Jo pospieszył z wyjaśnieniem:

– Prezent na powitanie. Zgaduję, że niedługo będzie okazja, aby otworzyć tę butelkę.

– Zdaje się być pan wyjątkowo dobrze poinformowany – stwierdziła Sara, przyjmując podarek.

– Och, to część mojej pracy – odparł skromnie barman, robiąc minę niewiniątka. – Wspomagam w ten sposób komandora O'Briana i pilnuję, aby co bardziej skorzy do głupot załoganci nie napsuli mu krwi.

– Nie należy pan jednak do TFG ani Floty Gwiezdnej Federacji?

– Nie, nie, nie. Nic z tych rzeczy. Jakby to ująć... Flota wynajmuje moje usługi. To coś na zasadzie symbiozy – ja pomagam im, a oni mnie. Moją główną rolą na Posejdonie jest zapewnienie rozrywki oraz utrzymanie dobrych morale pośród załogi. Mam pod swoją opieką trzydzieści dziewcząt oraz dziesięciu mężczyzn, którzy posiadają wszechstronne umiejętności.

– Domyślam się – mruknęła Sara.

– Pani wybaczy, ma'am – wtrącił się dotąd milczący Terry. – Ale Jo ma raczej na myśli, że jego zespół, oprócz umilania czasu załodze, zna się też na udzieleniu pierwszej pomocy.

– Dokładnie. – Podchwycił z uśmiechem Silver. – Otóż cały ten sektor w razie kryzysowej sytuacji służy za punkt medyczny. Moi podopieczni są wykwalifikowanymi sanitariuszami, mogącymi sprawnie wspierać personel medyczny Posejdona. Oprócz tego, jak już wspomniałem, pomagam zbierać informacje dla komandora, zażegnywać konflikty nim te niepotrzebnie eskalują i monitorować stan zaopatrzenia okrętu w żywność czy leki.

– W normalnych okolicznościach nazwałabym pana szmuglerem – stwierdziła Sara.

– Jestem tylko skromnym barmanem i kucharzem, który dba o dobre humory załogi tego statku – odparł Jo i nalawszy bursztynowej whisky do dwóch szklanek, jedną podał komandorowi, a drugą wzniósł w toaście. – Za bezpieczny powrót do domu.

– Za to zawsze warto wypić – dodał Terry, wznosząc swoją szklankę.

Sara przytaknęła w milczeniu i dołączyła do toastu.

Piekło kosmosu (KSIĄŻKA WYDANA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz