Nowa znajomość

331 15 0
                                    

Od feralnego zdarzenia minął tydzień. Starałam się o tym za wszelką cenę zapomnieć, ale cały czas mam to w głowie. Przetarłam palcem zabandarzowane miejsce. Mamie powiedziałam, że zaatakował mnie wielki pies, nie było innego wyjścia, nie uwierzyła by mi, gdybym powiedziała prawdę.

            Trochę za nim tęsknię. Nie jestem pewna kim, a może "czym" jest, ale chciałabym spędzić choć chwilę czasu w jego towarzystwie. Nie martwić się tym co przyniesie drugi dzień. Tamta noc na wzgórzu była cudowna. Wtedy był inny...taki ludzki.

             Poniosły mnie emocje. Nie wiem czemu mi to zrobił, ale mam wrażenie, że coś go do tego zmusiło, tylko nadal nie wiem co. Muszę się wyrwać z tych rozmyślań, bo im człowiek więcej myśli o danej rzeczy tym bardziej go to później męczy.

              Wstałam z łóżka i spojrzałam na okno. Leżała tam mała paprotka w czarnej, wzorzystej doniczce. Była już na skraju życia. Szybko pobiegłam do łazienki w celu dolania wody, a co za tym idzie uratowania roślinki. Po chwili spodek był już pełny.

              - Kochanie! - usłyszałam krzyk mamy z dołu. - Twój kolega przyszedł! - Czyżby Bill? Ale dziś się nie umawialiśmy. Zeszłam po schodach i przywitałam się z chłopakiem.
- Hej! Co tu robisz? Podobno masz spotkanie ze swoim "klubem". - Na ostatnie słowo uniosłam dłonie w górę i wykonałam znak cudzysłowia.
               - T-tak mam, ale chciałem żebyś d-do nas d-dołączyła. - trochę się zdziwiłam, bo niby po co ja im jestem potrzebna?
               - A co na to inni? - uśmiechnął się i odpowiedział.
               - Zo-obaczymy.
     _____________________________

               - To tu się spotykacie? Ale nora! - poruszałam się po jakiejś dziwnej piwnicy po środku lasu. Pomieszczenie było ciemne, wilgotne, ale przytulne. Na półkach poustawiane były różnego rodzaju puszki, bibeloty i narzędzia. Po prawej stronie na drewnianych belkach wisiał kremowy hamak. Na zewnątrz prowadziły spore, drewniane schody.

                - Czemu ich tu nie ma? - skoro to miejsce spotkań to chyba wypadało by przyjść.
                - Za chwilę będą. Umówiliśmy się na 11.00, czyli za 10 minut. - przytaknęłm i wruciłam do oglądania pomieszczenia.
Po chwili usłyszeliśmy głośne śmiechy i kroki zbliżające się w naszą stronę.
                 - Ej klapa otwarta! Bill jesteś już? - zapytał jakiś dziewczęcy głos.
                 - Tak, tak w-wchodźcie. - słychać było, że jest podekscytowany.
Cała grupa weszła i od razu wybauszyli oczy spoglądając w moją stronę.
                 - Kto to do k***y jest? - zapytał chłopak w okularach i hawajskiej koszuli, zwracając się do Billa.
                 - E-ej sp-pokojniej. To jest T.I m-moja przyjaciółka. Poznaliśmy się t-trochę czasu temu. To o-o-ona uratowała mnie przed B-bowersem. - w tej chwili jeszcze bardziej miny im zrzedły a ja uśmiechnęłam się tryjumfalnie. - T-ten co cię t-tak pięknie przyw-witał to Richie, ten z inchalatorem to Eddie, ten to Mike - wskazał na czarnoskórego chłopaka - ten to Ben - tym razem wskazał na trochę większego boya - ten to Stan - pokazał na pana kręcone włoski - No i na końcu nasza jedyna dziewczyna czyli Beverly - ruda paliła peta i uśmiechneła się lekko.
                     - No miło mi poznać. Mam nadzieję Richie, że się polubimy, bo pierwszego wrażenia nie mam za dobrego. - Zwróciłam się do okularnika i poklepałam go po ramieniu. Usiadłam na hamaku i odprężyłam się na chwilę.
                     - Już cię lubię. - odpowiedział, na te słowa uśmiechnęłam się pod nosem.
                     - Bill mogłeś mówić, że przyprowadzisz taką dupę. Wtedy bym się psychicznie przygotował. - Richie nawijał i nawijał o tym jaka to ja nie jestem dobra dupa, aż nie mogłam tego słuchać.
                      - Chodźmy popływać! - Zaproponowała ruda. Po innych widziałam, że nie są zbyt przekonani.
                      - Dobry pomysł. - Poparłam dziewczynę za co otrzymałam jej wdzięczny uśmiech.
                      - Przecież nie mamy strojów. - Ogłosił Stan wymachując starym czepkiem do kąpieli.
                      - Nie będą nam potrzebne. - Ukradkiem spojrzałam na Beverly, ona też wiedziała o co mi chodzi.

____________________________

                       Otaczało nas sporej wielkości jezioro. Jego kolor był niesamowity, połączenie niebieskiego z zielonym dawało istną mieszankę której nie dało się zapomnieć. Staliśmy na wapiennej skałce. Jako pierwsza rozebrałam się do bielizny, wyjęłam krem z filtrem i zaczęłam nakładać go na uda, opierając się o jedną ze skałek. Doskonale widziałam te wygłodniałe wzroki chłopców a szczególnie Richa i Billa, ale starałam się nie zwracać na to uwagi.
           
                          - Nie, nie ja odpadam. Widzicie ile to metrów w dół? Zabijemy się. - Ale panikara z tego Eddiego. Życie jest po to żeby żyć co nie?
W odpowiedzi odsunęłam się kilka kroków w tył i po ropędzeniu skoczyłam w dół urwiska. Słyszałam przerażone krzyki pozostałych. Po chwili poczułam orzeźwiający dotyk wody. Wykurzyłam się.
                           - Skaczcie! Jest zaje***cie!

_____________________________

I tak minął nam cały dzień. Pływaliśmy, opaliliśmy się i urządziliśmy sobie mały piknik. Pod wieczór wróciliśmy do swoich domów. Polubiłam tą paczkę.

Przeciwieństwa się przyciągają ••• Pennywise ff ZAWIESZONE / W Trakcie poprawy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz