Amuse-Bouche

21 1 0
                                    


wśród mroku neuronów umysłu ze stali

przemierzam obłąkany korytarze znaczeń

a mury ograniczeń które sflaczałe ciało

i tamci łgarze zatraceni w swej miernocie

postawili na mej drodze

napierają natarczywie na zranione skrzydła

zatrzymują szarpiąc rozpaczliwie rąbek szaty

splugawionej szkarłatem rzeczywistości

nierzeczywistej szafirowymi nocami

bez szacunku obnażają nagie ciało

tnąc sztyletami kłapiąc rzędami zębisk pożółkłych

profanują świątynię niewinności

filetują


już posoka gorąca spływa 

z rozerwanej krtani

niegdyś białej niczym 

śnieg styczniowy


jakiś instynkt zwierzęcy krzyczy

uciekaj


biegnę więc na oślep

potykając się o kości mych ofiar

odrzuconych wyszydzonych zapomnianych

kiedyś braćmi

teraz prochem zaledwie dławiącym

nieistotnym

już nawet ech głosów ich nie słyszę

nocami


empatia umiera

wyśpiewując requiem żalu głosem

zachrypłym od miedzi

pod sklepienie złotej cattedrale

głucha

stłumiona

niepotrzebna


teraz nowy król zasiada

na tronie z kości słoniowej

sterylnym i wyrachowanym


król w bieli z dawna zapowiedziany

wytęskniony upragniony

ukoił ból ugasił pożogę namiętności

zamiótł prochy królestwa utraconej nadziei

siedzi bez ruchu bez szmeru najmniejszego

porusza leniwie ustami układając zdania 

wielkiej mądrości

i obserwuje czujnie oczami pustymi jak jaskinie

przyświecając bielą kłów naostrzonych

na ucztę dzisiejszą


danie główne: człowiek w sosie chrzanowym

ze śmietaną i pieprzem do smaku


bon appétit

Pogranicze: OdbiciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz