Wybaczcie za opóźnienie, ale wattpad ewidentnie ma mnie w dupie ostatnio. Cud, że chociaż w połowie odzyskałam rozdział...Dajcie proszę znać czy rozdział jest widoczny <3
Miłego czytania <3
**PIĘĆ LAT PÓŹNIEJ**
- Isabello Mikaelson, obiecałaś nie używać magii bez powodu.
- Mam powód.
- Jaki?
- Widzisz ten kwiatek Koli? Zwiędł, więc pomogłam mu odżyć. - wyznaję dziewczynka.
- Rzeczywiście, to bardzo ważny powód księżniczko. - przyznaję rozbawiony Kol.
- Bella! Kol! Chodźcie na obiad. - wołam.
Słodka blond dziewczynka i szatyn zaczynają iść w moim kierunku. Uśmiechają się promiennie, wchodzą do domu i zajmują swoje miejsca przy stole. Ich śmiechy słychać na werandzie. Ten dźwięk to najpiękniejsza muzyka dla moich uszu. Przyglądam się wszystkim chwilę i znów zaczyna docierać do mnie rzeczywistość.
Pięć lat.
Tyle minęło od naszej ucieczki z Nowego Orleanu. Tyle też minęło od narodzin Isabelli. Pięknej i słodkiej dziewczynki. Niebywale potężnej dziewczynki. Przez równe pięć lat udawało nam się żyć w spokoju, bez udziału ludzi z zewnątrz. Wiedźmy nie odpuściły ataków jednak ich moce nawet nas nie dosięgły. Bariera ochronna jaką utworzyła Bella jest na tyle potężna, że nawet sami przodkowie nie są w stanie jej namierzyć. Wiedzą, że żyje. Wyczuwają jej obecność, ale nie są w stanie nic zrobić. Magia moja i Freya w połączeniu z barierą Belli jest nie do przebicia.
Po znalezieniu odpowiedniego miejsca, w którym będziemy mogli żyć zwróciłam rodzeństwu ich ciała. Byli wolni, jednak postanowili zostać. Rebekah ukryła lek w miejscu niedostępnych dla nikogo. Postanowiła przyjąć go, kiedy Bella będzie już dorosła i bezpieczna, za co jestem jej bardzo wdzięczna. Wiem, że sama świadomość istnienia leku jest dla niej spełnieniem marzeń. Co do Kola nie jestem pewna. Znam go i wiem, że nie zostałby tylko dlatego, że go o to poprosiłam. Coś nakazało mu tu zostać. To samo uczucie go zmieniło. Nie jest już tak wybuchowy i złakniony krwi. Zachowuje się, jak przykładny członek rodziny. Chyba tak to można ująć.
A co z Klausem i Elijahem? Cóż nigdy nie mogłabym wymarzyć sobie lepszego męża i ojca dla naszej córeczki. Wiecznie elegancki Elijah z moich wspomnień przeczy swojej aktualnej wersji. Ubrany w t-shirt i spodnie od garnituru, zupełnie różny niż dawniej. Wciąż kochany, troskliwy i grzesznie seksowny. Z kolei Niklaus wciąż mściwy i wiecznie zestresowany. Częściej go nie ma niż jest. Zbiera informację robiąc sobie przy tym kolejnych wrogów z którymi przyjdzie nam się kiedyś zmierzyć. Zapewne.
- Spakowana? - pytam i siadam obok męża. Freya zakłada włosy za ucho i uśmiecha się od ucha do ucha.
- Chyba tak. Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę Keelin. - wyznaję Freya.
- Nie dziwię się. Nie widziałyście się od dobrego roku. - stwierdzam.
- Zbierajmy się jeśli nie chcesz się spóźnić na spotkanie z moją uroczą szwagierką. - zarządza Niklaus. Brunet wstaję od stołu i całuje czoło malutkiej Belli. Wychodząc z domu zabiera bagaż siostry i udaje się do auta stojącego przed domem. Biorę pod ramię szatynkę i zaczynamy iść w kierunku auta. Odprowadzam ją pod same drzwi samochodu.
CZYTASZ
HYBRYDA ✔️
FanfictionData Rozpoczęcia (01.08.2020r.) Data Zakończenie (27.12.2020r.) Zostałam stworzona wbrew swojej woli. Zamknięta w nieśmiertelnym ciele, którego nie chciałam. Byłam zagubiona, ale poznałam JEGO. Równie niebezpiecznego. Równie pragnącego "normalnego"...