WAKAJKI! ROZDZIAŁ NIE SPRAWDZANY!
Nie pozwolić się zabić i nie zabić nikogo innego.
Główny cmentarz Nowego Orleanu, tu znajdują się wszystkie wiedźmy i wszyscy czarownicy. To poświęcona ziemia, ziemia pełna magii. Wydałoby się że dobrej magii, ale gdy wczuć się mocniej powieje czarną magią. Starą i bardzo mroczną magią. Od takiej zawsze się uciekało, lecz tutaj zakrywają ją jak się da. Wmawiają, że jest to czysta magia przodków. Jednak w pierwszym momencie, kiedy Rose przekroczyła bramy cmentarza wyczuła mrok, mrok od którego uciekała wiekami. Po całym jej ciele przeszedł dreszcz. Odwróciła się i zobaczyła, jak Elijah stoi za bramą, zmarszczyła brwi i podeszła do niego.
- Nie idziesz? - spytała zmartwiona.
- Bariera.
Rose zmarszczyła czoło i położyłóa dłoń na murach chroniących cmentarz. Jednak zanim zdążyła coś zrobić pojawił się przed nią czarownik.
- To noc wieczerzy świętego sabatu, wampirom wstęp wzbroniony. - oznajmił.
- W takim razie nie jestem tu mile widziana.
Odpowiedziała i zaczęła się oddalać ciągnąc za sobą Pierwszego.
- Czekaj! - krzyknął - Możecie wejść.
Przodkowie. Porozumiewają się ze swoim sabatem, gdy czegoś potrzebują, to kolejny powód dla którego należe tylko i wyłącznie do siebie. Rozkazy. Nie możesz ich zignorować, inaczej czeka cię kara, którą może być nawet śmierć.
Rose i Elijah przekroczyli razem bramę, ramię w ramię, w pełni swej wampirzej gracji szli przed siebie. Na spotkanie z kimś kto pragnie nie tyle samej dziewczyny co jej potęgi. Bo każdy kto ma po swojej stronie hybrydę wygra każdą walkę. Rose zdawała sobie z tego sprawę. Widziała już na własne oczy zachłanność ludzi mających ją po swojej stronie. Ten widok nie był niczym dobrym. Hybryda mimo woli zacisnęła swoją rękę na ramieniu bruneta, jednak jej twarz nie wyrażała żadnych emocji oprócz skupienia. Przechodzili omijając kolenych czarowników, którzy uważnie ich obserwowali a raczej ją. Na jej twarzy były skupione wszytskie oczy tych żywych jak i tych martwych. Para pierwotnych stanęła a przed szereg wyszła młoda wiedźma.
- Witaj Rose Mikaelson. Nazywam się Abigail i przewodze temu sabatowi. Cieszysmy się, że przyjęłaś nasze zaproszenie. Właśnie mieliśmy zaczynać.
- Wybacz opóźnienie, ale bariera która chroni to miejsce nie zechciała wpuścić mojego towarzysza.
- Ach to zapewne dlatego, że nie było go na liście. - odpowiedziała złośliwie. Rose uśmiechnęła się złośliwie i znów zacisneła dłoń na ramieniu wampira.
- Na zaproszeniu nie zapisano wymagań, poza tym damie nie przystoi przychodzić samej na imprezę. Nie uważasz? - skwitowała blondynka.
- Naturalnie.
Uśmiech dziewczyny był tak sztuczny, jak mleko w kartonie. Jednka mimo tych kilku zdań młoda wysłanniczka starszych poprowadziła ich dalej między grobowcami i zostawiła na chwilę samych. W uszach zabrzmiały pierwsze takty wolnej piosenki instrumentalnej. Elijah chwycił drobną dłoń blondynki i zaczęli się poruszać. Gdyby nie sceneria i okoliczności, które nie zachęcają do całkowitego odprężenia można by stwierdzić, że tak właśnie powinno wyglądać ich spotkanie.
- Jesteś zdenerwowana. - zauważył.
- Sceneria nie zachęca do relaksu, chyba że do wiecznego. - stwierdziła z delikatnym uśmiechem.
- W takich miejsca człowiek zaczyna za dużo myśleć. - dodaje.
- To prawda, jednak myśli każdego zbaczają na innt tor. - zauważa - Na jaki zbaczają twoje?
Spogląda na mnie tym intensywnym wzrokiem. Analizuje moją twarz, jakby w niej chciał znaleźć odpowiedź, jednak nie udaje mu się to.
- Twój wzrok - przerywam - wygląda jakbyś mógł wszystko ze mnie wyczytać, jak z otwartej księgi. Jest tak? - pytam odwzajemniając jego intensywne spojrzenie.
- Nie, chodź nie raz było by łatwiej. - mówi, obkręca mnie wokół własnej osi i przyciska do siebie bardziej.
- Łatwiej. W życiu nic nie jest łatwe. Nie w naszym. Żyjemy w świecie gdzie albo zginiemy albo zabijemy by żyć. - mówiąc to nie opuszczam wzroku. Brunet ponownie mnie obkręca i przyciska do sibie.
- Mogłabyś to znieść? - pyta. Rose doskonale zdaje sobie sprawę o co pyta. Ich spojrzenie nie maleje a staje się coraz bardziej intensywne.
- Tak, gdybym miała przy sobie kogoś komu mogłabym zaufać. Gdybym miała pewnośc, że już nigdy nie będę samotna. Mogłabym walczyć. Nie. Walczyła bym. - zapewnia zdeterminowana.
- Czy znalazłaś, już taką osobę?
Rose miała, już odpowiedzieć jednak przerwał jej głos Abigail. Stała przy wejściu do grobowca. Dumnie, niczym posłaniec samego Boga. Para Pierwotnych opuściła swoje ramiona i spojrzeli w strone młodej wiedźmy.
- Dziś gościmy kogoś wyjątkowego. Kogoś kogo zaprosili tu dziś sami przodkowie. Mam na myśli oczywiście ciebie Rose. Wczorajszego dnia przmówili do mnie i poprosili byśmy powitali cię w swoim gronie. Dlate..
- Dlaczego? - przerwałam jej. Spojrzła na mnie pogardliwie.
- Bo jesteś wyjątkowa. - odpowiedziała.
- Dlaczego? - powtórzyłam.
- Bo jesteś...
-...Hybrydą - dokończyłam. Parsknęłam.
- Jeśli właśnie o to chciałaś poprosić to moja odpowiedź brzmi NIE. Nie dołącze do waszego sabatu.
- Przemyśl to dobrze Rose, bo...
- ...bo co? - spytał Elijah stając między nami.
- Bo sprowadzisz na siebie gniew przodków. - zagroziła stając na przeciwko Elijaha.
- To wasi przodkowie, nie moi. Niech przyjdą, zobaczymy kto wygra.
- Jak śmiesz wyzywać przodków?! - pyta rozwścieczona wiedźma z tyłu. Nim zdążymy zareagować odrzuca Elijaha kilkanaście metrów dalej. Brunet uderza z ogromną siłą w ogromny nagrobek. Odwracam się by spojrzeć czy nic mu nie jest.
Elijah wstaje, otrzepuje marynarkę i rusza w kierunku wiedźmy. Rose zatrzymuje go i z morderczym spojrzeniem wysuwa na przód jedną nogę, podnosi ją i opuszcza. W tym samym momencie cały stojący przed nią sabat odrzuca na kilka metrów. Czarownicy lądują na ziemi i zaczynają się wić z bólu. Rose oddycha ciężko , uśmiecha się i cofa nogę.
- Zapominacie się! - krzyczy - Nazywam się Rose Mikaelson i nikt nie będzie wydawał mi rozkazów! A już na pewno nie jakiś marny sabat. - dodaje z uśmiechem - Pokonać was to jak odebrać dziecku lizaka. Żadna rozrywka.
Kończy swoją wypowiedź i zaczynają odchodzić. Jedno jest pewne.
Nikt dziś nie zginął a to jakiś plus.
***
Kojeny rozdział! Wybaczcie za opóźnienie ALE jestem na wakacjach i trochę inaczej płynie mi czas.
Siedząc dziś przy basenie dowiedziałam się, że jest niedziela a byłam świecie przekonana że piątek XD
ZOSTAWCIE COŚ PO SOBIE!
JUTRO WLECI KOLEJNY ROZDZIAŁ! ❤️ ❤️ ❤️ ❤️
CZYTASZ
HYBRYDA ✔️
FanfictionData Rozpoczęcia (01.08.2020r.) Data Zakończenie (27.12.2020r.) Zostałam stworzona wbrew swojej woli. Zamknięta w nieśmiertelnym ciele, którego nie chciałam. Byłam zagubiona, ale poznałam JEGO. Równie niebezpiecznego. Równie pragnącego "normalnego"...