KOCHANI! WAŻNE INFO POD ROZDZIAŁEM!
***
Szlag.
- Nie musisz wiedzieć. - powiedziałam i z szybkością wampira ruszyłam przed siebie. Jednak on i tak mnie dogonił i zaciągnął do alejki. Przygwoździł mnie do ściany. Jego dłonie po bokach mojej głowy sprawnie zamknęły mnie w klatce. Szatyn nachylił się i spojrzał mi głęboko w oczy. Speszona opuściłam wzrok.
- Rose.
- Kol, odpuść. Proszę.
- Powiedz tylko gdzie idziesz? Bo chyba nie wymknęłaś się po to by oddać się w ręce swojej matki tylko dla pustej obietnicy, że nas nie pozabija.
- Nie.
- Więc?
- Kol, potrzebuję się odciąć. Mam ochotę zrobić coś naprawdę głupiego i nie w moim stylu. Więc daj mi spokój, bo...
- Bo co?
- Bo będę zmuszona użyć mojej mocy. - mówiąc to poczułam, jak moje oczy zaczynają błyszczeć. Z mojej twarzy zniknęło całe zakłopotanie i pojawiła się determinacja.
- Ej spokojnie. Jeśli masz ochotę odreagować i trochę się zabawić w wampirzym stylu, nie mogłaś trafić na lepszego przewodnika. - mówi i puszcza mi oczko. Odwzajemniam jego uśmiech i przytakuję na zgodę. Ruszamy razem do baru. Wchodzimy do lokalu wypełnionymi po brzegi ludźmi i zaczynamy zabawę. Alkohol, krew, alkohol, krew i tak w kółko. Zabawa trwa całą noc. Nie jestem w stanie zliczyć z ilu turystów "skorzystałam". Każda kropla krwi była, jak zbawienie. Jednocześnie w całym swoim ciele czułam ogrom euforii. Nie przejmowałam się niczym. Po prostu się bawiłam. Tańczyłam, piłam i używałam perswazji. Bawiłam się z Kolem do samego ranka.
Kończąc imprezę gdy szliśmy śmiejąc się do domu napotkaliśmy wampira. Ale nie zwykłego wampira. To był ten sam wampir, który zaatakował Elijaha poprzedniego wieczoru. Spojrzałam się na Kola a ten uśmiechną się nieznacznie. Oboje rzuciliśmy się na wampira. Wspólnymi siłami rozszarpaliśmy jego ciało na kawałki. Krew była wszędzie. Na ziemi, ścianie jednego z bloków i na nas samych. Kiedy skończyliśmy się "bawić" pozbyliśmy się dowodów w kontenerze na śmieci, który podpaliliśmy. Czułam się świetnie. I nie wiem czy to, że zabiłam kogoś i świetnie się bawiłam jest złe. Czy ja stałam się zła? Czy właśnie tak powinno być?
Weszliśmy do posiadłości śmiejąc się i wygłupiając, jakby nigdy nic się nie stało. Cali poplamieni krwią, śmiejąc się od ucha do ucha.
- Kol!! - wrzasnął Klaus.
- Rose! - zawołał z ulgą Elijah.
- Co się stało? Gdzie wyście byli?! Wszędzie was szukaliśmy! - zaczyna Rebekah.
Spojrzałam na Kola a on na mnie i delikatnie się zaśmialiśmy. Nie wiem dlaczego się tak zachowywałam, ale to naprawdę było zabawne.
- Czyja to krew? - dopytywał Elijah.
- Nie nasza bracie. - zaśmiał się Kol. - Niepotrzebnie się martwiliście. Wyszliśmy się zabawić.
- Teraz?! Kiedy na zewnątrz czyha wiedźma? Dla ścisłości TWOJA matka Rose! - zaczyna podnosić głos Elijah. Poczułam się tak jakbym dostało z pięści w twarz. Co ja wyprawiam? Elijah ma rację. Dopiero co moja matka ponownie nas zaatakowała a ja wychodzę sobie na miasto. Nie dość, że przez cały wieczór wykorzystywałam niewinnych ludzi, jak jakiś bank krwi. To jeszcze rozszarpałam na strzępy jakiegoś wampira. I zrobiłam to bez mrugnięcia okiem. Biorę głęboki wdech i umęczonym głosem mówię:
CZYTASZ
HYBRYDA ✔️
FanficData Rozpoczęcia (01.08.2020r.) Data Zakończenie (27.12.2020r.) Zostałam stworzona wbrew swojej woli. Zamknięta w nieśmiertelnym ciele, którego nie chciałam. Byłam zagubiona, ale poznałam JEGO. Równie niebezpiecznego. Równie pragnącego "normalnego"...