ROZDZIAŁ 29

1.2K 73 15
                                    

ROZPOCZYNAMY MARATON ŚWIĄTECZNY!! 

****

Z samego ranka jakby nigdy nic pojawiłyśmy się na śniadaniu. Zajęłam swoje miejsce i w pełnej ciszy i skupieniu zaczęłam konsumować wszystko co znalazło się na moim talerzu, oraz w kielichu. Przy stole byłam póki co sama z Freya. Rebekah była prawdopodobnie w salonie. Słyszałam, jak z kimś rozmawia. Kol, Niklaus i Elijah wnosili do piwniczki jakieś skrzynie. Podejrzewam, że są to zapasy burbonu, szampana i wina, które ostatnio znikają szybciej niż powinny. Stwierdzenie, że wampiry to alkoholicy chyba będzie słuszne.

- Zachowuj się naturalnie.

- Jak? To nie ty miałaś okropną wizję przyszłości swojej rodziny. - szepcze. 

- Wiem, ale jeśli mamy coś wymyślić to potrzebujemy czasu. Więc zachowuj się naturalnie. Bierzesz dziś ślub. Na dodatek to już piąty dzień. - wskazuje palcem na mój brzuch.

- Jak się czuje nasza Księżniczka? - pyta pojawiający się Nik. Całuje mnie w czubek głowy i siada na swoim miejscu. 

- Zależy o którą pytasz. Jeśli o mnie to chyba zaraz zwrócę zawartość swojego żołądka. A jeśli chodzi o mikro wampirowiedźme w moim brzuchu to ona czuję się ewidentnie świetnie. 

- Cóż jestem dumny. My Mikaelsonowie, już w łonie jesteśmy potężni. - świergocze Nik.

- Niklausie, byłbym wdzięczny gdybyś zachował odrobinę taktu i nie mówił o łonie mojej narzeczonej, jak o jakiejś ładowarce.  - nakazuję wchodzący Elijah. Siada koło mnie i tradycyjnie składa pocałunek na moich ustach. 

- Wcześnie dziś wstałaś. - zagania.

- Ach, tak. Miałam...e...mdłości. 

- Była ze mną. Zajęłam się Rose, z małą pomocą magii. - śpieszy z tłumaczeniem Freya.  Elijah patrzy chwilę na mnie, jakby szukał wątpliwości. Z całej siły staram się wyglądać tak, jakby właśnie to zdarzyło się zeszłej nocy. Właśnie w tej sytuacji zdałam sobie sprawę, dlaczego wiecznie uciekałam. Zdecydowanie wolałabym uciec nawet teraz, byleby nie okłamywać go prosto w twarz. 

- Rose! Mam nadzieję, że już nakarmiłaś siebie i moją nienarodzoną bratanice. Mamy coraz mniej czasu do ceremonii! Zbieraj się. - rozkazuje Rebekah. Nie wiem nawet, kiedy się tu pojawiła. Nie zwlekając dłużej wstaję i ruszam za złotowłosą. 

Biorę gorącą kąpiel. Ledwo wychodzę z wanny a Rebekah, już porywa mnie i sadza na krześle. Wzdycham i staram się zrelaksować. Powinnam teraz myśleć o tym, że zaraz, dosłownie zaraz wezmę ślub z mężczyzną, na którego czekałam całe swoje życie. Dosłownie całe. A ja? Nie potrafię cieszyć się tą cudowną chwilą. Nie po wizji jaką mi zesłano. 

- Rose! Halo? Ziemia do Rose! - macha mi przed twarzą Rebekah. 

- Tak?

- Skup się proszę! Przypominam, że to twój ślub. Gdybym ja go brała na pewno byłby bardziej wystawny i huczny. - rozmarzyła się. 

- Wybacz. I tak jestem tego w stu procentach pewna. Jednak nie mam aktualnie nastroju na huczne imprezy. Poza tym wydaje mi się, że nie pora na huczne świętowanie. - ostatnie zdanie dodaję ciszej.

- Masz rację. - wzdycha i zaczyna układać moje włosy. Mimo, że staram się z całych sił to i tak myślami wracam do zeszłej nocy. Do tego co zobaczyłam. Przyprawia mnie to o drżenie całego ciała. 

- Skończone. - informuje, czym zwraca moją uwagę. Przyglądam się w lustrze swojej twarzy. Włosy ułożone w idealną fale, delikatny i świeży makijaż. 

HYBRYDA ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz