Składając tę obietnicę ścisnął moją dłoń i to był ostatni taki gest tego dnia. Lub miesiąca. Kto wie. Po wejściu do magazynu uderzył we mnie zapach krwi. Bardzo intensywny. Ta krew. Rozpoznaje ją.
Pierwsze drzwi, spokój.
Drugie drzwi, nic specjalnego.
Trzecie drzwi. Zabawę czas zacząć.
Rzuciła się na nas pierwsza grupka wiedź w towarzystwie wampirów, jednak nie były to wampiry z Nowego Orleanu. Nie widziałam ich tu nigdy wcześniej. Są młode. Rzucają się bez większego celu. Nadchodzi pierwszy, wyrywam mu serce i rzucam gdzieś na podłogę. I tak na dobre zaczyna się zabawa.
Niklaus pozbywa się kilku wampirów, Elijah pierwszych trzech wiedźm. Rose doskonale sobie radzi bez używania swoich mocy do momentu, w którym wampir zachodzi ją od tyły i wbija jej dłoń prosto w plecy, by chwycić serce. Blondynka czuję, jak ściska jej serce. Nie może się ruszyć a z przeciwnej strony idzie w jej kierunku wiedźma. Rose dostrzega w jej dłoniach woreczek a ziołami. Musi coś zrobić inaczej są na przegranej pozycji. Nie może stanąć na przeciw matce bez mocy. Jednak sekundę później uścisk zelżał a dłoni mężczyzny nie było w jej ciele. Dziewczyna opadła na kolana i złapała głęboki łapczywy wdech. W tym czasie Elijah pozbył się ostatniej wiedźmy z ziołami w ręce. Złapał dziewczynę pod ramię i pomógł wstać.
Ruszyli dalej. Im głębiej się zanurzali tym mocniejszy był zapach krwi. Blondynka wybiegła na prowadzenie, kiedy usłyszała jęk Rebekah. Podbiegła do drzwi i otworzyła je z kopa. Na środku pomieszczenia była Rebekah. Przywiązano ją do krzesła linami nasączonymi werbeną. Nad jej głową wisiało wiadro wypełnione wodą z werbeną. Skąd to wiedziała? Kiedy złotowłosa ruszyła się o milimetr krople wody spływały na jej twarz paląc do mięsa. Chciała do niej podbiec, ale w odpowiednią chwilę zatrzymał ją Klaus. Konstrukcja była połączona z podestem. Jeśli na nią wejdzie runie razem z wiadrem na dziewczynę.
- Ha ha ha ha ha ha. - rozniósł się śmiech - Na prawdę się zjawiłaś. Byłaś na tyle głupia, by za nią tu przybiec! - śmieję się kobieta. - Nie tak cię wychowałam, powinnaś unikać kłopotów a nie się w nie pakować! - warczy.
- O czym ty mówisz? To ty jesteś jednym wielkim kłopotem! - krzyczę. - Nie możesz po prostu dać mi spokój? Nie możesz ponownie zniknąć?!
- Oj dziecko. - przerywa - Zrobię to jeśli znikniesz razem ze mną. Możesz to skończyć! Wystarczy, że odejdziesz ze mną a to wszystko się skończy.
- Znikniesz, jeśli ja zniknę?
- Dokładnie tak. Te potwory, które masz czelność nazywać "rodziną" będą całkowicie bezpieczne.
- Nie wierz jej Rose. Zabiję cię.
- No i?! To moja córka! To ja ją stworzyłam! Mogę zrobić z nią co zechcę! - warczy wściekle.
- Rose nie jest przedmiotem! Nie masz do niej żadnych praw walnięta suko! - odwarkuje Klaus. Spoglądam na niego z ukosa i dostrzegam coś dziwnego w jego oczach. To nasza szansa.
Wybacz Elijah.
- Ona ma rację. - zaczynam z trudem - Jestem jej to winna. - mówiąc to patrze jej w oczy.
- Dokładnie drogie dziecko. Jesteś mi to winna. - mówi i wyciąga do mnie dłoń. Łapie ją a ta od razu mnie do siebie przyciąga. Przytula i głaszcze w typowym matczynym geście. Jednak w tym geście nie ma nic dobrego i miłego. Czuję chłód. Chłód i pustka ogarnia całe moje ciało. Kobieta puszcza mnie i odwraca przodem do braci. Wzrok Elijaha wyraża więcej niż tysiąc niewypowiedzianych słów. Czuję ból zdrady w jego oczach. Jest tak namacalny, jak dym wydychany z papierosa.
CZYTASZ
HYBRYDA ✔️
FanfictionData Rozpoczęcia (01.08.2020r.) Data Zakończenie (27.12.2020r.) Zostałam stworzona wbrew swojej woli. Zamknięta w nieśmiertelnym ciele, którego nie chciałam. Byłam zagubiona, ale poznałam JEGO. Równie niebezpiecznego. Równie pragnącego "normalnego"...