ROZDZIAŁ 20

1.7K 82 22
                                    

Po całej nieprzespanej nocy, która była uczczeniem naszego szczęścia udaliśmy się na wspólne śniadanie. Staraliśmy się je jeść zawsze razem. "Rodzinnie" jak to mawiał Klaus. Jednak dziś jest inaczej. Po pierwsze i najważniejsze.

Jestem narzeczoną jednego z braci.

Po drugie.

Aktualnie rodzina powiększyła się o kolejnego brata, do którego reszta chyba nie pała większą sympatią. Jednak po wczorajszej sytuacji mogę sobie wyobrazić jego winy. 

- Witaj księżniczko. - wita się Klaus.

- Dzień dobry Nik. 

- Widzę, że humorek dopisuję. Głośno było tam u was. - stwierdza sarkastycznie Kol. Wszyscy jednak puszczają to mimo uszu. 

- Od kiedy ona jest księżniczką? - pyta poirytowana Rebekah.

- Od kiedy tu się pojawiła. - mówi i wskazuje na mnie widelcem.

- Pomyśl o tym tak Rebekah. Księżniczek może być wiele ale królowa, może być tylko jedna. - mówię i uśmiecham się do dziewczyny. Ta od razu odwzajemnia gest.

- Dlatego ją uwielbiam. - stwierdza zadowolona.

- Serio? Tak łatwo wszyscy ją zaakceptowali?! - warczy Kol - Ja przez całe swoje życie nie dostałem ani grama waszej uwagi, o akceptacji nie wspominając!

- Ostrzegam cię Kol! - warczy Klaus. Jego oczy zmieniły kolor.

- Nie wypowiadaj się na tematy o jakich nie masz pojęcia. - dodaje Elijah.

- Dokładnie Kol. Nawet sobie nie wyobrażasz ile Rose dla nas zrobiła w ostatnim czasie. Zasłużyła na całą akceptację i pełen szacunek. - zaznacza Rebekah.

Kol zamachnął się dłonią z taką siłą, że talerz i kielich leżący na przeciw jego dłoni rozbiły się a ich odłamki trafiły Rose prosto w twarz. Dziewczyna odrzuciła głowę na bok. Przyłożyła dłoń do lewego policzka i spojrzała na nią. Krew. Elijah w moment znalazł się przy niej i delikatnie dotknął jej twarzy. W jego oczach pojawiła się złość. W tym samym czasie Klaus znalazł się koło brata i przygwoździł go do ściany. Obok blondynki znalazła się siostra braci i delikatnie zaczęła wyjmować odłamki, które zostały w twarzy. 

- Jak mogłeś Kol?! - warczy Rebekah.

- Odbiło ci?! Jesteś pod MOIM dachem! Nie masz prawa wymagać od nas ani grama szacunku ani akceptacji! Jesteś tylko karaluchem, którego chętnie się pozbędę! A tak się składa, że mam specjalnie dla ciebie przeznaczony bardzo ostry sztylet, piękny proch z białego dębu oraz bardzo niewygodną trumnę.- warczy Klaus. Jego oczy zmieniły się już na dobre. W tej chwili nikt, ale to nikt nie powinien się do niego zbliżać. Nikt poza Rose, która położyła dłoń na jego ramieniu.

- Nic mi nie jest Klaus. Na prawdę. - zapewnia blondynka i zmusza bruneta do spojrzenia jej w oczy. Brunet odpycha brata, bierze serwetę ze stołu i wyciera z jej twarzy reszki krwi po czym zaczyna gładzić jej włosy w braterskim geście. Jego oczy wróciły do normy. Rose pierwszy raz w swoim życiu czuję taki rodzaj miłości i nie może zaprzeczyć, że jest równie wspaniały, jak miłość którą darzy ją Elijah. 

* 2 godziny później *

Kol zniknął po porannym wybuchu i jeszcze nie wrócił. Cała trójka wraz z Marcellusem siedziała właśnie w salonie i żartowała, jakby nigdy nic. Wszyscy starali się ignorować przeczucie, które mówiło im, że już nie długo będą mogli się cieszyć tak spokojnymi chwilami. Czuli, że będą musieli ponownie stanąć ramie w ramie do walki. Stanąć twarzą w twarz z cierpieniem i strachem, ale jeszcze nie teraz. Mimo to nastał czas na poważniejsze tematy.

HYBRYDA ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz