𝐚 𝐜𝐡𝐫𝐢𝐬𝐭𝐦𝐚𝐬 𝐬𝐩𝐞𝐜𝐢𝐚𝐥 𝐩𝐚𝐫𝐭 𝐈𝐈
25 Dec 1900, London
Gdy wstałam wcześnie rano zastałam za oknem jeden z najpiękniejszy widoków. Był on w Londynie naprawdę rzadki - mianowicie chodzi tu o przykryte grubym puszystym śniegiem ulice miasta i białe dachy kamienic na Baker Street. Doprawdy nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam śnieg. Może jak chodziłam jeszcze na pensję i obrzucaliśmy się śnieżkami, gdy jeszcze wypadało, choć dostaliśmy wszyscy naganę potem. Było warto.
Ujrzałam za oknem Holmesa. A właściwie ich dwóch. Młodszy z nich siedział już na fotelu z fajką w ustach, a jego brat chodził nerwowo wokół, gestykulując rękami na wszystkie strony, jakby nie wiadomo jaka tragedia się stała. Szczerze, byłam ciekawa, o co właściwie mógł się tak wykłócać. Mogłam jedynie zgadywać. Albo to miało jakiś związek z jego pracą dla brytyjskiego rządu, rodziną (głównie sprawą Enoli) albo z tym, co zaszło na balu wigilijnym poprzedniego wieczoru. To, czego byłam świadkiem nie można było zaliczyć do najbardziej przewidywalnych rzeczy. Sama ledwo pamiętałam wszystkie wydarzenia, jak przez mgłę i dlatego zastanawiałam się, czy Sherlock przytakiwał mu z grzeczności, bo sam również nie pamiętał, czy faktycznie skubany posiadał wszystkie wspomnienia z wczorajszego balu.
W kominku zatrzeszczało, gdy drewienko się przewróciło, a dachowiec, którego przygarnęłam leniwie otworzył oczy, będąc wciąż zwinięty w kłębek.
Westchnęłam ciężko, siadając na krześle z miękkim obiciem i zatopiłam twarz w swoich dłoniach, podpierając się łokciami o stół.
─ Myślisz, że zrobiłam wczoraj coś głupiego, Marley? ─ spytałam zrezygnowana. Oprócz okropnego bólu głowy nic innego mi nie wracało. Pamiętam tylko moment, gdy już powoli trzeźwiałam na balkonie i znalazłam tego uroczego kociaka, któremu znalazłam ciepły kąt, przynajmniej na tę noc. W końcu właściciel kamienicy nie wspominał nic o trzymaniu zwierząt w mieszkaniu.
Poderwałam się nagle, gdy usłyszałam cichutkie pukanie do drzwi. O wilku mowa.
─ Dzień dobry, panie Emerson i wesołych Świąt ─ oznajmiłam dźwięcznie z ciepłym uśmiechem. Frank Emerson należał do osób w starszawym wieku, które swoją nadgorliwością i nadmierną ciekawością nadrabiał wszystko inne. Był w podobnym wzroście, co ja (w butach na wysokim obcasie), posiadał kwadratową szczękę, którą golił może raz na tydzień, białą niczym śnieg, lecz gęstą czuprynę i ten charakterystyczny szkocki akcent. Często narzekał jak to jego dzieci i wnuki nie mają dla niego czasu po śmierci jego małżonki - Henrietty, która z opowieści wydawała się doprawdy cudowną kobietą. Aż sama zaczęłam za nią tęsknić, choć nigdy jej nie poznałam i już nie poznam.
CZYTASZ
WICKED GAME ── sherlock holmes [ENOLA] ✔
Fanfiction❝ I'm not married, Holmes. ❞ ❝ How wise! ❞ 𝐆𝐑𝐀𝐂𝐄 𝐓𝐎𝐖𝐍𝐄𝐒 nie chce zmieniać świata. Pragnie uwolnić się ze stereotypów młodej kobiety, która powinna wyjść za mąż, lecz za wszelką cenę odrzucała każdego z adoratorów, których podrzucali...