𝟎𝟎𝟓. | 𝐏𝐄𝐑𝐅𝐄𝐊𝐂𝐘𝐉𝐍𝐀 𝐋𝐀𝐋𝐊𝐀.
Nigdy nie znałam swoich rodziców. Tych prawdziwych. Miałam zaledwie trzy latka, gdy zostali uwięzieni w płonącym domu, z którego już nie wyszli żywi. Nie pamiętam tego zajścia, choć czasem po nocach śniłam o ogniu. Nie był on jednak niebezpieczny. Bawiłam się nim i manipulowałam, jak gdyby był moim sprzymierzeńcem, kimś bliskim. Moja guwernantka – pani Dalia Green - wmawiała mi, że to nic nie oznaczało i nigdy przenigdy nie powinnam się bawić ogniem. Oczywiście, że nie posłuchałam. Byłam przecież wtedy głupiutkim ośmioletnim dzieckiem, które po usłyszeniu jakiegoś zakazu, natychmiast musiało je wypróbować. Lampy naftowe dopiero zaczęły robić się popularniejsze w zachodniej Europie, od kiedy wynalazł je Polak w 1853 roku, więc mnie oczywiście nawet do nich nie dopuszczano i musiałam się posiłkować świecami, a jak wiadomo – dzieci i ogień to złe połączenie.
Pamiętam to, jakby to było wczoraj. Każdego wieczoru pani Green zapalała świecę w moim oknie ku pamięci moich biologicznych rodziców, jednak tego wyjątkowego sierpniowego wieczoru tego nie zrobiła i byłam zmuszona podpalić za nią. Oczywiście wiedziałam, gdzie pani Green chowała zapałki. Znajdowały się w pierwszej od góry szufladzie mahoniowego kredensu w salonie, by były łatwo dostępne również dla gości wedle ich życzenia. Zakradłam się późno, kiedy według moich obliczeń wszyscy domownicy już dawno powinni znajdować się w swoich sypialniach na górze. Podłoga skrzypiała za każdym razem, gdy stanęłam w niewłaściwym miejscu, na łączeniu co najmniej dwóch desek. Starałam się wtedy oddychać miarowo i nie popadać w panikę, jednocześnie zachowując wszelką ostrożność i będąc w gotowości na ewentualną ucieczkę. Była cisza, jak makiem zasiał. Nic. No może poza zegarem tykającym na górnej półce w kredensie, który zdawał się bić wolniej od mojego serca. Z sekundą, kiedy moje bose stopy stanęły na bezpiecznej wyspie w postaci miękkiego dywanu pośrodku pokoju, odetchnęłam z ulgą, łapiąc się teatralnie ręką za klatkę piersiową, gdy niespodziewanie usłyszałam z gabinetu ojca obok bezdenny trzask, jakby coś ciężkiego upadło na podłogę. A to niby ja robiłam tyle hałasu, gdy krzątałam się po domu. Moim odruchem było zlokalizowanie jakiejś kryjówki, ale nie chciałam tak szybko stracić mojego celu, którego byłam już tak blisko, bo dzieliło mnie niecałe dwa jardy. Rzuciłam się więc do kredensu, wysunęłam szufladę i wyjęłam z niej pudełko zapałek. Nie zdołałam ujść dalej jak dwa kroki, gdy z gabinetu wyłonił się mój ojciec z lampą naftową w lewej ręce i z uniesioną pięścią prawej dłoni. Już miałam zamiar się tłumaczyć, przybierając rozżaloną minę, gdy zaraz za nim pojawiła się dobrze rozświetlona twarz mojej guwernantki. Otaksowałam ich oboje spojrzeniem od dołu do góry, spostrzegając, że brakowało im paru elementów ubrań, a te, które mieli na sobie, zostały nałożone w pośpiechu i byle jak.
Mając zaledwie osiem lat, nie rozumiałam za wiele, ale z czasem do mnie dotarło, co takiego naprawdę przede mną ukrywali. Ojciec zdradzał matkę z moją guwernantką i to jeszcze zanim śmiertelnie zachorowała. Po tym nocnym incydencie oboje z papą postanowiliśmy siebie ignorować i nawet przymykać oko na inne nasze wybryki. Wreszcie w moje dwunaste urodziny ojciec nie mógł się doczekać, aż otworzę od niego prezent, którym okazała się lalka. Nie była jednak byle jaka. Podobno najnowszy model! Najświeższa na rynku i z najwyższą ceną! Zabawa powinna być gwarantowana, tyle że, gdzieś w tym całym naszym ignorowaniu siebie nawzajem ojciec zapomniał, że nie byłam już małym dzieckiem, a dojrzewającą panną. Miałam już nieco inne zainteresowania i hobby. Upierał się jednak, że ta lalka była wyjątkowa, ponieważ przypominała mu moją matkę. I nie miał na myśli tu swojej współmałżonki – Alice, a moją biologiczną matkę, która gdzieś tam pojawiała się z tyłu mojej głowy jako zamglone wspomnienie. Przyjrzałam się więc lalce sceptycznie, dając jej drugą szansę. Miała oliwkową cerę, zupełnie jak moją. Duże brązowe oczy i głęboko osadzone powieki z okalającymi je gęstymi rzęsami. Odziana była, niczym prawdziwa londyńska dama w długą do ziemi suknię uszytą z czerwonego materiału dekoracyjnego w czarne wzory, marszczoną spódnicę, podczepianą na haftkach do gorsetu. Gorset opięty, ściągany z tyłu czarnym sznurkiem.
CZYTASZ
WICKED GAME ── sherlock holmes [ENOLA] ✔
Fanfiction❝ I'm not married, Holmes. ❞ ❝ How wise! ❞ 𝐆𝐑𝐀𝐂𝐄 𝐓𝐎𝐖𝐍𝐄𝐒 nie chce zmieniać świata. Pragnie uwolnić się ze stereotypów młodej kobiety, która powinna wyjść za mąż, lecz za wszelką cenę odrzucała każdego z adoratorów, których podrzucali...