008. SIOSTRY.

1K 71 73
                                    


𝟎𝟎𝟖

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

𝟎𝟎𝟖. | 𝐒𝐈𝐎𝐒𝐓𝐑𝐘


       Powrót do domu może oznaczać wiele rzeczy. Powrót do rutyny, bezpieczeństwa, komfortu... jednak nie poczułam żadnej z tych rzeczy, gdy przekroczyłam próg Moor Hall. W korytarzu przywitał mnie pan Douglas, który szeroko się uśmiechnął na mój widok i położył dłoń na moim ramieniu.

       ─ Niezmiernie mnie raduje powrót panienki ─ powiedział, nie ukrywając radości w swoich drobnych ciemnych oczach. ─ Pan Townes z pewnością również się ucieszy ─ dodał szczerze, lecz ja nie byłam, co do tego tak przekonana. W końcu go zawiodłam.

       Pan Douglas tutaj jeszcze o tym nie wiedział, co pozwoliło mi na chwilę wytchnienia. Często marzyłam o tym, gdyby to pan Douglas był moim ojcem. Prawdziwy z niego anioł, którego młodo spotkała tragedia. Jego młodziutka żona – Caroline została porwana. Jej ciało odnaleziono parę dni później porzucone w dokach nad Tamizą. Pan Douglas od zawsze marzył o dzieciach, lecz nie doczekał się kolejnej szansy na miłość, więc oddał się pracy na naszym skromnym dworze. Przynajmniej po części spełniałam jego małe marzenie.

       ─ Zaraz upiekę specjalnie panienki ulubiony jabłecznik, a panienka w tym czasie przywita się z ojcem, zgoda? ─ spytał podekscytowany. Gotowanie to była jego pasja.

       Tak bardzo, jak nie chciałam tego robić, wiedziałam, że rozmowa z moim ojcem była nieunikniona. Uśmiechnęłam się więc lekko dla niepozoru i odeszłam, kierując się w stronę gabinetu ojca. Natychmiast uderzyły mnie wspomnienia związane z tym zakazanym miejscem. Od tamtego incydentu w dzieciństwie, gdy przyłapałam go na zdradzie z moją guwernantką papa zabronił mi kiedykolwiek tu podchodzić. Powiedział, że jego gabinet i miejsce pracy to nie miejsce dla wścibskiej małej dziewczynki.

       Dotarłam do nieco zaniedbanego salonu. Na kanapie leżały niezłożone ubrania, a na okrągłym szklanym stoliku walały się różne papiery i porozrywane koperty. Zerknęłam na nie na krótki moment, by zauważyć, że kilka z nich było zaadresowanych do mnie z nieznanego mi dotąd adresu.

       Delgado Refiner.

       Nadawcą zaś była niejaka Celie Watson.

       Nim było mi dane przeszukać moją pamięć o tej osobie i adresie, w pokoju znalazł się mój ojciec, który chrząknął donośnie, zwracając na siebie uwagę. Zostawiłam więc listy w spokoju i zbliżyłam się do mężczyzny. Nie wyglądał za dobrze. Zarośnięta broda na kilka cali, podkrążone oczy, czerwony nos, którym co chwilę podciągał.

       Czyżby płakał?

       ─ Wróciłaś wcześniej ─ zauważył ostrym tonem. ─ Spodziewałem się ciebie nie wcześniej niż na dwa dni przed ślubem. Coś się stało? Czegoś zapomniałaś?

WICKED GAME ── sherlock holmes [ENOLA] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz