Księżyc nadal z niej kpił. Chyba zawsze już będzie. Z tej iście dziecięcej naiwności, którą po tylu latach nadal posiadała mimo, że wszystkim mówiła odwrotnie. A jednak właśnie się jej poddawała; blask oświetlał blizny, przedramię wyciągnięte ku jasnym plamom, firana powiewała na nocnym podmuchu.
Tylko żołnierskie ramiona gdzieś zniknęły, pozostawiając obolałe ciało samemu sobie, jakby liczyły, że Natasha zdoła się uleczyć. Jak miałaby skleić pękniętą skórę bez jego dotyku, a cielesność bez chłodu metalu i ciepła ludzkiej tkanki? Chociaż... Czy w ogóle musiała? Czy ta skorupa będąca zaledwie osłoną zniszczonej duszy spełniała jeszcze jakąkolwiek rolę?
Sprawiała ból. Własne palce nie koiły go, gdy wodziła nimi po śladach igieł, ale chyba tego nie chciała. Tylko on potrafił ją naprawić i posklejać pokruszone kawałki z powrotem w coś na wzór całości.
Bolała ją głowa. Bolało ją ramię. Bolał ją widok kilku pustych strzykawek. Bolała ją dusza, której krzyki odbijały się echem w umyśle pragnącym jedynie znów dojrzeć te syberyjskie oczy.
Usiadła na krawędzi łóżka. Koszulka przykleiła się do pleców mokrych od potu.
(tam, gdzie ją obejmował, a ciepła skóra dotykała jej)
Przeczesała dłonią włosy. Kiedy ostatnio je myła? Zmęczone spojrzenie natrafiły na zegar. Tykanie rozbijało cząstki nieprzejrzystej ciszy w ciemnym pokoju.
Ile...
Czasu...
Minęło...?
Chciałaby wiedzieć. Lecz zamiast tego, dłonie na ślepo odnalazły czerwone baletki, znajoma wstążka oplotła palce i wtedy kilka łez spłynęło na palce, a później wsiąknęło w satynę bezszelestnie. W rytm trzasków serca baletnicy, która kiedyś tańczyła w nich dla pewnego zagubionego żołnierza w snopach rosyjskiego światła, gdzie nuty melodii dźwięczały nieprzerwanie razem z hukami wystrzałów.
Ścisnęła je mocniej. Poczuła głód. Było jej niedobrze.
(‘Talia?)
Paznokcie znów wbiły się bezlitośnie w dłonie. Wsparła się na materacu, ten zaskrzypiał w nocnej ciszy. Dawno niczego nie słyszała. Niczego poza tykaniem zegara będącego obrazem upływającego czasu, jakiego Natasha nie odzyska.
Zadzwonił telefon.
Wszystko drżało, tak okropnie drżało. I nikogo obok, żeby utulił, zabrał chłód i dał ciepło tej lodowej figurze wystawionej na własne szaleństwo.
— Halo? — Niemal nie poznała własnego głosu. Zachrypnięty, zmęczony płaczem, wysuszony tęsknotą za rzeczywistością, której nigdy nie chciała znać.
— Natasha? Wszystko w porządku? Nie odzywasz się od tygodnia, martwimy się.
Tygodnia? Jakiego tygodnia? Kiedy, kiedy to...
— Nic mi nie jest. Po prostu muszę odpocząć.
— Nick wysłał cię na urlop. Zasłużyłaś.
(O czym myślisz?)
— O nas.
(Dlaczego?)
— Co?
Odchrząknęła.
— Przepraszam, zamyśliłam się.
— Trzymaj się, Tasha.
(‘Talia?)
— Jasne, dzięki.
Czerwień słuchawki nieco ją poraziła, ale ona już na nią nie patrzyła. Patrzyła na kpiący księżyc.
Dobiegła do balkonu, otworzyła drzwi na oścież, otworzyła ramiona gotowa przyjąć chłód, by rozejrzała się pośród nocy, jakby liczyła, że cień z ramy jej okna przemknie przed oczami, metal błyśnie pośród ciemności, a potem... Potem żołnierskie ramiona przytulą złamaną baletnicę do siebie i roztopią lód duszy.
— Powiedz moje imię, James.
Kiedy łzy spłynęły, a kiedy bezradnie wpatrywała się w ciemność, czekając na odpowiedź? Zacisnęła palce na barierce. W niczym nie przypominała metalu ramienia. Jej metalu.
— Powiedz je — wycedziła, niemal syknęła. Bo to była wściekłość. Wściekłość, że rozmył się w nicości jak niegdyś i znowu na to pozwoliła. — POWIEDZ DO CHOLERY!
Wrzask poniósł się po ulicach Nowego Yorku, schował między uliczkami, kiedy to Natasha Romanoff osunęła się po obcym metalu, wiatr poderwał włosy do tańca, na który nie odpowiedziała. Nie tańczyła. Już nie. Czerwone baletki pozostały nietknięte, od kiedy on ich nie widział.
— Powiedz je, James. — Teraz już szept. Błagalny, bolesny i rozpaczliwy. — Błagam, powiedz je...
(Natalia)
— Twoja Natalia, James. Twoja.
Tamtej nocy przestała patrzeć na ilość pustych strzykawek, które pod okiem kpiącego księżyca mieniły się jak diamenty.

CZYTASZ
ɪ'ᴍ ɴᴏᴛ ʜᴇʀᴇ. ʷⁱⁿᵗᵉʳʷⁱᵈᵒʷ
Fanfiction❝ Na rzeczywistości zbudowała fikcję. Jednak kiedy ta przestała nią być, ona... tego nie zauważyła. ❞ FANFICTION | Natasha Romanoff & James Barnes