It is all about me

2.1K 67 7
                                    

-Którą tak świerzbi język do rozmowy?-warknął, a ja zadrżałam. Nie mogłam spojrzeć na niego, nie dałam rady. Siedziałam nieruchomo, patrząc w drewnianą ławkę przed sobą.
-Skoro taka rozmowna, wstań.- syknął.- zapraszam do odpowiedzi.- dodał.
Wszyscy studenci patrzyli z przerażeniem, kiedy profesor uderzył pięścią o stół.
-Mówię do ciebie!- warknął, a jego głos wydawał się być ochrypły.
Znalazłam w sobie odwagę i spojrzałam na niego. Nie myliłam się. Przy wielkim drewnianym biurku stał Reece Hudson, mój profesor i były narzeczony, ojciec mojego dziecka.
Pieprzony ojciec mojego dziecka!
Leon! Pamiętasz go jeszcze? Porzuciłeś go na tak długi czas!
Poczułam jak złość opanowuje moje ciało i myśli. W pewnej chwili wstałam pewnie, z podniesioną do góry głową.
-Thylane Wasilijew, panie profesorze.- powiedziałam głośno i dosadnie, akcentując słowo „profesorze". Spojrzałam na niego wzrokiem pełnym nienawiści, bólu i żalu. Reece otworzył buzie i zrobił wielkie oczy.- Może profesor zwracać się do mnie Wasil, z autopsji wiem, że niektórym trudno wymówić moje nazwisko.- powiedziałam oschle.
-Usiądź.- powiedział o wiele łagodniej, po czym odwrócił się i napisał swoje nazwisko na tablicy.
Jak powiedział, tak zrobiłam. Usiadłam na swoim miejscu i schowałam twarz w dłonie.
Zjawia się po kilku miesiącach i jeszcze się dziwi, że mnie widzi?!
Pokręciłam głową, jednak już do samego końca zajęć nie patrzyłam w jego stronę.
Pod koniec zajęć, Reece rozdał ćwiczenia, który każdy ze studentów miał robić bez pomocy dydaktycznej. Od razu wzięłam się za pisanie, unikając jakiegokolwiek kontaktu z mężczyzną.
Tak bardzo tęskniłam za nim, tak wiele nocy przepłakałam, jednak kiedy już się zjawił, czułam złość, niesamowitą złość.
Profesor przechadzał się między ławkami, w końcu doszedł do mojej. Stanął na chwilę, po czym nachylił się nade mną.
-Zostań po zajęciach.- wyszeptał, a do mojego nosa dotarł zapach jego cudownych perfum.
Boże jak ja za tym tęskniłam.
Zachowaj spokój.
Nienawidzisz go, pamiętaj.
Kurwa, kurwa, kurwa.
Znowu ci się miesza w głowie.
Nie odpowiedziałam nic. Zajęłam się pracą i czekałam, aż nadejdzie koniec zajęć, żeby wymknąć się z sali.
Po piętnastu minutach męczarni bycia z nim w jednym pomieszczeniu, ogłosił koniec czasu, a studenci zaczęli chórem wychodzić z sali.
-Thylane.- powiedział łagodnie, zauważając jak próbuje wyjść.
Tak bardzo tęskniłam za jego głosem, za tym jak wypowiada moje imię.
-Słucham pana, panie profesorze.- skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Przestań.- syknął, opierając się o ławkę.- co ty tutaj robisz?- zapytał.
-Prowadzę bardzo poważne śledztwo.- powiedziałam łagodnie.
-Słucham?- pokręcił głową i zmarszczył brwi.
-Tak, poszukuje twojego rozumu.- parsknęłam.- Studiuję, nie widać?- zapytałam i uniosłam jedną brew.
-Dobrze, tylko gdzie jest Leo?- zapytał, jakby myślał, że zostawiłam ośmio miesięczne dziecko same w domu.
Moja złość wybiła poza dopuszczalną granicę.
-Nawet o niego nie pytaj.- warknęłam.- Straciłeś do tego prawo w momencie kiedy go zostawiłeś.- spojrzałam na niego, a z moich uszu leciała para z wściekłości.- Jeszcze zniosłabym to, że nie chciałeś kontaktu ze mną ale Leo?!- wrzasnęłam.
-Wyjaśnię ci.-Reece, próbował uspokoić rozmowę, mówiąc łagodnie.
-Wyjaśnić, to mogę ja ciebie!- warknęłam.- Taki z ciebie tatuś?- podeszłam trochę bliżej.- Pierwsze słowo twojego syna to „tata", szkoda tylko, że taty przy nim nie było!- uderzyłam pięścią o jego wielkie drewniane biurko.
Reece złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął mocno do siebie, owijając drugą rękę wokół mojej talii.
-Wiem, że teraz jesteś na mnie wściekła.- wyszeptał spokojnie, kiedy ja, jak opętana próbowałam wyrywać się z jego uścisku.- Ale mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz i pozwolisz widywać się z synem.- powiedział spokojnie, po czym wypuścił mnie ze swoich objęć.
Spojrzałam na niego z niezrozumieniem.
Widywać się z synem?
WIDYWAĆ SIĘ Z SYNEM?!
Dobrze, że chociaż na nim mu zależy ale co to, to nie.
-Nie przyjechałem prosić cię o wybaczenie.- westchnął, patrząc mi prosto w oczy.- tęsknie za Leonem i chcę nadrobić stracony czas.
Spojrzałam na niego, a do moich oczu naszły łzy.
-Jesteś niemożliwy...- pokręciłam głową i poczułam jak po moich policzkach spływają łzy.- To wszystko...- mruknęłam pod nosem.- Czy w tym wszystkim, kiedykolwiek chodziło o mnie?- zapytałam, dobrze znając odpowiedź, jednak chciałam usłyszeć ją z jego ust.- Czy gdyby nie Leo, to co działo się przez ostatnie miesiące, twoje oświadczyny...- westchnęłam.- to wszystko wydarzyłoby się?- dodałam.
-Nie.- oznajmił, jakby to było nic.- zawsze chodziło o mnie.- dodał, a jego twarz była beznamiętna.
Zrobiło mi się duszno. Musiałam jak najszybciej opuścić to miejsce. Wybiegłam z sali i popędziłam do pierwszej lepszej taksówki.
Zawsze chodziło o mnie...
Te słowa cały czas odbijały się w mojej głowie i sprawiały, że coraz bardziej czułam się wykorzystana, porzucona, zraniona i całkiem sama.
Samotność, kiedyś była moim cieniem, włóczącym się za mną codziennie, jednak on sprawił, że już nie chciałam być sama. Potem postanowił, że odejdzie i odbierze mi to wszystko. Całe moje szczęście i poczucie, że nie muszę już być sama.
Zamknęłam oczy i westchnęłam głęboko.
Po dwudziestu minutach byłam już pod domem.
Weszłam do środka i pozwoliłam, aby łzy wylały się ze mnie strumieniami.
-Thylane?- usłyszałam głos Rose, która stała i wpatrywała się we mnie.
-R-Rose...- przetarłam oczy dłońmi i zaśmiałam się sztucznie.- dziękuję ci za dzisiaj.- oznajmiłam, po czym pozwoliłam dziewczynie wyjść z domu, odsuwając się od drzwi pod którymi jeszcze kilka sekund temu, płakałam jak opętana.
Nagle zawibrował mój telefon. Wzięłam go do ręki i spojrzałam na ekran, który wyświetlał imię Zoe.
-Zoe, przepraszam ale...- dziewczyna nie pozwoliła mi dokończyć.
-Thylane, Boże!- usłyszałam jej płacz, który rozrywał mi serce, a raczej jego resztki.
-Zoe, spokojnie, co się stało?- zapytałam spokojnie, mimo że w środku denerwowałam się jak diabli.
-CJ miał wypadek!- zaszlochała.- O-on jest w śpiączce!- krzyczała i płakała.
O mój Boże... to się nie dzieje naprawdę...
-Zoe, zaraz przyjadę.- oznajmiłam, po czym rozłączyłam się i wybiegłam po schodach do pokoiku, w którym spał Leo. Wyciągnęłam go z łóżeczka i ubrałam, po czym wsiadłam z nim z marszu do auta. Próbowałam odpalić Bentleya, jednak nie udało się. Oparłam głowę o kierownicę i wzięłam głęboki oddech.
Wszystko jest nie tak!
Spojrzałam przez szybę i pokręciłam głową.
Wyszłam z auta i wyciągnęłam mojego syna, po czym zadzwoniłam po taksówkę. Po kilku minutach byliśmy już w drodze do Zoe.
Wysiadłam pod pięknym nowoczesnym domem. Zoe i CJ naprawdę się nad nim napracowali.
Wbiegłam po schodach, trzymając kołyskę z Leo w jednej ręce. Moja przyjaciółka już na mnie czekała i zalewała się łzami, po czym wpuściła mnie do środka.

-Stracił panowanie nad kierownicą i...- Zoe z trudem opowiadała co się stało. Przykryłam ją kocem i wzięłam łyk gorącej herbaty.
-Wjechał w jakieś drugie auto.- wyrzuciła to z siebie.- Boże Thy...- pokręciła głową, a łzy po jej policzkach spływały jedna, za drugą.- Całe auto pokiereszowane, a on?- spuściła głowę.- Złamane żebra, ciężki uraz głowy i śpiączka.- wybuchnęła płaczem.
Przytuliłam ją mocno do siebie i pogładziłam ręką po głowie.
-Nigdy bym mu nie pozwoliła jechać! Nigdy! gdybym tylko wiedziała!- Dziewczyna płakała i krzyczała naprzemiennie.
-Nie mogłaś tego przewidzieć.- oznajmiłam łagodnie.- wypadki się zdarzają, a CJ jest młodym, silnym mężczyzną.- powiedziałam.- wyjdzie z tego, zobaczysz.- pogładziłam ją po plecach po czym przytuliłam ją mocno.
-Zostań ze mną, proszę.- wyszeptała, tuląc się do mnie mocno.- Bardzo was teraz potrzebuję.-dodała, zalewając się gorzkim płaczem.

My LoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz