-Wasze rozmowy, w końcu przypominają rozmowę.- usłyszeliśmy za sobą głos Zoe, wchodzącej do pomieszczenia.-Oby tak dalej.- zaśmiała się, poklepując Reeca po ramieniu, na co on lekko się zaśmiał.
Kocham kiedy się tak śmieje.
Stop.
Nie myśl tak.
Ale to jest silniejsze...
ugh!!!!
Wrzeszczałam na siebie, bijąc się z myślami.
-W poniedziałek jedziemy do Malibu.- oznajmił.- mamy dwa tygodnie na zorganizowanie zbiórki.- dodał, po czym zbliżył się do mnie.
-Do zobaczenia.- wyszeptał, całując mnie w policzek.
Jego usta na mojej skórze, sprawiały, że od środka zjadało mnie pożądanie. Tak bardzo tęskniłam za nim i jego dotykiem. Ten pocałunek, kilka dni temu uświadomił mi, jak bardzo go pragnę i jak bardzo za nim tęsknie.
-Skończyłaś?- zapytała Zoe krzyżując ręce na piersiach.
-Co?- warknęłam.
-Stoisz tutaj jak kretynka.- skrzywiła się.- Reece wyszedł jakieś dziesięć minut temu.- parsknęła śmiechem.- Prześpij się z nim w końcu, dobrze wam to zrobi.- powiedziała, zabierając Leona z moich rąk.
-Słucham?- uniosłam brwi, ze zdziwienia na jej słowa.
-Ile możesz być jeszcze zła?- zapytała, przewracając oczami.- Jonah, jasne, fajny z niego chłopak, jednak tak jak powiedziałam- Chłopak.- powiedziała łagodnie. - To jeszcze dzieciak, nie myślący o zakładaniu rodziny, nie wiem nawet czy jego intencje są wobec ciebie w porządku.- dodała po chwili, wychodząc powoli z pomieszczenia.
-Co masz na myśli?- zadałam kolejne pytanie.
Jeszcze kilka dni temu, Jonah był dla niej świetnym materiałem na mojego przyszłego mężczyznę.
Zoe unikała tematu.
-No powiedz!- krzyknęłam.
-Słyszałam jego rozmowę z Gorgem...- oznajmiła.
-Jakim Gorgem?- skrzywiłam się.
-Nie ważne.- rzuciła.- Rozmawiali o tobie i Jonah...Jakby to powiedzieć...- podkręciła głową.- Powiedział, że jesteś dobra ale na jeden raz.- wymruczała pod nosem.
Słucham?!
Wyznanie Zoe trochę mnie zbiło z tropu. Wiedziałam, że Jonah i ja to coś co nigdy się nie wydarzy. Choćbym nie wiem jak bardzo chciała, nigdy nie poznam kogoś, kto wyda mi się lepszy od Reeca.
-Czyli te maślane oczy, zalecanie się do mnie, wręcz bycie nachalnym, to wszystko tylko dlatego, że chciał się ze mną przespać i zostawić?- spojrzałam na nią i wtedy dotarło do mnie jak faktycznie naiwną osobą jestem.
Parsknęłam śmiechem, a Zoe spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Widząc jej minę, roześmiałam się głośno, a przerażona przyjaciółka nie wiedziała, co się ze mną dzieje.
-Nie ważne.- pomachałam rękami.- Muszę zacząć się pakować.- oznajmiłam, podniecona tym, co ma nadejść w poniedziałek.
W moim sercu rodziło się dziwne uczucie, w podbrzuszu czułam motyle, a na myśl o byciu sam na sam z Reecem, moje ciało drżało.
-Jest czwartek.- zmarszczyła brwi Zoe.
-Masz niesłychany dar ubierania w słowa czegoś co jest oczywiste.- parsknęłam, na co Zoe przewróciła oczami.
-Ty i twój Romeo ruszajcie w podróż dopiero w poniedziałek, po co pakujesz się już teraz?- zapytała, po czym uśmiechnęła się szeroko.
-L-Leona.- zająknęłam się.- Tak.- dodałam nerwowo.- Leona muszę spakować, a jego rzeczy długo się pakuje.- powiedziałam, drapiąc się po czole.
-Thy...- Zoe podeszła do mnie z uśmiechem i złapała mnie za rękę.- Wiesz, że przede mną nie musisz udawać, że cię to cieszy?- zachichotała.
-Wcale się nie cieszę, po prostu chce mieć wszystko pod kontrolą, rozumiesz.- zrobiłam poważną minę.- Organizacja przed wszystkim.- oznajmiłam, na co Zoe parsknęła śmiechem.
To niesamowite. Jeszcze kilka dni temu, zabiłabym Reeca gołymi rękami. Jednak jedna chwila bliskości, ten jeden pocałunek, obudził najgorętsze uczucia wewnątrz mnie.
W mojej głowie rodziła się wizja. Ja, Leon i Reece, razem na plaży w Malibu.
Skończ.
Karciłam się w myślach.
Moją wewnętrzną walkę zauważyła Zoe.
Uśmiechnęłam się do niej, wystawiając rząd białych zębów.
-Pomogę ci zorganizować wszystko dla Leona.- oznajmiła Zoe i wyszła z pokoju, aby zabrać trobę podróżną mojego synka.
-Już mnie opuszczasz?- usłyszałam głos CJa za plecami.
-Co za dużo to nie zdrowo.- zachichotałam, podchodząc do niego bliżej i pomagając mu usiąść na kanapie.- Wyjeżdżam z Leonem.- oznajmiłam.
-I Reecem.- dodał, z uśmiechem.
-Skąd wiesz?- zmarszczyłam brwi.
-Domyślam się.- powiedział.- Ann też będzie?- zapytał po chwili.
-Jaka Ann?- zmarszczyłam brwi.
-Znajoma Reeca, wiem że jest w Berkeley. Ostatnio zbliżyli się do siebie.- powiedział łagodnie.
-J-jak...- odchrząknęłam.- Zbliżyli?- zapytałam, a w moim sercu poczułam ukłucie.
To by było na tyle z mojego planu i mojego na nowo rozpalonego uczucia.
-W sensie, jak zbliżyli?- zaczęłam dopytywać.- Tak, że zbliżyli, że zbliżyli? Czy po prostu zbliżyli?- moje pytania nie miały sensu, jednak i tak zadawałam je w kółko.
-Czy ty jesteś zazdrosna?- zapytał z rozbawieniem CJ.
-Ja?- syknęłam.- Zazdrosna?- dodałam jeszcze bardziej „urażona" jego oskarżeniem.- Bardzo śmieszne.- odwróciłam wzrok.
Cj zaśmiał się.
Spojrzałam na niego z udawaną złością, po czym wyszłam z pokoju i udałam się do sypialni, aby zacząć segregować ubrania, na te które zostawiam i te które zabieram ze sobą na wyjazd.
Wezmę tylko te najlepsze rzeczy.
Wyciągnęłam białą dopasowaną sukienkę, która jest jedną z ulubionych Reeca.
Ciekawe czy ta cała twoja Ann też tak świetnie wygląda w białej sukience!
Moją wewnętrzną rywalizację z Ann, przerwały wibracje telefonu.
Spojrzałam na ekran, który pokazywał ciąg liczb.
-Slushat.- warknęłam do słuchawki.
-Thy.- oznajmił łagodnie Jonah, po drugiej stronie słuchawki.- Wyścigi, pamiętasz?- zapytał tajemniczo.
-Nie dam rady.- oznajmiłam chłodno.
-Co może być ważniejsze?- zapytał.- Wystawiasz mnie, mam rozumieć.- powiedział posępnie.
-Wybacz, nie jestem na jeden raz.- oznajmiłam gniewnie, po czym rozłączyłam się.
Ugh!
Wstałam z podłogi i ruszyłam do salonu.
Ku mojemu zdziwieniu na kanapie siedział Jonah, trzymając w ręku telefon.
-Co tutaj robisz?- zapytałam lekko zdenerwowana.
-Byliśmy umówieni, odmówiłaś, powiedziałaś coś dziwnego, więc przyjechałem.- oznajmił.
-Wytłumaczyć się, mam rozumieć?- zmarszczyłam brwi.
-Thy, daj spokój.- podszedł do mnie bliżej.- Nie chcę cię tylko na jeden raz.- oznajmił.- chcę cię adorować, móc powiedzieć, że jesteś moja, tylko moja.- wyszeptał, ciężko oddychając i odgarniając mi kosmyk włosów za ucho.
Po moim ciele przeszedł dreszcz. Jednak nie był on taki sam, jak w momencie, kiedy Reece mnie dotyka.
Poczułam wyobcowanie i dziwny lęk.
Odsunęłam się od mężczyzny.
-Jonah, nie...- pokręciłam głową, a mężczyzna spojrzał na mnie niezrozumiale.
-Mam kogoś.- wyszeptałam.
Nienawidziłam kłamać, brzydziło mnie to, jednak tłumaczyłam sobie, że przecież Reece i ja nawet nie będąc razem, jesteśmy razem, więc teoretycznie rzecz biorąc, naprawdę kogoś mam.
-Kogo?- zapytał, co lekko mnie zdziwiło.
-Nie znasz.- odpowiedziałam wymijająco.
-Wiem, że to co jest między nami, to coś niezwykłego.- oznajmił.- nie poddam się tak łatwo.- dodał, a ja nie wiedziałam czy traktować to jako groźbę.
-Jonah...- spojrzałam na niego ze strachem.
-Nie martw się.- oznajmił.- nie jestem taki zły, nie bede cię nachodził.- powiedział z wymuszonym uśmiechem.- po prostu wiem, że jesteśmy sobie pisani.- dodał.
Uśmiechnęłam się posępnie.
Jonah wyszedł, a ja zostałam sama w korytarzu.
Oparłam się o drzwi.
Bać się czy nie? Jonah nie wyglada na chorego psychicznie.
Steven też nie wyglądał...
CZYTASZ
My Lover
Romance3 część kontynuacji Mr.Professor „Samotność, kiedyś była moim cieniem, włóczącym się za mną codziennie, jednak on sprawił, że już nie chciałam być sama. Potem postanowił, że odejdzie i odbierze mi to wszystko. Całe moje szczęście(..)."