Zajęcia dłużyły mi się w nieskończoność. Przez całą sytuację Zoe, nie miałam czasu myśleć o swojej sytuacji.
Bardzo dobrze. Nie jestem pępkiem świata. W końcu, nigdy nie chodziło o mnie...
-Thylane.- z zamyślenia wyrwał mnie głos blondynki siedzącej obok mnie. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się szeroko.
-Otworzyli nową kawiarnie studencką, pójdziemy po zajęciach na kawę i ciastko?- zapytała, a w jej oczach widziałam nadzieje, niczym u pięcio letniego dziecka.
Zaśmiałam się i pokiwałam głową, na znak że się zgadzam.
Kupię pyszne ciasto dla Zoe. Nie przywróci to zdrowia CJowi, jednak kilka dodatkowych kalorii, przyda jej się w tym całym stresie.Kiedy zajęcia dobiegły końca, Eve porwała mnie do nowej kawiarenki za rogiem.Weszłyśmy do środka. Wnętrze było bardzo klimatyczne, a w powietrzu unosił się zapach świeżo parzonej kawy.
Spojrzałam na słodkości za szkłem lady.
Pysznie.
Uśmiechnęłam się szelmowsko do Eve, po czym zrobiłam wielkie zamówienie.
Usiadłyśmy z blondynką przy oknie i piłyśmy kawę.
-Duże zamówienie.- oznajmiła, zjadając ciasto z truskawkami.- Ten dzień w miesiącu, czy babskie pogotowie?- zachichotała.
Uśmiechnęłam się do niej łagodnie, po czym pokręciłam głową.
-Niestety takie pogotowie nic w tym przypadku nie da, jednak warto czasem się dopieszczać.- oznajmiłam, posyłając oczko dziewczynie, na co ona zaśmiała się radośnie, po czym odwróciła głowę.
-Spójrz!-Eve zrobiła wielkie oczy.- To profesor Hudson!- powiedziała entuzjastycznie, po czym oparła głowę na dłoni.- Jaki on jest przystojny...- dziewczyna rozmarzyła się, a ja poczułam jak robi mi się duszno.
Spojrzałam w jego stronę. Siedział i rozmawiał z jakąś kobietą. Nie mogłam zobaczyć jej twarzy, ponieważ była odwrócona do mnie tyłem.
Na sam jego widok, moje serce stanęło. Jednak kiedy widziałam jak zachłannie rozmawia z tą kobietą, zagotowało we mnie.
-Chodźmy już.- powiedziałam nerwowo do blondynki.
-Dobrze.- powiedziała wesoło, po czym wstała z miejsca i ruszyłyśmy w stronę wyjścia.
Przeszłam obok niego, nie zaszczycając go swoim spojrzeniem. Kroczyłam z uniesioną głową, jakbym go nie znała, jakby nigdy nic dla mnie nie znaczył. Jakbym nigdy nie została przez niego skrzywdzona i poniżona.
-Dzień dobry panie profesorze!- usłyszałam radosny pisk Eve za swoimi plecami.
Japierdolę.
-Dzień dobry?- powiedział lustrując blondynkę z dołu do góry.
Nie poznał jej.
No jasne, on pamięta tylko te, które jemu się podobają, poddają jego urokom, rodzą mu dziecko, a później zostają porzucone!
Wrzałam z wściekłości.
-Piękna kawiarenka, prawda?- dziewczyna prowadziła rozmowę.- Razem z koleżanką przyszłyśmy od razu, aby sprawdzić, czy kawa jest tak dobra jak mówią.- powiedziała, wskazując na mnie otwartą dłonią.
Reece odwrócił się na krześle i zrobił wielkie oczy.
Lustrował mnie od stóp do głów.
-Thylane.- szepnął cicho pod nosem, jakby nie chciał, aby ktokolwiek go usłyszał, jednak ja słyszałam go bardzo dobrze.
Chuju.
-Panie profesorze.- zwróciłam się do niego miło, na co on zareagował zdziwieniem.-Cieknie tu panu.- dodałam oschle, wskazując na kącik ust. Reece przetarł dłonią wskazane przeze mnie miejsce, na co ja uniosłam jedną brew do góry. Spojrzałam na jego towarzyszkę, która patrzyła na niego karcąco.
Nie znałam tej kobiety i nie chciałam poznawać. Jedyne czego w tamtej chwili pragnęłam, to uciec.
-Miłego dnia.- fuknęłam do kobiety, po czym wyszłam, trzaskając drzwiami. Wyciągnęłam telefon i zamówiłam taksówkę, idąc prosto przed siebie
-Thylane!- słyszałam za sobą krzyk Eve, próbującą mnie dogonić.
-Co?!-syknęłam na dziewczynę, która zmarszczyła brwi i spuściła głowę.
Ona nie jest niczemu winna, nie wyżywaj się na niej!
Pokręciłam głową.
-Przepraszam.- oznajmiłam łagodniej.- po prostu nie cierpię tego faceta.- dodałam.
-Rozumiem, wybaczam ci!- powiedziała wesoło.
Kolejna osoba w moim życiu, z emocjonalnym rollercoasterem....
Dziewczyna odprowadziła mnie do taksówki, która już na mnie czekała. Pożegnałam się z blondynką, po czym udałam się w stronę domu Zoe.
Trzymałam w rękach ciasto agrestowe, brownie i muffiny jagodowe.
Gdyby takie pyszności, mogły wszystko naprawić.
Po kilkunastu minutach byłam już w domu mojej przyjaciółki i rozmawiałam z nią, zajadając się słodkościami i bawiąc z Leonem, który dzisiaj tryskał energią.
-Jakieś wieści o Reecie?- zapytała, wycierając nos.- chciałabym na chwilę zmienić temat.- powiedziała.
Spuściłam głowę.
-Nie chcę, abyś teraz zaprzątała sobie głowę kolejnymi problemami.- odparłam, gładząc ją po włosach.
-Czyli wrócił?- zapytała, poprawiając się na kanapie.
-Tak.- oznajmiłam posępnie.
-I?!- przyjaciółka, przysłowiowo ciągnęła mnie za język.
-I nic.- odparłam, opierając się o kanapę i patrząc przed siebie.- Nigdy nie chodziło o mnie.- dodałam.
-Thy...- Zoe przytuliła mnie mocno.- czas ruszyć dalej.- oznajmiła, wstając z kanapy.- ja w końcu odwiedzę CJa w szpitalu, a ty...- spojrzała na mnie, zmuszając mnie do kontaktu wzrokowego.- zapomnisz o tym baranie.- powiedziała surowo.- Zaczniesz umawiać się z kimś innym i znowu będziesz szczęśliwa.- dodała.
Cała Zoe. Jej świat runął, mężczyzna, którego kocha nad życie leży w śpiączce w szpitalu, a ona ma siłę, aby myśleć pozytywnie.
Płakała cały jeden dzień.
Nigdy nie przestanie zadziwiać mnie jej siła charakteru i psychiki. Jest optymistką i nawet kiedy świat wali jej się na głowę, ona potrafi wstać i wyjść wszystkiemu naprzeciw.
-Masz rację.- oznajmiłam, zainspirowana jej charakterem. Usiadłyśmy z Leonem na ziemi i zaczęłyśmy zabawiać go grzechotkami i misiami, kiedy nagle mój syn, spojrzał na nas i uśmiechnął się szeroko.
-MaMa.- powiedział niepewnie, po czym nabrał odwagi i zaczął powtarzać to słowo w kółko.
Spojrzałam na Zoe, a ona na mnie i zaczęłyśmy płakać ze wzruszenia.
Mama. Proste słowo. Dwie sylaby, a dają tyle radości i dumy.
Nie jestem głupią i nawiną dziewczyną, nie zasługującą na miłość.
Jestem kobietą, silną, mądrą, zaradną i wytrwałą.
Spojrzałam na Zoe, a później przez okno, które znajdowało się tuż przede mną. Słońce oświetlało drogę, a z oddali był piękny widok na błękitną plażę, pełną spacerujących po niej ludzi. Od zakochanych po paczki przyjaciół i rodziny z dziećmi. Uśmiechnęłam się na ten widok, po czym spojrzałam na mojego syna, który radośnie wymachiwał rękami, gaworząc i śmiejąc się z dziwnych min Zoe. Obserwowałam go. Miał błękitne oczy, dokładnie takie jak jego ojciec. Ciemne włosy, które zaczynały rosnąć na jego pięknej główce, również były w tym samym odcieniu co Reeca. Jednak uśmiech miał mój. Pękałam z dumy widząc, jak szczęśliwy jest. Jak szybko uczy się mówić i jak śpieszno mu do stawiania pierwszych kroków.
Jestem matką i tego nikt mi nie odbierze.
CZYTASZ
My Lover
Romance3 część kontynuacji Mr.Professor „Samotność, kiedyś była moim cieniem, włóczącym się za mną codziennie, jednak on sprawił, że już nie chciałam być sama. Potem postanowił, że odejdzie i odbierze mi to wszystko. Całe moje szczęście(..)."