Miracle

1.5K 55 0
                                    

Wybiegłam z sali i od razu ruszyłam w stronę wyjścia z uczelni.
Stałam na środku parkingu i patrzyłam przed siebie.
Boże.
Mimo, że bardzo chciałam zapomnieć o tym co wydarzyło się kilka minut temu, nie mogłam. Wspomnienie pocałunku z Reecem po tak długim czasie, uderzało we mnie z siłą rażenia. Każde muśnięcie naszych warg, nawet sama myśl powodowała, że moje ciało drżało, a na policzkach malował się rumieniec.
Kochasz go i pragniesz. Przestań się zachowywać tak dumnie i wróć do niego.
Już tyle razy mnie zdradził. Kolejna szansa to kolejny zawód.
W mojej głowie piętrzyły się myśli. Jedna inna od drugiej i zero rozwiązania, czy podjęcia jakiejkolwiek decyzji.
Poczułam jak po moim ramieniu spływa zimna kropla deszczu. Spojrzałam w niebo, a w moją twarz zaczęły uderzać setki kropel. Przetarłam dłonią oczy, po czym ruszyłam przed siebie.
Włóczyłam się po mieście w deszczu. Niektórzy ludzie patrzyli na mnie jak na idiotkę, a niektórzy jak na chorą psychicznie. Jedna para zaproponowała mi parasol, jednak odmówiłam. Potrzebowałam kubła zimnej wody, aby spojrzeć na wszystko inaczej. Spojrzałam na swoje odbicie w futrynie jednego ze sklepów. Patrzyłam na swoją niewyraźną twarz, widocznie zmęczoną uciekaniem, sporem wewnątrz mnie.
Odwróciłam się i spojrzałam na ludzi, którzy zabiegani pędzą tak naprawdę niewiadomo w którą stronę i po co. Moim oczom ukazała się piękna para, biegnąca przez ulicę z jednej restauracji do drugiej, zasłaniająca się jedynie marynarką. Zaraz za nimi rodzina. Kobieta i mężczyzna, który na brakach niósł synka, trzymali się za ręce, a kobieta jedną ręką pchała wózek z maleńkim dzieckiem.
Uśmiechnęłam się na ten widok.
Tak wiele zawdzięczam Reecowi. Gdyby nie on, kto wie co by ze mną było?
Gdybym go nie poznała, wybrała inaczej, w jakim miejscu bym teraz była?
Gdybym się przed nim nie otworzyła, nie podzieliła się tym co przeszłam, jak bardzo bym się zmieniła?
Gdybym go nie pokochała, nie podarowała mu całej siebie, kim byłabym teraz?
Tyle pytań, jedna odpowiedź.
Podeszłam na przystanek i czekałam na autobus miejski, aby podjechać kilka przystanków do domu Zoe.
Tak bardzo chcę go nie kochać i tak bardzo mi to nie wychodzi!
Karciłam samą siebie w myślach.
Wsiadłam do autobusu, który właśnie podjechał i zajęłam miejsce. Jechałam kilka przystanków, oglądając świat przez ubłoconą i zakurzoną szybę.
W którym momencie mojego życia, wszystko tak bardzo się pokręciło?
Spuściłam głowę. Autobus stanął na przystanku. Drzwi otworzyły się a ja mimowolnie spojrzałam na osobę wchodzącą do środka pojazdu.
Zamarłam.
-Thylane.- odezwał się męski głos.
-A-Alek...- szepnęłam pod nosem.
Chłopak usiadł obok mnie. Przez chwilę jechaliśmy w ciszy, zerkając na siebie.
-Jak się czujesz?- zapytał, przerywając milczenie.
-O to samo chciałam zapytać ciebie.- powiedziałam łagodnie.
-Twój kochanek spuścił mi niezle manto.- zaśmiał się.
-Co się z tobą stało? Pojechałeś do szpitala?- zapytałam drżącym głosem.
Samo wspomnienie tamtej sytuacji, budziło we mnie lęk, natomiast rozmowa na ten temat, powodowała, że moje ciało drżało z przerażenia.
-On mnie zawiózł.- oznajmił.- chociaż tyle...- przewrócił oczami.
-Reece zawiózł cię do szpitala zaraz po tym, kiedy rozkwasił ci twarz?- spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Tak.- powiedział, po czym odwrócił się w moją stronę.-Kilka dni po tym, wydarzeniu, odwiedził mnie w szpitalu.- oznajmił.- Powiedział, że przeprasza i że jest mu wstyd za to co zrobił.- powiedział, zakładając nogę za nogę.- oczywiście dogadaliśmy się.- dodał.- on dał mi pieniądze, za które zrobiłem szybki kurs na programistę.- powiedział.- on za to nie miał sprawy w sądzie za pobicie i uszczerbek na zdrowiu.- uśmiechnął się zadziornie.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
-Pieniądze?- zmarszczyłam brwi.- wybaczyłeś mu pobicie, w zamian za pieniądze?- spojrzałam na niego karcąco.
-Nie zrozum mnie źle.- powiedział.- on chciał iść na policję, dzwonił po nią już w szpitalu.- powiedział.- jednak nie chciałem ci tego zrobić.- oznajmił czule.- Kiedy przyszedłem do waszego domu, czułem w nim miłość.- powiedział.- taką, jaką ja sam chcę kiedyś doświadczyć.- oparł się o fotel.- Jednak potrzebowałem pieniędzy, żeby wyrwać się z uczelni, zrobić szybko zawód i móc wyjechać, aby poznać kogoś, z kim mógłbym tutaj wrócić.- oznajmił.- Jak widzisz wróciłem.- szepnął do mojego ucha.- z drugą połówką.- dodał.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
-Bardzo się cieszę Alek.- oznajmiłam. Patrzyłam na mężczyznę który czuł się już nieco zmieszany.
-A wy zapewne po ślubie?- zapytał z uśmiechem. - szczęśliwi, z Leosiem i pięknym domem?- dodał po chwili.
Spuściłam głowę.
Mój profesor był moim narzeczonym. Kochaliśmy się jak nikt nigdy dotąd...
-Nie..- wyszeptałam.- Mój przystanek.- wymruczałam pod nosem, wybiegając z autobusu, który zatrzymał się na przystanku.
Spojrzałam w niebo i potrząsnęłam głową. Ruszyłam w stronę domu Zoe. Weszłam cicho, zamykając za sobą drzwi. Zauważyłam, że w pomieszczeniu panuje kompletna cisza.
-Zoe?- uniosłam głos.
Nikt nie odpowiadał. Przeszłam do salonu, w którym nie było żywej duszy. Podeszłam do okna i wyjrzałam za nie.
Auto stoi na podjeździe... gdzie ona może być?
-Niespodzianka!- usłyszałam za sobą Zoe i znajomy męski głos.
To nie może być...
Odwróciłam się i od razu rzuciłam się mężczyźnie w ramiona.
-Boże! CJ!- krzyknęłam radośnie, a po moich policzkach spływały łzy. -T-ty...!- spojrzałam na niego, dotykając dłonią jego twarzy, jakbym chciała się upewnić ze to naprawdę on.
-Ty jesteś tutaj!- krzyknęłam, tuląc go mocno do siebie.
-Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie.- zaśmiał się.-A Reece?- zapytał rozglądając się po pomieszczeniu.
Zoe pokręciła głową przecząco. CJ spojrzał na nas ze zdziwieniem, po czym uśmiechnął się nerwowo.
-No tak...- przewrócił oczami.- Wilk zawsze będzie wilkiem.- westchnął cicho.
Udaliśmy się do salonu. Usiedliśmy na kanapie i włączyliśmy szmatławy film, lecący właśnie w telewizji, wyśmiewając w nim wszystko.
-Niedługo twoje urodziny.- powiedziała Zoe, przerywając nasz filmowy krytycyzm.
-i?- spojrzałam na nią, nie wiedząc po co mi o tym mówi.
-I?- powtórzyła za mną.- Zrobimy imprezę nie z tej ziemi.- powiedziała, a w jej oczach odbijał się obłęd.
-Zoe, spokój.- Zaśmiałam się.- Nie chcę żadnej imprezy.- dodałam.
-Oo!- spojrzała na mnie i wydęła usta, na co CJ zaśmiał się głośno. Spojrzałam na niego i momentalnie zaczęłam się śmiać. Zoe patrzyła na nas rozwścieczona.
-Śmiejcie się! Proszę bardzo!- powiedziała, udając obrazę. Spojrzała na Leona, który siedział obok niej i sam przyglądał się jej z uśmiechem.
-No jasne, nawet ty?- zmarszczyła brwi, po czym sama zaczęła się głośno śmiać.

My LoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz