I don't care

1.5K 61 2
                                    

-Profesorze Hudson.- powiedział Jonah łagodnie, wstając z kanapy.
-Clark.- warknął Reece, po czym podszedł do Zoe.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałaś o CJu?- zapytał z wyrzutem.
Zoe spojrzała na niego, a w jej oczach było widać złość. Spojrzała na mnie i na Leona, po czym odwróciła się do niego i zmarszczyła brwi.
-A co miałam ci mówić?- zapytała kipiącym z wściekłości głosem.- Wyjechałeś, słuch po tobie zaginął, miałeś gdzieś, czy którekolwiek z nas żyje.- warknęła patrząc mu prosto w oczy.
Obserwowałam całą sytuację, trzymając mocno Leona na rękach. Mój syn patrzył na Reeca i uśmiechał się do niego niewinnie, jednak nie płakał, nie wyrywał się do niego.
Nie poznał go.
Spojrzałam na mojego synka, po czym wstałam z nim z ziemi.
Reece i Zoe spojrzeli na mnie.
-Wy sobie porozmawiajcie, a my już pójdziemy.- popatrzyłam wymownie na Jonaha, który ucieszył się na moje słowa i energicznie przecisnął się między Zoe a Reecem i stanął obok mnie.
Profesor patrzył na mnie, kipiąc ze złości.
-Gdzie niby pójdziecie?- wysyczał.
Uśmiechnęłam się sztucznie, po czym wyszłam z pokoju. Jonah szedł za mną.
-To gdzie chciałabyś iść?- zapytał, a w jego oczach widziałam nadzieję.
-Wybacz, źle mnie zrozumiałeś.-pokręciłam głową.- już dosyć długo czasu dzisiaj spędziliśmy razem.- oznajmiłam.- co za dużo, to nie zdrowo.- Zaśmiałam się.
Jonah spojrzał na mnie z uśmiechem, a następnie teatralnie złapał się za serce.
-Ranisz mnie!- powiedział, udając smutek.- odchodzę więc...- odwrócił się w stronę drzwi.- jednakże zanim opuszczę, pałac królowej mego serca.- zaśmiał się.- poproszę o numer, abym wieczorem mógł się upewnić, że śnić ona będzie o mnie.- powiedział, robiąc ukłon do ziemi.
Zachichotałam.
Jonah podwinął rękaw swojej kurtki i wyciągnął z kieszeni długopis.
-O cna niewiasto.- podał mi długopis.- czy uczynisz mi ten zaszczyt?- zapytał, uśmiechając się szeroko.
Wzięłam długopis i napisałam na jego nadgarstku ciąg liczb.
-Głupek.- zachichotałam, kiedy on ukłonił się przede mną po raz drugi.
Nagle złapał moją dłoń i spojrzał na mnie wymownie, po czym zbliżył usta i ucałował ją.
-Do zobaczenia, Thylane.- powiedział słodko, wychodząc za drzwi, a ja uśmiechnęłam się do niego i zamknęłam je, po czym spojrzałam na roześmianego Leona.
-TaTa!- krzyknął głośno, a ja jeszcze głośniej się Zaśmiałam.
-Żenada.- usłyszałam za swoimi plecami głos Reeca. Odwróciłam się i spojrzałam na niego gniewnie.
-Cna niewiasta?- zapytał ze śmiechem w głosie.- ile on ma lat?- zaśmiał się głośno, po czym podszedł bliżej.
-Mentalnie?- spojrzałam na niego, marszcząc brwi.- napewno więcej niż ty.- syknęłam i wyminęłam go, kierując się w stronę salonu.
-Dlaczego nie mieszkasz w naszym domu?- zapytał po chwili z wyrzutem.
Stanęłam w wejściu.
Może dlatego, ze to twój dom?
Może właśnie dlatego, że wszystko tam przypomina mi o tobie?
-Zoe mnie potrzebowała.- powiedziałam pod nosem, nie odwracając się w jego stronę.- poza tym, po co w ogóle o to pytasz?-spojrzałam na niego.
Zoe wyczuwając wielką awanturę, podeszła do mnie i zabrała z moich rąk Leona.
Reece spojrzał na mnie z gniewem w oczach.
-Po tym wszystkim co mi powiedziałeś, nie udawaj, że chociaż trochę ci zależy.- warknęłam.
-Zawsze mi zależało i będzie zależeć.- oznajmił.
-Nie kłam!- wrzasnęłam.- skończ z tymi wszystkimi kłamstwami!- krzyknęłam jeszcze głośniej.-Odchodzisz, wracasz, odwracasz, chcesz się zbliżyć, nagle się interesujesz!- zaczęłam nerwowo wymachiwać rękami.- Czego ty ode mnie chcesz?!- wrzasnęłam, zdzierając swoje gardło.- No czego?!- powtórzyłam.
Nie mogąc wytrzymać dłużej wszystkich trzymanych w sobie emocji, rozpłakałam się.
Łzy spływały po moich policzkach, a ja nieudolnie wycierałam je drżącymi z nerwów dłońmi.
-Daj mi w końcu spokój!- krzyknęłam.
Mężczyzna patrzył na mnie. W jego oczach widziałam smutek i ból.
Nagle cię to obchodzi? Co ja czuję? Co mam do powiedzenia?
-Nigdy, prze nigdy...- Reece pokręcił głową.- nigdy nie przestało mi na was zależeć.- powiedział cicho, zbliżając się do mnie.- To wszystko co powiedziałem, to kłamstwo.- oznajmił.
Złapał moje dłonie i przyłożył je do swojego serca.
-Nikt nie znaczył dla mnie tyle co ty.- powiedział czule.- Jedyne o czym myślałem przez ten cały czas, to ty i Leon.- westchnął.- Chciałem do was wrócić, przytulić was i więcej nie zostawiać.
Spojrzałam na niego, jednak złość dalej przemawiała przez moje ciało.
-Kiedy widzę, jak ktoś próbuje się dobrać do tego co moje...-mężczyzna zacisnął szczękę.
Wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku i posłałam mu siarczystego liścia w policzek.
Moja dłoń piekła, a jego policzek zaczerwienił się w miejscu uderzenia, jednak on nawet nie drgnął. Patrzył na mnie cały czas tym samym, czułym wzrokiem.
-Nigdy nie byłam twoją własnością!- wrzasnęłam.- Byłam twoją dziewczyną, partnerką, wsparciem...- pokręciłam głową.- Moją miłość- jedynie ten luksus posiadałeś.- wysyczałam przez zęby, ziejąc z wściekłości.
-Wyjdź.- warknęłam.
Reece spojrzał na mnie, a jego oczy przypominały teraz spodek od filiżanki.
-Wyjdź, do kurwy nędzy!- wrzasnęłam.- Możesz nie wracać!- powiedziałam odwracając się na pięcie.- już mnie to nie obchodzi.- wymruczałam pod nosem, wchodząc do salonu, gdzie na kanapie siedziała Zoe, przysłuchując się naszej rozmowie.
Spojrzała na mnie, po czym z aprobatą kiwnęła głową.
Usiadłam na kanapie i wzięłam swojego syna na ręce.
Nie potrzebuję go w swoim życiu. W końcu podniosę się z tego. Przestanę go kochać, skupię się jedynie na nienawiści. Nie chcę darzyć go żadnym uczuciem, temu człowiekowi odebrano ten zaszczyt.
Zmarszczyłam brwi, kiedy usłyszałam głośne trzaśnięcie zamykanych drzwi.
-Słyszałam każde jedno wasze słowo.- powiedziała Zoe przerywając głuchą ciszę, która panowała w pomieszczeniu.- Ty go szczerze kochasz i nienawidzisz.- powiedziała kręcąc głową.
-Chcę go tylko nienawidzić.- powiedziałam, patrząc przed siebie.
-Wiesz, że teraz okłamujesz samą siebie, tak?- Zoe podniosła Leona z moich rąk i usadziła go na swoich kolanach, głaszcząc lekko i czule jego główkę.
-Co proszę?- spojrzałam na nią z niezrozumieniem.
-Nawtykałaś mu i z tym się zgadzam bo na to zasłużył.- oznajmiła łagodnie, łapiąc za nosek mojego synka i zaraz go puszczając, na co on reagował śmiechem.
-Ale?- zapytałam z wyrzutem.
-Ale nie zgadzam się abyś cierpiała i sama siebie raniła.- dodała spokojnie, patrząc mi w oczy.- Nie codzienna jest taka miłość.- powiedziała.
Co ty do mnie mówisz?
Zostawił mnie, nie odzywał się, nie dawał znaku życia!
Wyłączył telefon, wyparł uczucia i wspomnienia!
Zoe spojrzała na mnie, jakby wiedziała o czym właśnie pomyślałam.
Trzymajcie mnie...
Czy ona właśnie chce mi pokazać, że jakiś czas wstecz, to samo ja zrobiłam jemu?
-Ktoś ci kiedyś mówił, że jesteś przerażająco sprytna?- zwróciłam się do niej, unosząc brew.
Zoe zaśmiała się, po czym przytuliła Leona i łagodnie, z wielką gracją ułożyła go na moich kolanach.

Ułożyłam mojego synka do snu. Podeszłam do wielkiego okna i patrzyłam jak mrok pochłania całe miasto.
Mam go kochać i pielęgnować to uczucie? Czy po prostu go nienawidzić?
Reece, raniliśmy się niejednokrotnie.
Niejednokrotnie rozstawaliśmy się i próbowaliśmy zapomnieć, jednak za każdym razem uczucie wygrywało z rozsądkiem.
Mój wewnętrzny głos nie podpowiada nic. Czuję pustkę. Trochę nienawiści i trochę miłości jest jak wisienka na torcie moich uczuć.
Jest jakaś przyszłość przed nami?
Spojrzałam na Leona, który smacznie spał.
Wygląda zupełnie jak ty.

My LoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz