6. Oddech

2.1K 161 126
                                    

Udaję się w stronę sali operacyjnej.

To będzie moja druga asysta przy operacji w życiu.
Pamiętam pierwszą, kiedy do szpitala przywieźli nam małego chłopca po wypadku samochodowym, z krwotokiem wewnętrznym. Nikt nie chciał go przyjąć, zważywszy na fakt, że dzień wcześniej mieliśmy podobny przypadek również z udziałem dziecka.
Długo nie mogłam się po tym wszystkim pozbierać.

To nie tak, że spanikowałam. Miałam świadomość, że ta praca to nie tylko naklejanie plasterków na zdarte kolanko.
Lecz pierwszy raz miałam do czynienia z dzieckiem, tak małym i bezbronnym, a jego życie zależało w pewnym stopniu ode mnie.
Bałam się, bałam się, że znów zobaczę niewinne dziecko na stole, a ja będę za nie odpowiedzialna.

Gdy wykonałam już wszystkie przedoperacyjne procedury, wchodzę do pomieszczenia.

Wdech, wydech, wdech, wydech powtarzam wszystko usilnie, trochę pomaga, ale na chwilę, tylko do momentu kolejnego wdechu.

Przy stole widzę kilku lekarzy ale moją uwagę przyciąga grubo po siedemdziesiątce, lekko przygarbiony i posiwiały, doktor Lewis.

Nie mogłam trafić lepiej. Na jego widok delikatnie się uspokajam. Doktor Lewis był takim drugim doktor Housem, jak nawet nie lepszym. Lekarze z innych krajów, zjeżdżali się, aby mu asystować bądź tylko patrzeć.
Stosował niekonwencjonalne i przede wszystkim skuteczne, wyćwiczone przez siebie techniki operowania.
Rzadko kiedy, podczas operacji coś przebiegało nie po jego myśli. Wydawało się, jakby to on sterował losem i tylko on miał nad tym kontrolę.
Uśmiecha się do mnie serdecznie i nakazuje ręką, abym podeszła.

- Pienista i krwawa plwocina wskazuje na? - zadaje mi niespodziewanie pytanie, nie odrywając wzroku od operowanego ciała.

- Najprawdopodobniej krwotok płucny, ale to nie jest ten przypadek. - odpowiadam od razu.
Przez chwilę obdarowuje mnie swoim przenikliwym spojrzeniem.

-Skąd ta pewność? - pyta szczerze zaciekawiony.

-Zajmuje się Pan najczęściej urazami głowy i tylko do takich, ciężkich przypadków ordynator pana wzywa, wywlekając najpewniej z łóżka, sugerując się już późną godziną. Drugim ważnym aspektem, jest też to, że tamowanie krwotoku płucnego odbywa się chyba właśnie w okolicach płuc, a widzę, że działa pan na głowie. - mówię, trochę speszona.

W sali zapanowuje cisza, którą znów przerywa głos doktora.

- Jak to jest możliwe, że dziewczyna, świeżo po studiach, podejrzewam, że bez doświadczenia przy poważnych operacjach potrafi odróżnić krwotok płucny od włośniczkowego, od sztabu pseudowykwalifikowanych lalusiów. Zdecydowanie ktoś tu pomylił medycynę z modelingiem. - mówi, lekko zirytowany, lecz nadal spokojny, nie zmieniając skupionego wyrazu twarzy. - Chłopcy do parzenia kawy, a nie lekarze. - prycha i odkłada przyrząd, zabierając nowy z nerki medycznej.

- Chodź tutaj dziecino, zmień mi trochę jasność lampy na mocniejszą. - słowa kieruje tym razem w moją stronę.

Posłusznie wykonuję polecenie. Po czym przyglądam się operowanemu chłopakowi.

W prawie każdym możliwym miejscu mocno oberwał. Najpewniej wypadek samochodowy, świadczą o tym chociażby liczne zadrapania i przetarcia, okolice żeber również bardzo obite.

Nagle spoglądam na twarz.

Na samym początku nie zwróciłam na nią szczególnej uwagii i natychmiastowo zamieram.

Boże, jak ja dawno nie widziałam tej twarzy, która choć mocno pokaleczona, jest nadal tak cholernie idealna.

Dostrzegam w niej tego dużego chłopca, od którego tak zaciekle próbowałam uciec.

Jesteś jak Piotruś PanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz