Rozdział 27

124 12 9
                                    

Pov. Harry
Gdy po lekcjach umówiłem się z Bellatrix chciałem żeby ta godzina nadeszła jak najszybciej. Bowiem chciałem już się przekonać co tym razem mamy do omówienia. Zdawałem sobie sprawę, że to najprawdopodobniej nie będzie nic przyjemnego, ale nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego co miało już niebawem nadejść i możliwe że na zawsze coś zmienić w moim życiu.
W końcu nadeszła upragniona przeze mnie godzina 16.00. Ubrany już w normalne ciuchy wyszedłem cicho z dormitorium. A przynajmniej tak mi się wydawało, do póki nie spotkałem Rona.
-Cześć stary. — Przywitał mnie Weasley.
-Siema Ron. -Odpowiedziałem
- Gdzie Ty znowu idziesz Harry?
-Szlaban. A Ty?
-Dormitorium. To do potem.
I zniknął na schodach. A ja ruszyłem do portretu grubej damy. Gdy już byłem na korytarzu czym prędzej udałem się do gabinetu profesor obrony przed czarną magią. Po kilku minutach jakże szybkiego marszu dotarłem na miejsce. Stałem chwilę pod drzwiami, chyba z powodu stresu. Dopiero po kilku minutach zorientowałem się, że jeszcze nie zapukałem do drzwi. Było to na prawdę dziwne zważywszy na to, że nigdy wcześniej mi się nie zdarzało.
Ale po tym gdy się skapnąłem czym prędzej zapukałem w masywne, dębowe drzwi.
Po chwili usłyszałem jej głos.

-Proszę! Powiedziała donośnie.
No i właśnie po tych słowach wszedłem  do pokoju.
-Cześć Bella. A więc? -Od razu przeszedłem do rzeczy.
-Witaj Harry. Usiądź. Wskazała mi ręką krzesło niedaleko siebie. Usiadłem tam i czekałem.
- Harry posłuchaj. Nie możemy być razem. Przemyślałam to i tak będzie lepiej.  —  Nie mogłem w to uwierzyć. Jak to? Przecież było tak dobrze.
-C..co? Nie mówisz poważnie? — Głos zaczynał mi się łamać, ale inaczej nie umiałem w tym momencie.
-Mówię poważnie Harry.
- Bella, ale dlaczego? — Zraniła mnie. Jeśli powiedziałbym,  że mnie to nie ruszyło skłamałbym.
-Przepraszam Cię. Idź już.
-Ale... — Chciałem ją jakoś przekonać.
- Nie ma ale. Idź już, proszę. — I tu właśnie zobaczyłem że nie mam już żadnych szans.
Gdy wyszedłem czułem się potwornie. To była pierwsza kobieta, którą naprawdę pokochałem. A ona co? Złamała mi serce. Tak właśnie. Mi. Temu słynnemu wybrańcowi, który ma ocalić świat czarodziejów.
Ale czy sam dam sobie rade? Otóż nie. Ale czy mam inne wyjście ? Też nie. Jestem zdany tylko i wyłącznie na siebie.
Przygnębiony wróciłem do swojego dormitorium, które aktualnie było puste. Był tu teraz tylko Łapa. Gdy mnie zobaczył podbiegł, usiadł obok na łóżku i szczeknął dwa razy. Rzuciłem czym prędzej zaklęcia wyciszające i niewidzialności, dzięki czemu Syriusz mógł się przemienić.
- Harry. — Usłyszałem jego strapiony głos.
-Co się stało? Powiedz mi. — Czy mu powiedzieć? Może lepiej nie, ale i tak nie mam już nikogo innego.
- To koniec. — Tylko tyle zdołałem z siebie wykrztusić.
- Ale jak to? I czego koniec ? —Najwidoczniej nie zrozumiał mój ojciec chrzestny.
-Koniec z Bellą.
-Coś jej się stało? Co ona zrobiła? — Spytał zdziwiony Syriusz.
- Poprostu powiedziała, że to koniec, rozumiesz? Tak nagle, jak ona mogła. — Starałem się nie rozkleić. Nie rozumiałem tego. Dlaczego? To właśnie pytanie, na które tak bardzo chciałbym poznać prawdziwą odpowiedź.
Siedziałem tam i widziałem zaskoczą minę Blacka. Nie dziwię mu się. Sam bym się zdziwił na jego miejscu. A było  już coraz lepiej, prawda?
No cóż chyba będę musiał się z tym pogodzić . Ale czy ja umiem dalej bez niej norlanie żyć? Przecież będzie tak, jak kiedyś. Powinno mnie to cieszyć, bo w końcu byłem szczęśliwy. A właśnie, byłem, ale czy to oznacza, że nadal będę?
Nie miałem siły myśleć o tym, co sie właśnie stało. Położyłem się na łóżku i zanim się spostrzegłem odpłynąłem w krainę Morfeusza. Zasnąłem, ale w mojej głowie zrodził się sen. Piękny sen.
Otóż przyśniło mi się że Voldemort umarł pokonany przez Dumbledora, nikomu nic się nie stało, a Bella zgodziła się do mnie wrócić.

Pov Bella
Po moim śnie miałam mętlik w głowie. Czy to mogła być wizja ? Ciekawe. Sama niewiem czy chciałabym, aby to się zdarzyło. Ale nie ma czasu na użalanie się nad sobą. Wstałam szybko z łóżka i z racji ze zaczął się kolejny, zapewne wcale nie łatwy dzień ogarnęłam się  i szybkim krokiem wyszłam ze swojej Komnaty. Miałam nadzieje, ze nie spotkam Pottera jeszcze przed śniadaniem. W ogóle miałam nadzieje nie spotykać go poza lekcjami OPCM. Tak bardzo chciałabym, aby to co było między nami nie kończyło się tak wcześnie, ale dla jego dobra musiałam to zrobić. Teraz moim priorytetem jest wymyślić plan w moim stylu, czyli wredny i przebiegły. Przyznaje, że nie zmieniłam się w 100% ale to chyba dobrze. W końcu nazwiska nie da się pozbyć. Tak wiec szybko znalazłam się w wielkiej sali, usiadłam koło Minerwy, z którą szczerze mówiąc ostatnio mam coraz lepszy kontakt. Przywitałam się z Minnie, jak zaczęłam ją żartobliwie nazywać, pomijając to, ze mnie za to wyzywa. Nie zrażam się. W końcu jestem Bellatrix Black. Nałożyłam sobie na talerz ciepłe tosty, które szybko zaczęły znikać z mojego talerza. Mimochodem spojrzałam tez na stół Gryffindoru, gdzie ujrzałam Wybrańca razem z Granger i tym wstrętnym Weasleyem.
-Anastazjo! — usłyszałam nagle i szybko się obróciłem w stronę Minerwy.
-Tak ? — Zapytałam zdezorientowana.
- Mówię do ciebie od kilku minut. Stało się coś ? — I tu mnie masz — Pomyślałam sobie.
-Nie Minerwo, wszystko w porządku.
- Napewno? — Zapytała najwyraźniej nieprzekonana.
- Napewno. Wiec co mówiłaś?
- Jutro jest wyjście do Hogesmade. Mogłabyś pójść z uczniami za mnie, wypadła mi sprawa w ministerstwie.
-Oczywiście, nie ma problemu. — Szkoda ze wtedy nie wiedziałam ze będzie problem.
-Och świetnie! — Klasnęła w dłonie moja "przyjaciółka".
Cała sala dziwnie się na nas spojrzała ale w końcu te głupie bachory wróciły do swoich spraw. Posiłek się skończył, a ja wcale nie miałam ochoty iść na lekcje. Niestety musiałam.
Wstałam i skierowałam się do wyjścia z sali, kiedy zauważyłam Lavender. Miała już chyba o wiele lepszy humor niż wtedy kiedy spotkałam ją na wieży. To dobrze, ze chociaż ona. Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam pod swoją klasę lekcyjną. Dobrze, że zaczynam z drugim rocznikiem, przynajmniej sobie odpocznę. Czekałam kilka minut, kiedy zadzwonił ten nieszczęsny dzwonek. Po chwili wpuściłam dzieci do środka i zaczęłam wykład o zaklęciu Riddikulus. Może i byli mali na to zaklęcie, ale przynamniej się czymś zajmą. Cała lekcja Minęła mi na poprawianiu ich i tłumaczeniu, ale uznaje ją za w miarę udaną.
- Dobrze, na dzisiaj koniec. Dziękuje i dowiedzenia. — Powiedziałam głośno, aby każdy mnie usłyszał.
Już chciałam usiąść za biurkiem kiedy zobaczyłam ze ktoś został w sali i ewidentne czeka aż się odezwę.
-Tak Livie? – Zapytałam małą, czarnowłosą dziewczynkę.
-Mam do pani pytanie. Mogę ? — Powiedziała zawstydzona.
-Tak, proszę usiądź. — Wskazałam ręką na krzesło.naprzeciw mnie. Dziewczynka po chwili już na nim siedziała.
- Wiem, ze powinnam iść z tym do opiekuna mojego domu, profesora Sneapa , ale on mnie przeraża. Postanowiłam wiec przyjść do pani.
-Nie tylko ciebie Livie Severus przeraża, uwierz. Ale w takim razie w jakiej sprawie przyszłaś? — A no i jakbym nie wspomniała Livie jest moją ulubienicą. Każda lekcja z nią to dla mnie przyjemność.
- Bo ostatnio usłyszałam rozmowę dwóch chłopaków z szóstego roku.
-A kogo dokładniej ? —Spytałam.
- Myśle, a raczej jestem pewna ze był to Dracon Malfoy oraz Crab i Goyle. Rozmawiali o planie czarnego pana i o tym, ze już niedługo szkoła się oczyści z brudnych szlam. Wspomnieli chyba nawet o tej miłej Hermionie Granger. Podobno mają misję, nic więcej niestety niewiem. Mam nadzieje ze mi pani wierzy pani Anastazjo.
Jej słowa mnie zszokowały. Draco? Plan? Muszę zacząć działać szybciej niż myślałam. Muszę uratować siostrę i może nawet postaram się dogadać z Andromedą, która opuściła nas lata temu.
- Oczywiście Livie wierze ci i dziękuje ze mi o tym powiedziałaś. Obiecuje, że się tym zajmę , dobrze?
Dziewczynka pokiwała głową na tak.
- Możesz już iść kochanie, tylko proszę, nie mów o tym nikomu więcej dobrze?
- Dobrze, obiecuje. Dziękuje i dowiedzenia.
Po tych słowach dziewczynka zniknęła za drzwiami a ja zostałam sama z własnymi myślami, które szczerze mówiąc nie dawały mi spokoju. Czy Czarny Pan chce zaatakować tak szybko? Muszę się tego koniecznie dowiedzieć, a jedynym sposobem aby to zrobić jest pójście na spotkanie śmierciożerców. Pozostaje tylko pytanie, kiedy ono jest?
Niestety nie miałam czasu dłużej myśleć, bo musiałam zacząć kolejną lekcje. Tym razem z siódmym rocznikiem. Tłumaczyłam bardzo skomplikowane zaklęcia, ale nie mogłam w pełni skupić się na tym co robiłam, bo w głowie cały czas miałam słowa Livie. Bałam się o Draco, w końcu jestem jego ciotką  i matką chrzestną, a to zoobowiązuje. Może nie widać po mnie żebym się kimkolwiek martwiła ale ostatnio moje serce pękło. A przynajmniej jego lodowa bariera, która wytworzyła się lata temu. Teraz moim priorytetem jest ocalić życie swoje i innych, a już napewno ludzi, którzy są mi bliscy. Ja się nie liczę.
Chwila.
Przez lata słyszałam w domu od matki tylko słowa „ty się nie liczysz Bellatrix" lub „Walcz o rodzine, nie o siebie". Czy naprawdę tak jest?
Nie, od dziś też się liczę. Jestem ważna. Jestem Bellatrix Black i bez względu na wszystko dam sobie radę. Muszę, prawda?
Nie czas na to. Musze znaleźć młodego Malfoy'a. Nie. Nie teraz. To byłoby podejrzane.
Myślami byłam daleko ale kolejna lekcja właśnie się zaczęła. Tłumaczyłam kilka spraw by następnie uczyć ich techniki.
Minęły następne 3 godziny a ja właśnie miałam zacząć zajęcia z rocznikiem Draco. Wyśmienicie.
Lekcja się zaczęła. Dłużyła mi się niemiłosiernie ale co na to poradzić? No nic. Nagle po wielu długich minutach usłyszałam dzwonek, doznałam ulgi. Cała klasa zaczęła się pakować i zbierać do wyjścia, ale ja miałam własne plany.
-Draco, proszę podjedź. — Powiedziałam szybko zanim zdążył wyjść.
Po chwili stał obok mnie chłopak tak podobny do mojej siostry. Szkoda, że nie wie, że to ja.
-Tak? — Spytał zdziwiony, ale jak zawsze opanowany i Z tym jak ja to mówię „Lucjuszowym akcentem".
-Posłuchaj chłopcze. Nie będę owijać w bawełnę. Spotkajmy się o 24.00 na wieży Astronomicznej. Masz być sam i żadnych przekrętów zrozumiałeś? Inaczej będzie z tobą krucho. — No i w końcu. To było to czego mi brakuje w Hogwarcie. Ja.
Draco wydawał się przerażony.
-T-t-tak —Wyjąkał.
-Kim pani jest? — Zdziwiło mnie to pytanie.
-Znasz mnie Draco. Leć już i mam nadzieje ze do zobaczenia.
Wskazałam mu ręką na drzwi i spojrzałam jak szybko uciekł. Ale co się dziwić ? Mnie się boją od lat.
Reszta dnia minęła mi bardzo szybko, dobrze, że nie spotkałam dzisiaj Harrego.
W końcu nadeszła 20.00, zostały już tylko 4 godziny — Pomyślałam sobie.
Znów zegar. 21.00 — 3 godziny.
22.30 —Półtorej godziny.
23.00 —Godzina.
W mojej głowie cały czas były tylko liczby. Ale również ciekawość czy Dracuś się zjawi.
23.45 — Czas iść.
Szybko wyszłam z Komnaty, ubrałam ciemny płaszcz, kaptur i szlam ciemnymi korytarzami starego zamczyska zwanego Hogwartem.

Tak więcej kochani ogromnie przepraszam za swoją nieobecność, ale no nie mam aż tyle czasu, a po drugie brak weny. Mam jednak nadzieje ze mi to wybaczycie. Chętnie zobaczę tutaj wasze oceny i komentarze na temat tego rozdziału. ❤️

𝕸𝖎ł𝖔ść 𝖏𝖊𝖘𝖙  𝖐𝖑𝖚𝖈𝖟𝖊𝖒Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz