Słodko - gorzki powrót do Hogwartu

187 16 4
                                    

Pierwszego września podczas jedzenia śniadania w rezydencji Blacków, wszystko działo się jak zwykle. Dwie osoby konsumowały swój posiłek w ciszy. Jednak dziś miał nastąpić moment, opuszczenia domu przez Harrego Pottera, gdyż miał udać się na szósty rok kształcenia się w szkole magii i czarodziejstwa Hogwart. Naprawdę ciekawym faktem było, że Harremu przez te czternaście dni spodobało się mieszkanie w tych progach. Mimo że został uprowadzony.
-Więc Pani Bellatrix, dziś ma nadejść dzień naszego rozstania i dopiero spotkamy się na przerwie świątecznej.

- Zobaczymy Potter. A teraz na górę, ubrać się jak przystało. -Chłopak tylko kiwnął głową i podszedł się przebrać za poleceniem swojej ,, opiekunki" o ile można tak nazwać tą kobietę. Gdy otworzył szafę, założył na siebie szkarłatno- złotą szatę. Tą samą, co dwa tygodnie temu. Na wierzch natomiast ubrał pelerynę. Spojrzał na swe odbicie w lustrze. Dojrzał młodzieńca, z delikatnym zarostem i rozwianymi włosami. Wyglądał jak swój ojciec. Zdjął okulary. Trzy dni temu uwarzył eliksir, który  redukował wadę wzroku. Teraz zakładał je tylko do czytania. Niestety nie wszystko da się wyleczyć. - Dziś będę widział się z moimi przyjaciółmi. Nie mogę się już doczekać. -Powiedział do lustra, machnął różdżką, a kufer i klatka z sową uniosła się w powietrze. Powoli kierował się po schodach starając się zapamiętać szczegóły tego domostwa. Na dole czekała już na niego Bellatrix. Czarna szata, komponowała się dobrze z jej włosami. Gust ma ta kobieta. Uśmiechnął się do siebie.
- Gotowy Potter? -Ten kiwnął głową że tak, chwycił się jej ramienia i teleportowali się na dworzec King Cross.

Czerwona lokomotywa Hogwart-Expres buchała białą parą. Na peronie stało już wiele rodzin czarodziejskich, żegnających się ze swymi pociechami. Gdzieniegdzie stali aurorzy, którzy pilnowali, czy żaden śmierciożerca nie ma zamiaru urządzić sobie krwawej jatki dla uciechy swego Pana. Nagle przez barierkę wbiegła rodzina Weasley'ów, wraz z Hemrioną i paroma członkami Zakonu Feniksa, który na polecenie dyrektora miał pełnić straż w ostatnim z wagonów. Młodzi rozglądali się po peronie, czy gdzieś nie stoi ich przyjaciel, jednak jeszcze to nie było.
- Mamo A może Harry się dziś nie pojawi? -Zaczęła najmłodsza z rodziny.
- Nie bądź głupia Ginny, do odjazdu jest jeszcze piętnaście minut. Harry na pewno się pojawi. -Odpowiedziała pannie Weasley Hermiona. Jednak ona nawet nie była pewna, czy Harry się pojawi. -Wchodzimy, Harry nas znajdzie. Ja z Ronem muszę iść do przedziału prefektów. Dowidzienia Pani Weasley. Powiedziała Granger i weszła do pociągu. Za nią weszła reszta młodzieży. Zakon Feniksa jednak jeszcze czekał. Miał wejść do pociągu jako ostatni.

Pięć minut przed odjazdem przez barierkę weszły dwie osoby, ubrane w czarne szaty i kulturami na głowach. Aurorzy wyciągnęli różdżki z kieszeni. Tak samo zrobił zakon. Jednak ta dwójka nic sobie z tego nie robiła. Po prostu szli w stronę stojącej lokomotywy. Nagle się zatrzymali i wymienili między sobą parę zdań. Zaraz potem jedna z nich się teleportowała, a druga ciągnąc za sobą kufer i klatkę z białą sową podeszła do zakonników. - Kim jesteś? -Zapytał Remus celując w osobę różdżką.
- Opuść broń Remusie, nie poznajesz mnie? -Persona zrzuciła kaptur z twarzy. -Boże James to Ty?
-Lupin wydawał się szczerze zdziwiony. Przecież jego przyjaciel już nie żył od czternastu lat.
- Nie Remusie, To ja Harry.
- Chłopak uśmiechnął się szeroko do swojego byłego profesora i rzucił się na niego. Po kolei przywitał się z resztą zakonników, po czym skierował się do pociągu, zapewniając panią Weasley, że napisze do niej listy, jak mu się wiedzie w szkole. -  A teraz Remusie zajmijmy przedział. Jak podoba Ci się ten pomysł?

- Wybacz Harry, lecz muszę patrolować...

-Remusie, proszę porozmawiajmy. To ważne. -Mężczyzna w końcu przytaknął i znaleźli sobie pusty przedział na końcu pociągu. Tam Harry opowiedział mężczyźnie o testamencie Blacka i o książce. Spytał się, czy zechce mu pomóc. Wilkołak zgodził się entuzjastycznie. -Teraz wybacz Harry, obowiązki. -Ten pokiwał głową ze zrozumieniem i pożegnał się z Lupinem. Naciągnął na swą głowę kaptur i wyciągnął z kufra książkę dla klasy szóstej o transmutacji. Zgłębiał się  w jej tajnikach, gdy nagle ktoś otworzył drzwi do przedziału. Był to Draco Malfoy. O dziwo chłopak to nie zauważył i usiadł w przedziale, kładąc swój kufer obok. Harry śmiał się w duchu z całej tej sytuacji. Jednak nie zareagował. Jechali tak w ciszy. Dopiero gdy ślizgon spojrzał w stronę w stronę okna, zobaczył postać w czarnym płaszczu czytającego jakąś książkę. Postanowił sam zacząć rozmowę z tą osobą, gdyż rzadko kto jeździ w pelerynie. Tylko czarodzieje, którzy szanują swoje tradycje. -Witaj. Nazywam się Draco Malfoy. - Chłopak wyciągnął dłoń, a nieznajomy uścisnął ją. - A ja jestem Harry Potter. - Odparł młodzieniec, zrzucając kaptur z głowy. Malfoy szybko wyrwał rękę i przybrał dawny ton. - Potter gdzieś zostawił swoją szlamę i Weasleya? -Zaczął swoją tradycyjną tyradę. Gryfon tylko westchnał. - Widocznie zostawili mnie, bo mają obowiązki prefekta.  A Ty dlaczego nie oatrolujesz korytarzy, lub nie siedzisz ze swoim domem? - Odparł mu spokojnie. Draco poczerwieniał ze złości. Już się nie odzywał, tylko usiadł na swoim dawnym miejscu. Harry z powrotem narzucił kaptur na głowę i zostawił towarzysza w spokoju. Malfoy się zdziwił. - Gdzie ten Potter do cholery nabrał takich manier? Nie wybuchał już tak jak zwykle. Dziwne.... -Chłopak zaczął patrzeć przez okno. Po godzinie drzwi zostały stworzone. Tym razem była to dwójka prefektów z Gryffindoru. - Ron, może tutaj jest Harry?

𝕸𝖎ł𝖔ść 𝖏𝖊𝖘𝖙  𝖐𝖑𝖚𝖈𝖟𝖊𝖒Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz