Byłam już pod ministerstwem. A gdzie pod jego ruinami. Tu było okropnie. Jednak ja jak to ja. Maska zimnej sługuski Voldemorta i idę. Pewnie dostanę crucio albo gorzej. -pomyślałam sobie.
Ale nie. Nie boję się. Idę. Weszłam do środka, a to co tam zastałam było dziwne. Wszędzie pusto. Zero śmierciożerców. Gdzie oni się podziali? No cóż jeśli chce znaleźć Voldemorta to muszę znaleźć też ich. Szłam więc przed siebie. I choć nie dawałam po sobie tego poznać nawet jeśli nikogo tu nie było to się strasznie denerwowałam tym co miało nadejść. Nagle kilka kroków przede w mną zauważyłam ostatnie wydanie proroka codziennego . A tam co? JA? Skąd? No jasne śmierciożercy. Zdziwiłam się co tam było.
Wiadomość do czystokrwistych i szlam. -No jasne typowo.
Jeśli w ciągu dwóch dni wydacie mi bądź dobrowolnie zgłosi się do mnie do ministerstwa nijaka Bellatrix Black nie ucierpicie. Odejdę stąd, oddam wam narazie wasze ministerstwo magii.On naprawdę chce mnie. Ale czy ja na pewno jestem na to gotowa? Nie chce do niego iść. Wolałabym teraz nadal tańczyć tak jak jeszcze godzinę temu zamknięta w silnych ramionach Harrego. Czemu mnie to spotyka? No tak. Ja jestem uważana za najważniejszą z nich grona. Odrzuciłam gazetę na posadzkę i ruszyłam wgłąb tego przeklętego budynku. W końcu ujrzałam jednego z nich. I to nie byle kogo.
-Draco? Co ty tu robisz ?
-C..C.. ciocia Bella? -Zająknął się chłopak.
- Tak Draco. To ja. A teraz mów co tu robisz! Zażądałam moim niestety piskliwym ale bardzo surowym, ostrym i wręcz szalonym tonem.
-Ja jestem tu z Ojcem i Matką. Zostałem jednym z was.
-Jednym z nas. -Powtórzyłam cicho pod nosem.
-Ty śmierciożercą? Nie rozśmieszaj mnie.
-Ale to prawda.-Uniósł się mój siostrzeniec.
- Gdzie jest Cyza? -Spytałam A jego komentarz puściłam mimo uszu.
-Matka jest gabinecie. O tam. I wskazał mi pokój.
-Kto tam jest oprócz niej ?
-Czarny Pan i chyba ojciec. Ale miałem Ci przekazać od mamy jak cię spotkam , że masz tam pod żadnym pozorem nie iść.
-Za późno Draco. Za późno.
-Stój! Powiedział stanowczo chłopak.
- Tak?
-Masz tam nie iść.
-Słuchaj mnie Ty mały.. mały.- Ehh nie będę już to obrażać. Jest moją rodziną.
-pójdę. Nie mogę dac innych za siebie . Rozumiesz mnie dzieciaku?
- Tak. -zdziwił mnie ale chyba odpuścił
Przy tej okazji podeszłam bliżej do tego pokoju. Ujrzałam w środku Malfoyów i samego Pana śmierci - Lorda Voldemorta . Odwarzyłam się i pchnęłam drzwi . Wszytskie spojrzenia obecnych w środku skierowały się w moją stronę.
-Uu kogoż my tu mamy. Sama Bellatrix. Wróciłaś Bella? Spytał niegdyś mój idol, pan.
Musiałam grać, aby przeżyć. Nie chciałam jeszcze umrzeć. A może śmierciożerstwo to moja bajka? Lubię żądzę krwi.
-Owszem. Możliwe że tak mój panie.
- Bella! I rzuciła się na mnie siostra. Mocno mnie przytuliła, na co chyba drugi raz w życiu oddałam jej uścisk. Widocznie ją zdziwiłam ale potrzebowałam jej.
-Tęskniłam Cyziu. Uważaj na siebie i nic nie rób. Nie broń mnie proszę. -Wyszeptałam do niej tak aby tylko ona mogła mnie usłyszeć.
-Bella. Ja nie będę stała.
-wybacz mi. Po tych słowach odsunęłam się od niej i hardo spojrzałam w oczy Czarnego Pana.
-Widzę że się zmieniłaś Bella. -Ten ton wywoływał ciarki chyba u każdego.
- Tak Panie.
-A teraz na kolana.
Musiałam wykonywać każde polecenie. Nie mogłam się wydać. Uklękłam.
- Posłuchaj mnie. Co ty sobie myślisz ? Uciekłaś na ponad pół roku A teraz oczekujesz litości. Crucio!
Poczułam ogromny ból chociaż może nie. Ja już się przyzwyczaiłam w domu i u samego lorda. Nie krzyczałam. Nie mogłam pokazać słabości.
Widziałam płacz Cyzy i Lucjusza, który poprostu ciskał we mnie gromy. Gdyby spojrzenie zabijało byłabym już najpewniej martwa. W końcu katorga się skończyła. Zaklęcie ustało. Wstałam na równe nogi. Zachwiałam się, ale nie upadłam.
-Panie. Powiedziałam stałym głosem. Nadal jestem tą samą osobą. Bezlitosna uczuć brak, kocham zabijać. Czystość krwi jest najważniejsza. Szlamy trzeba tępić.
- Tak Bella. Tak. Ale Ty to wiesz i ja to wiem. Po tych słowach podszedł do mnie i złapał mnie długą kościstą ręką za podbródek i powiedział.
-Pamiętaj jak mnie zdradzasz wiedźmo. Zabije cię.
Już się nie odezwałam. Bałam się. Zwyczjanie tak jak każdy się bałam.
-Jeśli chcesz tu zostać dostaniesz misję. Masz zabić chłopaka.
-Co? Kogo? Hahahah. zaczęłam się śmiać moim szalonym śmiechem.
-Samego Harrego Pottera. Jeśli nie zabijesz jego ja zabije Ciebie. A teraz wyjdź!
-Dobrze Panie. Lecz gdy byłam już przy drzwiach, tuż przy uchu przeleciało mi zaklęcie avady. Spojrzałam kto to ale to nie był Czrant Pan tylko ten idiota Lucjusz.
-Malfoy... pożałujesz- wycedziłam przez zęby.
Gwałtownie się obróciłam i ruszyłam w stronę Lucjuszaz obok którego stała Narcyza.
-Cyzia odsuń się. rozkazałam.
O dziwo odsunęła się . Rzuciłam na niego crucio. Podziałało. Darł się w niebogłosy, czym pokazał jaki słaby jest. Potem była już tylko sectumsempra. Potem wyszłam ale usłyszałam jeszcze demoniczny śmiech Voldmeorta i jego słowa .
-Ona się nie zmieniła. Zakłuło mnie to szczerze mówiąc ale przecież o to chodziło . Oni nie mogą wiedzieć.
Wyszłam z ministerstwa. Zauważyłam, że chyba ten demon dotrzymał słowa i się wycofuje z Minsiterswa. I pomyśleć, że to dzięki temu, że tu przyszłam. Teleportowałam się niedaleko Hogwartu. Dopiero teraz poczułam ból na całym ciele. Zobaczyłam że jestem cała we krwi. Mojej krwi. Upadłam i już nie wiedziałam co było dalej.
CZYTASZ
𝕸𝖎ł𝖔ść 𝖏𝖊𝖘𝖙 𝖐𝖑𝖚𝖈𝖟𝖊𝖒
FanfictionOna zimna, bezuczuciowa była ślizgonka, śmierciożerczyni zbiegła z azkabanu, to właśnie Bellatrix. Po śmierci męża znów Black. On miły, przyjacielski, lecz samotny. Stracił całą rodzinę lecz kogoś odzyska A nawet do tego dojdzie może ktoś nowy? To...