Pov.Bella
To był ten dzień. Ten przeklęty dzień strachu, cierpienia, rozstania , a może i śmierci? Pomimo bardzo wczesnej godziny ja i tak postanowiłam już wyjść z łóżka. Była bowiem dopiero 4.20 rano. Od kiedy ja tak wcześnie wstaje? Od dziś. To jest jedyny , wyjątkowy dzień. To dziś może wydarzy się coś niezapomnianego. Szybko wygramoliłam się z ciepłej pościeli, następnie od razu, jak nigdy poszłam się przygotować do łazienki. Była to rutyna, lecz tym razem wydawała mi się taka... taka... inna. Odległa, jakby to był ostatni raz, gdy mam okazję to robić. Uszykowana podreptałam z powrotem do pokoju. Wzięłam moją torebkę, która była bardzo przydatna dzięki zaklęciu zmniejszająco- zwiększającemu, a tak poza tym nie miała dna. Wszystko się w niej mieściło. Spakowałam tylko najpotrzebniejsze rzeczy takie, jak różdżka, ubrania , szczotka i oczywiście mój ukochany czarnomagiczny sztylet. Nie da się od razu porzucić wszystkich przyzwyczajeń nieprawdaż? Zwarta i gotowa stanęłam w drzwiach, ostatni raz omiatając pokój wzrokiem. Był ciemny, ale elegancki. Typowy styl rodu Black. Więc teraz czeka mnie troszeczkę gorsze zadanie. Pożegnanie. Ale?. No ładnie. Właśnie zapomniałam. Jest jedno ważne ,,ale". Oni nie mogą wiedzieć, dokąd się udałam. To musi być moją tajemnicą, nikogo nie bedę narażać na śmierć. Szybkim ruchem dłoni zamknęłam za sobą drzwi do komnaty. Wyszłam na korytarz w lochach. Był mi tak dobrze znany jeszcze od czasów szkolnych. Kochałam to miejsce, gdy byłam uczennicą. Wolnym krokiem ruszyłam przed siebie. Szłam w kierunku Wielkiej Sali. Musiałam dać radę i utrzymać pozory, że nic się nie stało. W końcu od dziś zaczyna się już na poważnie rok szkolny. Każdy może mnie po drodze spotkać. Nauczyciele , uczniowie, dyrektor... no ktokolwiek. Muszę iść najpierw na śniadanie z całą resztą Hogwartu. Potem złapię dwójkę Gryfonów. W sumie to jednego już byłego Gryfona. Harry i Syriusz. Moja jedyna rodzina, która mi pozostała. I co ja im powiem? To było dobre pytanie na które właśnie chciałam poszukać odpowiedzi, ale zostałam zagadana przez Minerwę McGonnagall. Cały czas coś mówiła. W końcu i ja się zaangażowałam w rozmowę. Niestety Albus wezwał ją do gabinetu i zostałam sama. Znowu . Sama ze swoimi myślami. Siedziałam tak nad owsianką i myślałam co ja mam powiedzieć?
Hej chłopaki! No bo wiecie, z racji że.. Hmm no właśnie z racji że co ? Że idę na spotkanie ze swoim Panem? Panem śmierci? Samym Voldemortem. Od dawna się tak nie obawiałam. Jeszcze raz. Po pierwsze gdzie jadę? Na.. na misje. Może być. Więc tak:
Hej Syriusz. Cześć kochanie. Wiecie bo ja przyszłam się pożegnać. Muszę wyjechać na pewną misję, coś załatwić. Nie martwcie się o mnie i będzie dobrze? Do kitu - pomyślałam sobie. Ale z drugiej strony co innego powiedzieć? Muszę dać radę. W końcu jestem Bellatrix Black. Nadszedł koniec śniadania. Trzeba było się powoli zbierać. Zobaczyłam jak Harry wraz z Hermioną wychodzą na korytarz. Więc pewnie idą do PWG. Poczekałam, aż wszyscy wyjdą , po czym sama wolnym krokiem, z nutą strachu skierowałam się do Gryfonów. W końcu znalazłam się pod portretem Grubej Damy, która spojrzała na mnie z ukosa.
-Hasło proszę. Powiedziała znudzonym głosem.
-Prosze mnie wpuścić. Jestem nauczycielem. Mam do tego pełne prawo- powiedziałam z wielkim opanowaniem.
-Ale..
- Nie ma ale. Muszę mnie wpuścić.
-Dobrze. -powiedziała zła kobieta.
Znalazłam się w środku. Wszyscy uczniowie spojrzeli na mnie jak na wariatkę.
-Dzień dobry drodzy uczniowie.
-Dzień dobry Pani profesor. Odpowiedziało mi wiele głosów.
-Widzieliście może Pana Pottera?
Cisza. Nikt się nie odezwał. Czekałam. Po prostu tam stałam i czekałam, czy ktoś coś wie, czy ktoś coś powie.
-Ja widziałam. Jest w dormitorium- powiedziała niska i pulchna dziewczynka.
-Dziękuję. Po tych słowach poszłam do dormitorium Harrego. Zastałam tam oprócz niego i Syriusza jeszcze tego zdrajcę Ronalda Weasleya.
-Dzień dobry. -Powiedziałam moim typowym pozbawionym uczyć głosem.
-Dzień dobry Pani profesor. -Odpowiedziało mi dwoje moich uczniów.
-Panie Weasley, czy mogę prosić Pana o wyjście? Muszę porozmawiać chwilę z Panem Potterem.
-Dobrze.- powiedział Ron z wyraźnym ociąganiem.
I wyszedł. Zostałam tylko ja i Ci do których tutaj przyszłam.
Rzuciłam kilka zaklęć, aby nikt nas ani nie widział, ani nie słyszał , ani nawet nie mógł tutaj wejść. Tak w razie czego.
-Możecie zdjąć maski. Rzuciłam odpowiednie zaklęcia. (Maski- zachowania, stać się sobą)
Po chwili koło nas tak mój kuzyn Syriusz.
-A więc? Powiedzieli równocześnie.
-Typowi Gryfoni- zaśmiałam się.
-Jasne. A teraz na poważnie. Po co tu jesteś? -Zapytał młody Potter.
-Przyszłam się pożegnać.-oznajmiłam krótko, zwięźle i na temat.
-Co? Ale jak to? Kochanie pożegnać?-dopytywał Harry.
- Tak. Pożegnać. Muszę wyjechać na trochę. Mam sprawę do załatwienia. Wrócę niedługo , a przynajmniej się postaram. -odpowiedziałam, lecz ostatnie słowa wybrzmiały o wiele ciszej niż poprzednie.
- Nie ma mowy Bella! Nigdzie nie jedziesz. Wiesz kto przejął ministerstwo.?! Zaczął krzyczeć Syriusz.
Milczałam.
-Co chcesz zrobić? Pytał dalej.
Milczałam.
- Bella? Tym razem odezwał się Harry.
Milczałam.
Bo co mogłam powiedzieć? No właśnie w tym tkwił problem , że nic. Nie mogłam ich narażać na śmierć. A gdyby wiedzieli, pewnie poszliby ze mną, bez cienia zawachania.
-I co teraz masz zamiar tak milczeć? Powiedział Syriusz, na co młodszy z nich przytaknął.
- Nie. Ja chcę się tylko dobrze pożegnać, tak jak należy. Nie chce się kłócić, a nie mogę wam wszystkiego powiedzieć. Lecz jeśli się uda to będzie najlepszą rzeczą na świecie. A jeśli choć w połowie to znów będę wolna, lecz nie dopytujcie w jaki sposób.
-A jeśli się nie uda? Wyszeptała Harry.
-To... to... Macie być szczęśliwi. Rozumiecie?
-Że co? Jak? Tak poprostu?
- Tak. Proszę- Wręcz wyszeptałam.
Nikt mi już nie odpowiedział. Nastała cisza. Lecz to była jedna z tych krępujących cisz. Wręcz niezręcznych i to bardzo.
-Kiedy jedziesz?Zapytał w końcu mój kuzyn.
-Jeszcze dziś. O 12.00 się teleportuję. Jeśli macie do mnie jeszcze jakieś sprawy to mówię teraz, póki tu jestem...
W jeden chwili chłopacy wymienili zdezorientowane spojrzenia, po czym Syriusz przemienił się znów w psa i tak jak zwykle sobie wyszedł. Ale żeby w takim momencie ? Jak?
- Bellatrix? Wypowiedział moje imię Harry. Lecz to było jakby prośba o dalszą część rozmowy.
- Tak?
-Chciałabyś posiedzieć ze mną jeszcze trochę czasu?
- Harry... Ja... Tak. -Zgodziłam się mimo wielu obaw. Nie powinnam już go mieszać, ale to może już nasze ostatnie spotkanie ? Muszę je dobrze wykorzystać. To była myśl.
- Więc chodźmy.
-Co? Ale jak? Ktoś nas zobaczy. To jest pełno Gryfonów.
-Peleryna niewidka.- Rzucił lekko Gryfon.
-Jasne.- Miałam ochotę sobie dać face palma.
-Nałożył na nas materiał i po cichu wyszliśmy do zatłoczonego salonu . Potem dokonaliśmy niemożliwego. Nikogo nie stratowaliśmy. Byliśmy już na korytarzu. Nadal byłam blisko ze względu na materiał, który nas maskował. Nie był duży ale pewnie zmieściłyby się 3 osoby, czyli jeszcze ktoś oprócz nas. Taka peleryna by mi się przydała -pomyślałam sobie.
Gdy przeszliśmy ukradkiem przez portret Grubej Damy byliśmy już wolni. Na korytarzu było prawie że pusto. Było tu mało uczniów, co wyjątkowo było nam na rękę.
-Chodź- usłyszałam ciche szepnięcie. Zadrżałam na ten to głosu, ale nie dałam po sobie tego poznać. Stałabym tak pewnie dłużej, gdyby chłopak nie chwycił mnie za rękę i tym samym pociągnął mnie za rękę za sobą wgłąb Hogwartu.
- Harry? -Szepnęłam.
- Tak? - Odpowiedział równie cichym tonem. Musieliśmy szeptać, bo mógł złapać nas Filch. Albo ten jego przebrzydły kocur.
- Nie mieliśmy iść przypadkiem na Błonia,?
Nic. Nie odpowiedział. Puścił moją uwagę mimo uszu. Szliśmy dalej.
W pewnej chwili naszła mnie pewna myśl. Pewnie dziwne to wygląda że tak sobie idę z uczniem. A gdyby tak użyć moich mocy ? W końcu okrzyknięto mnie najzdolnejszą wiedźmą nieprawdaż?
Wyrwałam rękę z szczelnego uścisku chłopaka.
-Co Ty robisz? -Zapytał spokojnie.
-Zaczekaj. Odwróć się. -Powiedziałam surowszym tonem niż chciałam. Ale taka już moja natura.
-Ymm ok? -Ale obrócił się.
-Skupiłam się na tym co chciałam zrobić. Mianowicie zmienić wygląd Było to trudne i zaawansowane magicznie ale powinnam dam radę. Pomyślałam o pięknej, siedemnastoletniej dziewczynie. I...? Udało się. Teraz wyglądałam tak jak chciałam. Głupio mi było być z Harrym jako jego profesorka, a prawdziwej mnie nikt nie mógł zobaczyć. Taka powinnam mu się podobać w końcu wyglądam na dziewczynę w jego wieku. Oto o jakim wyglądzie pomyślałam.Byłam taka jaką zawsze nastolatką chciałam być. Niestety gdy ja byłam młoda nie umiałam jeszcze takiej magii. Teraz umiem więc korzystam .
-Odwróć się. Oznajmiłam spokojnym tonem chłopakowi.
Odwrócił się. Spojrzał na mnie podejrzliwie. Chyba nie był pewny czy to napewno ja.
-B.. Bella?
-No wiesz co. Właśnie mnie prawie nie poznałeś. Podoba Ci się?
-Wyglądasz pięknie naprawdę.
-dzięki. To co idziemy?
- Tak. Chodź.
-A co powiemy jak ktoś nas razem zobaczy ?
-A wiesz. Uprzejmie powiem że jestem na spacerze ze swoją dziewczyną.
-Ze swoją dziewczyną ? Powtórzyłam cicho.
-Z moją dziewczyną potwierdził chłopak. Prawda ?
-Ymm. Nic nie mogłam z siebie wymusić. Bez słowa ruszyłam dalej. Czułam się ładnie jak nigdy. Chyba polubię ten wygląd. Może tak zostanę?
-Jesteśmy oznajmił w pewnym momencie Harry.
-co? Tu nic nie ma.
-Owszem jest. Wiesz co to pokój życzeń?
-No tak. Ale to bajka dla dzieci prawda?
-Otóż nie. Przeszedł pod gobelinem 3 razy w tą i z powrotem, a tu nagle co? Ukazały się wrota. Panie przodem .
-A dziękuję. I weszłam. Było piękni. Wszędzie do okoła pełno poduszek, końcu i świeczek, a także magnetofon.
-Wow. Powiedziałam.
-Podoba Ci się?
-Jasne. Podeszłam i chwyciłam go za rękę A następnie pociągnęłam w stronę poduszek na podłodze. Usiedliśmy ale nagle chłopak wstał. Przeszedł się do ściany, i włączył piosenkę. Była to moja ulubiona lekka melodia. Była ona idealna do tańca. Zarówno szybkiego jak i wolnego
-Zatańczysz? Spytał mnie.
-Jasne. I chwyciłam wyciągnięta w moją stronę dłoń.
Zaczęliśmy tańczyć. Nagle Harry przyciągnął mnie bliżej siebie i zaczęliśmy tańczyć wolny kawałek. Było cudownie. Byłam tak blisko niego, a jednocześnie chciałam więcej. Do tego wiedziałam że mogę to stracić już dziś. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i nadal kołysałam się w ramionach ukochanego. Było mi tak jakoś.. ym.. inaczej niż dotąd. Pierwszy raz nie czułam że robię to dla kogoś. Raz zrobiłam coś dla siebie. W końcu piosneka się skończyła, lecz leciały następne A my nadal kołysaliśmy się do jej rytmu. Sama niewiem ile tak minęło. W końcu ze zmęczenia usiedliśmy na kocu i zjedliśmy po dyniowym paszteciku, który niewiadomo skąd się wziął no ale w końcu to jest pokój życzeń nieprawdaż?
Tak więc minęło mi sama niewiem ile czasu. Spojrzałam na zegar. Była 11.00. Już jedenasta. Niedługo miałam wyruszyć. Dopiero teraz zrozumiałam co ja chcę zrobić. Te ostatnie chwile w zamku chciałam aby były szczęśliwe więc jeszcze przez chwilę zostałam w tym samym miejscu. Położyłam się na miękkim kocu i poduszkach, przymknęłam powieki i rozkoszowałam się chwilą, gdy podszedł do mnie Harry. Pochylił się nade mną i pocałował w czoło.
-Co tam? Powiedziałam leniwie.
-Lepiej być nie może. A może i się mylę ?
- Może tak może nie. Sam znajdź odpowiedź.
-Pięknie wyglądasz.
-Dziękuję? Wiesz nigdy mi nikt tak nie mówił oprócz siostry.
I to właśnie teraz pochylił się jeszcze bardziej i mnie pocałował. Pocałunek najpierw był lekki, jakby bał się, że ucieknę. Nie zrobiłam tego, a wręcz przeciwnie oddałam go. Całowaliśmy się coraz to namiętniej. Było bardzo miło. Potem sama neiwiem po ilu sekundach , minutach A może i dłużej się to skończyło. Po prostu leżeliśmy obok siebie. Położyłam się na jego torsie I mimo iż oczy samoistnie mi się zamykały nie mogłam przecież zasnąć. Dawno nie czułam się taka.. Taka szczęśliwa . Ale z bólem wstałam z pojęć chłopaka i zaczęłam kierować się w stronę drzwi, gdy mu mojemu zdziwieniu słyszałam
-Dokąd idziesz?
-Mówiłam że muszę wyjechać. I to już ten czas.
-Bella posłuchaj. Dokąd jedziesz? Możesz mi zaufać.
- Nie mogę ci tego powiedzieć Harry. Wybacz. Dałam mu krótkiego całusa i gdy już chciałam wyjść usłyszałam tylko jeszcze
-Uważaj na siebie. Wróć do nas.
-Postaram się Harry. Ale nie obiecuje.
-Kiedy wrócisz?
-Neiwiem odpowiedziałam z westchnieniem. -Może nigdy ? Pomyślałam sobie i wyszłam. Znów maska z kamienia. Znów muszę stać się tą kobietą bez serca. Prawdziwą ślizgonką, Bellą, sobą.
Szłam powolnym krokiem przez korytarze starając się zapamiętać te mury jak najdokładniej. Po chwili doszłam do wrót . Wyszłam na dziedziniec, skąd udałam się do wyjścia. Szybkim krokiem wyszłam za bramę, odeszłam na bezpieczną odległość , zmieniłam się. Znów stałam sie sobą. Teleportowałam się prosto pod zniszczone ministerstwo maggi opanowane przez śmierciożerców. Przez moją stronę. Może powinnam do nich wrócić?Zobaczycie w następnym co stanie się dalej. I co zaciekawiłam was trochę? Jeśli się podobało to dajcie gwiazdkę i komentarz♥️
CZYTASZ
𝕸𝖎ł𝖔ść 𝖏𝖊𝖘𝖙 𝖐𝖑𝖚𝖈𝖟𝖊𝖒
FanfictionOna zimna, bezuczuciowa była ślizgonka, śmierciożerczyni zbiegła z azkabanu, to właśnie Bellatrix. Po śmierci męża znów Black. On miły, przyjacielski, lecz samotny. Stracił całą rodzinę lecz kogoś odzyska A nawet do tego dojdzie może ktoś nowy? To...