Rozdział 28

138 12 18
                                    

Korytarze były ciemne i mroczne, a ja wtapiałam się w jego ciemność. Czarny, dla niejednego straszny kaptur zarzucony na moją głowę był pewną oznaką tego kim naprawdę jestem. Ale nie czas na to. Mknęłam jak cień na wierzę astronomiczną, aż nie znalazłam się u jej bram. Weszłam po cichu na schody i zaczęłam się powoli i cicho przesuwać w górę. Schodek po schodku, sekunda po sekundzie, aż w końcu znalazłam się na samej górze. W tym właśnie momencie na zegarze wybiła północ. Rozejrzałam się w koło, aby ustalić, czy blondyn mnie posłuchał i się tu zjawił. Niestety zdziwiłam się, kiedy go nie dostrzegłam. Zawiódł mnie. Nagle jednak z ciemności zaczęła wyłaniać się sylwetka. Szczupły i wysoki chłopak w kapturze. To musi być Draco.
Obrócił się w moją stronę i suchym, mogę powiedzieć, że nawet beznamiętnym tonem powiedział :
-Czego ode mnie chcesz? — Cholera, że serio? No ale czego ja się spodziewałam.
-Posłuchaj mnie Draco. Zbliżają się ciężkie czasy, a ty jesteś mi potrzebny, rozumiesz? — Spytałam go.
- Mów dalej. — Powiedział niby suchym tonem, ale ja wyczułam w powietrzu jego strach. Strach, który od lat dawał mi radość z życia. Strach, którym żywi się moja rodzina.
Lata praktyki.
-Nie wolno ci znęcać się nad młodszymi rozumiesz mnie?
-Bo? — odpowiedział.
-Cholera jasna, Draco. Rozumiesz ? — siliłam się na spokój i narazie jakoś mi to szło.
- Tak, ale co dalej? — Powiedział z zawahaniem.
-Jeśli mnie posłuchasz, pomogę ci. — Miałam zamiar wprowadzić w życie najnowszy plan który udało mi się wymyślić.
-Ty mnie? Niby jak? I kim ty w ogóle jesteś ? — Zasypał mnie pytaniami.
W tym momencie miałam wielką ochotę jak za starych czasów pogrozić małolatowi różdżką i zastraszyć go, niestety nie mogłam.
-Tak, tobie Malfoy. I posłuchaj uważnie bo powtarzać się nie będę.
Nadchodzą ciężkie czasy. Jak każdy musisz wybrać stronę Voldemorta albo Pottera. Każda droga niesie za sobą pewne skutki, ale o tym powiem ci kiedy indziej. Teraz chce tylko dowiedzieć się paru rzeczy.
Po pierwsze po której stronie masz zamiar się opowiedzieć ?
I radzę odpowiadać bo inaczej źle się to dla ciebie skończy.
-J-ja musze być po stronie czarnego pana. — Widocznie był już trochę zdenerwowany.
-Dlaczego?
-Ojciec i ciotka są śmierciożercami. Ja tez musze.
-Lucjusz jak rozumiem, a ciotka to?
-Bellatrix Lest... to znaczy już Black. Tak, Bellatrix Black. Każdy w gronie Czarnego Pana się jej boi, jest najlepsza ale ostatnio zniknęła i nikt nie wie gdzie jest. — Pomyślałam, że może warto byłoby jakoś powiedzieć Draconowi, że to ja jestem jego ciotką.
-Dobra Draco, słuchaj. Pokaże ci kim jestem naprawdę, ale jeśli się wygadasz bez żadnych skrupułów zabije cię. Może być? — Powiedziałam z uśmiechem jakbym właśnie mówiła o pogodzie.
-C-co? Zabijesz mnie? — Przeraził się. Nie bez powodu jednak był fretką.
-Zgadza się. — Powiedziałam beznamiętnie.
-Dobrze, zgadzam się na wszystko, tylko nic mi nie rób.
- Załatwione — Powiedziałam zadowolona.
- Sarret Blackgor Swer (na potrzebę książki)  - wypowiedziałam zaklęcie, machnęłam różdżką i nagle stałam się sobą.
Powoli zaczęłam zdejmować kaptur i obróciłam się w stronę przerażonego Draco.
-Ciocia Bella? — Powiedział jakby właśnie ujrzał ducha, chociaż nie bo widzi je na codzień i nie ma takiej miny.
-Draco, racja to ja. Tutaj jestem i nazywam się Anastazja Preewet, nie możesz nikomu o tym powiedzieć, rozumiesz ?
-Tak, obiecuje ciociu. Ale co ty tu robisz? Dlaczego?
-Kiedyś ci wytłumaczę. A teraz słuchaj. Gdyby było jakiekolwiek spotkanie śmierciożerców masz natychmiast do mnie przyjść a powiem ci co robić. Ale czy ty chcesz zostać śmierciożercą?
-Nie, ale musze, sama o tym wiesz.
-Pomogę ci i zrobię wszystko aby twoja matka tez była bezpieczna. Dobrze?
-Dziękuje. Draco mocno mnie przytulił .
-Dobra Draco koniec czułości. Musimy się zbierać. Spotkaj się ze mną za tydzień w tym samym miejscu i tej samej porze, ok?
-Jasne. — Odpowiedział  z ulgą, najpewniej że nie musi być po stronie zła jak ojciec
-A na wszelki wypadek musze coś zrobić.
W tej chwili uniosłam różdżkę i wypowiedziałam stare rodowe zaklęcie.
-Marifesta Kondor (do tego trzeba dodać imię osoby) Bella.
Skończyłam i postawiłam mu wyjaśnić.
-Nic ci się nie stanie jeśli dotrzymasz umowy. Zatem jeśli zechcesz mnie oszukać zginiesz na miejscu i nawet sam Albus Dumbledore nie ściągnie klątwy, a ty umrzesz. Wiec nie radzę ci nikomu mówić o moim planie o mnie oraz o naszym spotkaniu. A teraz żegnaj Draco i uważaj na siebie.
Szybko odwróciłam się, założyłam kaptur i powoli zaczęłam schodzić z wieży.
Byłam cicho, bardzo cicho i mogłabym się założyć, że nawet stary Filch i jego durny kot mnie nie usłyszeli. Mój krok był bezszelestny, sunęłam gładko po ziemi i byłam coraz bliżej celu, mojej Komnaty. Nagle poczułam ucisk na ramieniu, co nieco mnie przeraziło. Szybkim ruchem obróciłam się w stronę osoby która stała za mną.
-Boże Snape nie strasz mnie! — Wydarłam się szeptem.
Widocznie to go nie zraziło. Jak dobrze, że przed wyjściem z wierzy użyłam czarów, aby stać się zwykłą nauczycielką OPCM.
-O co Pani chodzi pani Prewet? —Spytał z uśmiechem, ale jego ton wręcz ociekał cynizmem.
-Nie zadzieraj ze mną Smarkerusie. — Wiedziałam, że to go wkurzy, a ja zupełnie zapomniałam, że chwilowo nie jestem tylko Bellatrix ale Anastazją również.
Szybko odwróciłam się na pięcie i poszłam zaledwie kilka kroków przed siebie, aby szybkim ruchem różdżki otworzyć drzwi i wejść do swojego pokoju. Dobrze, że był tak blisko bo inaczej mogłoby być ze mną kiepsko.
Podeszłam do łóżka i uszykowałam piżamę. Następnie udałam się w kierunku szafy aby zdjąć i schować ubrania z dnia dzisiejszego. Na samym końcu gdy już miałam iść do łazienki wpadła mi do głowy pewna myśl. Dawno tego nie robiłam, ale dziś jakiś naszła mnie ochota. Stanęłam naprzeciw sporego lustra w swojej komnacie i przypatrywałam się zmianom, które aktualnie wystąpiły w moim wyglądzie. Co jest pewne wyglądam o ładne kilka lat młodziej, a wszelkie oznaki pobytu w azkabanie nie są widoczne. Na całe szczęście, bo kto by pozwolił być śmierciożercy w Hogwarcie? Chyba tylko głupiec. Jedno co właśnie wpadło mi do głowy to było wspomnienie. Wspomnienie z moich lat szkolnych spędzonych tutaj. Zawsze miałam najwyższą pozycje społeczną w Slytherinie, każdy bez wyjątku się mnie bał, a rodzice byli dzięki temu ze mnie bardzo dumni. Wtedy wydawało mi się to dobre.
Kolejna myśl była taka, że zawsze zazdrościłam Lucjuszowi Malfoy'owi tych jego platynowych włosów, bo przecież sama na głowie miałam szopę. Ha! Pomyśleć, że w końcu mam takie same jak on. Platynowe, piękne, proste włosy i zero oznak starości. W końcu to świat magii.
Po swoich jakże interesujących wspominkach postanowiłam wykonać rutynowe czynności i położyć się do łóżka. Po około godzinie leżałam już w swoim łóżku przykryta kołdrą po samą szyje . Długo nie mogłam zasnąć, ale gdy w końcu prawie się udało w okno zapukała sowa.
Jak przypuszczałam nie byle jaka sowa, a była to sowa mojej siostry Narcyzy. Szybko podeszłam do okna, odwiązałam list od nóżki sowy i znów udałam się na łóżko. Przerwałam czym prędzej papier i zaczęłam czytać.

𝕸𝖎ł𝖔ść 𝖏𝖊𝖘𝖙  𝖐𝖑𝖚𝖈𝖟𝖊𝖒Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz