9. Ostatni Zachód

1K 49 32
                                    

Resztę wieczoru spędziłam w swoim pokoju, siedząc na parapecie i wsłuchując się w cykanie świerszczy, które grały swoją melodię. Lubiłam to miejsce, ponieważ wiązało się z nim dużo dobrych, jak i tych złych wspomnień. Widok z okna miałam jednym słowem przepiękny. Mogłam tam oglądać śliczne wschody, jak i zachody, które swoją barwą chwytały za serce.

Wolałam zachody z jednej prostej przyczyny. Zachód wyznaczał koniec dnia. To oznaczało, że w końcu mogłam zdjąć przysłowiową maskę, by móc w ciemności zobaczyć prawdziwą siebie, która czekała na własny koniec. Słabą dziewczynę, która nosiła na swoich barkach niesamowite cierpienie. Tą, która każdej nocy płakała, by później mieć siłę wstać z łóżka i być zabawką w ludzkich rękach. Blondynkę o oczach przepełnionych bólem. Dziewczynę tak silną by udawać każdego dna i czuć oddech diabła na swojej skórze, ale za słabą by powiedzieć komukolwiek prawdę o tym co tak rzeczywiście się działo.

Westchnęłam głośno i przetarłam dłonią twarz. Odwróciłam wzrok i zaczęłam się wpatrywać w mój pokój, który był pogrążony w ciemności. Jedyna rzecz, jaka była oświetlona przez uliczne światło to biały prostokątny blat z szufladami po bokach przy ścianie na przeciwko, który służył mi jako biurko.

Bez większego namysłu wstałam i skierowałam się w jego stronę. Odsunęłam jedną z szuflad i zaczęłam przewalać papierami, szukając jednej konkret rzeczy, a właściwie to zeszytu. Czarnego zeszytu, który miał dla mnie duże znaczenie.

– Mam. – szepnęłam sama do siebie, kiedy to wzięłam do ręki notes.

Wróciłam na parapet i zaczęłam wpatrywać się w okładkę, która była zrobiona z materiału imitującego skórę. Na środku był złoty grawer buaiteoir. Dostałam go jako prezent urodzinowy od mojej babci na dziesiąte urodziny, która wręczyła mi go ze słowami „ ...a gdy już mnie nie będzie, pamiętaj, aby nic nie zakryło jasności." Nadal nie miałam pojęcia o co mogło chodzić kobiecie gdy padło to z jej ust. Babcia chciała abym zapisywała tu swoje rozmyślenia, ponieważ od zawsze mawiała, że miałam lekkie pióro, gdy czytała moje eseje do szkoły. Otwarłam zeszyt, a na pierwszej stronie widniało to samo zdanie, które wypowiedziała przy wręczaniu mi go. Kartkowałam strony, które były wypełnione moimi wierszami. Niektóre kartki były zmarszczone, ponieważ dużo razy gdy pisałam z moich oczu płynęły wodospady słonych łez. Przymknęłam oczy, a głowę oparłam o szybę wsłuchując się w mój równomierny oddech.

Po chwili zamknęłam notes po czym postanowiłam go otworzyć go na przypadkowej stronie.

„Czeluści moich tchnienie,

Wydam z siebie ostatnie westchnienie,

Gdy kroczyć po ciemku mi przybędzie,

I ciemność zwycięstwo zdobędzie.

Wtem zatopię się głęboko,

Że nie dostrzeże tego ludzkie oko.

Tonąc będę aż do dna,

Lecz przykryje to tylko jedna łza"

~Aurora Davis

Śledziłam wzrokiem słowo po słowie i czułam się inaczej niż tamtego dnia. Bardziej żywa, lecz nie na tyle aby być sobą sprzed dwóch lat. Wiedziałam, że nigdy nie wróci ta dziewczyna z uśmiechem na twarzy oraz oczami przepełnionymi pozytywnymi emocjami.

Gdy wstałam z parapetu zaczęłam rozciągać skostniałe kości. Siedziałam tam dobre trzy godziny i zapewne gdybym nie przypomniała sobie o tabletkach to spędziłabym na parapecie całą noc.

Dark ViewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz