Od zawsze mi powtarzano, że wykształcenie i sfera materialna jest ważniejsza od jakichkolwiek uczuć. W domu wychowywano nas na robotów do zarabiania pieniędzy. Od dziecka każde z nas miało wpajane, że kiedy tylko skończymy high school musimy być już w życiu ustatkowani, a najważniejszy aspekt w naszym istnieniu to praca i wynagrodzenie za nią. Jako małe dziecko wierzyłam w każde słowo rodziców, ponieważ byłam tylko dzieckiem, które zbytnio nie znało świata. Pamiętam, że jako mała dziewczynka ubierałam szpilki mamy, brałam jej torbę i żwawym krokiem chodziłam po pokoju jak super modelka czując się jak szefowa wszystkich szefów, jakby świat stał przede mną otworem, a ja bym nim rządziła. Dopiero kiedy stanęłam twarzą w twarz z otaczający światem ukazał on swoje prawdziwe oblicze, z którym nie mogłam sobie dać rady i przepadłam tonąc po same uszy w tym bagnie, które większość ludzi nazywało życiem. Za wszelką cenę próbowałam się obudzić z tego koszmaru, który okazał się rzeczywistością, ale nie sądziłam, że to takie trudne. W pewnym momencie swojego życia zaczęłam marzyć, żeby ono się jak najszybciej skończyło, wypatrywałam śmierci na każdym kroku. Na początku byłam tchórzem, aby spełnić swoje marzenie, ale kiedy życie coraz bardziej zaciskało szpony na mojej szyi i zabierało mi coraz więcej powietrza dochodziłam do wniosku, że nikt inny za mnie tego nie zrobi i wzięłam sprawy w swoje ręce. Dosłownie.
Nigdy tak właściwie nie wiedziałam, dlaczego przeszłość potrafiła być taka przygnębiająca.
Z letargu wyrwał mnie dźwięk pukania do drzwi. Była to pielęgniarka, ale najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że nie otworzyła drzwi. Powoli wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę wejścia. Łapałam klamkę i lekko uchyliłam szklaną płytę.
-Tak ?- zapytałam młodą kobietę, która stała przede mną.
-Muszę cię gdzieś zabrać.- powiedziała na co tylko wzruszyłam ramionami i poszłam za nią.
Nie interesowało mnie zbytnio gdzie i po co idziemy, aż w pewnym momencie nie zauważyłam jedynego człowieka przy którym czułam się bezpiecznie.
-Landon!- powiedziałam trochę głośniej tak, że było mnie słychać na cały korytarz. Szybszym krokiem ruszyłam w jego stronę wyprzedzając przy tym pielęgniarkę. –Co ty tu robisz ?- z tymi słowami zarzuciłam swoje ręce na jego szyi i mocno go przytuliłam, a on odwzajemnił uścisk.
-Mówiłem, że niedługo się zobaczymy.- powiedział po czym poluźnił uścisk abym mogła się z niego wydostać. Jego oczy pobłyskiwały ze szczęścia, a wielki uśmiech nie schodził z twarzy.
-Ale przecież miałeś jechać do college' u...- odparłam poważnym głosem, a moja mina po chwili stała się obojętna na wszystko, tak jak zwykle.
Nie mogłam nic poradzić na to, że tylko przez ułamek sekundy na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech, chciałam mieć go cały czas na twarzy, lecz depresja była silniejsza. Za wszelką cenę starała się abym nie pokazywała nic poza smutkiem i obojętnością jednocześnie. Często myślałam, że zostanie to ze mną na zawsze, ta ciągła anhedonia.
-Fakt, miałem już dzisiaj być w Denver. – rzekł pewny siebie na co tylko posłałam mu pytające spojrzenie bo nie byłam pewna tego co ten chłopak tamtym razem wymyślił, a on naprawdę miał czasami pomysły, przez które niejednokrotnie dostawałam duszności.
-Ale ?- zapytałam i rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie po czym moje usta ułożyły się w wąską linie. I mogłam przysiądź, że ta technika, którą stosowałam zawsze działała.
-Przełożyłem wyjazd ponieważ chciałem zrobić niespodziankę swojej małej siostrzyczce. –powiedział nie przestając się uśmiechać, po czym złapał moje policzki i zaczął je ściskać jak dziecku, które właśnie przyjechało odwiedzić swoją babcię.
CZYTASZ
Dark View
Short StoryJak to jest bać się dotyku drugiej osoby ? Jak to jest przeżywać prawie każdego dnia ten sam koszmar ? Jaką trzeba być silną osobą, aby udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, kiedy tak naprawdę rozpadasz się na pół, a każdy oddech na tw...