Część II - Droga do przeznaczenia. Rozdział X

19 2 0
                                    

Dwie wysokie wieże strażnicze przy głównej bramie do Ruille górowały nad innymi budynkami i murem otaczającym miasto. Raden i Liantha zostawili cichy las już wczoraj za sobą, teraz przed nimi rozpościerały się pola i łąki otaczające mury miasta magów. Cienie pod wieżami wydłużały się coraz bardziej w popołudniowym słońcu. Od głównej bramy miasta dzieliła ich jeszcze godzina drogi i nie było szans aby wjechali do miasta w blasku dnia. Z każdym przejechanym metrem serce dziewczyny biło coraz mocniej a widok wysokich murów, zza których ledwo były widoczne szpiczaste wieże pobliskich budynków napawał ją drżeniem rąk. Irracjonalne uczucie strachu przesuwało się lodowym odrętwieniem po kręgosłupie.

- Te mury zbudowano po tym, jak zaatakowano magów i chciano ich wyplenić z Synthii - Raden przyglądał się uważnie wysokim wieżom a dziewczyna wyczytała w jego oczach niemy podziw. - Myślę, że w bibliotece Akademii dowiesz się na ten temat więcej, niż jestem w stanie Ci opowiedzieć. Miasto jest bezpiecznym miejscem dla magów. Tutaj nie musimy się ukrywać. Teraz wiesz, dlaczego skłamałem tamtym strażnikom co do celu naszej podróży.

Nikły promyk nadziei wlał się do serca Lianthy. Nie miała złudzeń, że demon z którym się związała paktem jej już nie pomoże. Musiała sama wziąć życie w swoje ręce a przed nią otwierały się możliwości, o których nigdy nie śniła. Ruille czekało na nich.

Brama miasta nawet po zmroku stała otwarta. Dwie wieże strażnicze przy głównej bramie strzegły wybrukowanej drogi w głąb miasta, szerokiej na tyle aby zmieściło się przez nie kilka przejeżdżających wozów naraz. Grube mury skrywały wiele okiem i stanowisk strażniczych, które w mroku były już niewidoczne. Tylko dzięki swojemu wyostrzonemu zmysłowi Liantha wyczuwała podejrzliwość wielu par oczu, skierowanych na nich. Jednak nikt nie podszedł do nich, nie zapytał o nic. Pusta droga wabiła. Dziewczyna rozejrzała się, ale żaden z ukrytych strażników nie ukazał się, aby ich zatrzymać.

- Brama sama w sobie jest barierą. - Raden odezwał się widząc rozbiegany wzrok dziewczyny. - Nie wpuści żadnego demona, sylfa i innych stworzeń, które mogłyby zagrażać miastu. Chyba, że otrzymają pozwolenie.

- W jaki sposób? Jak je zatrzymuje?

Liantha łaknęła wiedzy. O magii, tym mieście. Wbiła pytające spojrzenie w mężczyznę. Ten machnął ręką wskazując na bramę zbudowaną z jasnego kamienia.

- Kiedy zbudowano te mury, najpotężniejszy z magów Natharen otoczył miasto magiczną barierą, po czym opuścił miasto. Bariera pozostała, pomimo jego śmierci.

- Jak....

Następne pytania cisnęły się na usta dziewczyny w chwili kiedy poczuła pulsujący ból w głowie. Dotknęła dłońmi czoła, jakby miało to pomóc, podkurczyła stopy i zamknęła się w sobie owijając po chwili szczelnie rękoma. Przekraczając bramę poczuła jak część jej samej, ta zimna, ciemna część jej duszy zwija się i skręca pod naporem bariery. Właśnie miała poznać, w jaki sposób bariera działa.

Chciała krzyczeć ale gardło wyschło i paliło. Ta wijąca się niewielka istota krzyczała fantomowym bólem, rozsadzającym czaszkę. Liantha zaczęła drżeć i znów zimny pazur strachu przejechał po jej kręgosłupie. Nie mogła przejść bramy. To nie było jej miejsce, musiała uciekać, uciekać, uciekać. Ale ciało odmówiło posłuszeństwa, nogi i dłonie zdrętwiały.

Bariera napierała coraz bardziej, wywołując palenie na skórze i w nozdrzach dziewczyny pojawił się nikły smród dymu. Niewidoczny żar płomieni chciał ją pożreć, spalić. Miała w sobie cząstkę czegoś, co nie powinno się tu pojawić, niewiadomego pochodzenia. Powietrze wokół dziewczyny zaczęło gęstnieć i robić się ciepłe. Coraz bardziej gorętsze. Raden odsunął się od niej, nie wiedząc co zrobić.

Córka OgniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz