Rozdział VI

22 2 2
                                    

Dom Creedivanów był równie duży co poprzednie domostwo, w którym pracowała. Do głównych drzwi wejściowych prowadziła alejka po której obu stronach rosły stare wierzby. W ciągu dnia rzucały zapewne kojący cień w upalne dni, teraz pożółkłe liście chrzęściły z każdym krokiem a drzewa były niemal z nich ogołocone. Jesień zbliżała się coraz bardziej, zimny wiatr hulał pomiędzy drzewami wydając nieprzyjemne jęczenia gałęzi. Liantha drżała z chłodu i zdenerwowania. Nawet ciepła dłoń Thomasa który szedł obok niej, nie dawała ukojenia. Helena Creedivan nie wydawała się ciepłą osobą podczas ich pierwszego spotkania, dlatego dziewczyna bała się, jak zareaguje na jej obecność w ich domu. Thomas powiedział, że zaakceptowała ich związek ale Liantha nie była do końca przekonana. Coś w jej głowie mówiło, że czeka ją sporo trudności zanim osiągnie pełnię szczęścia z ukochanym.

- Boisz się?

Cichy głos chłopaka wyrwał ją z zamyślenia. Byli już prawie pod drzwiami domu, kiedy Thomas się zatrzymał i odwrócił się przodem do niej.

- Może nie boję, ale denerwuję.

- Już spokojnie. Matka chce Cię poznać, polubicie się, zależy jej na Tobie.

Szeroki uśmiech wpłynął na twarz chłopaka, który objął ciasno ramionami Lianthę, która nadal drżała z zimna. Rękoma przesunął po plechach dziewczyny, wywołując falę mrowienia wzdłuż kręgosłupa. Znów ciepło bijące od niego rozlało się momentalnie po ciele dziewczyny, ale serce nadal się nie uspokoiło choć myśli przestały być chaotyczne.

- Czuję jak szybko Twoje serce bije... - Przesunął leniwie nosem po lewej skroni, a jego oddech wionął jej twarz wywołując chwilowy bezdech. - Oddychaj kochana...

Powietrze wypełniło płuca dziewczyny a skupienie się na oddechach pomogło uspokoić galopujące serce. Mały promyk nadziei pojawił się w myślach dziewczyny, kiedy Thomas z uśmiechem wziął jej tobołek z rzeczami i podszedł do drzwi.

Wewnątrz było niewiele światła, niewielkie świeczniki w głębi holu mieniły się delikatnym blaskiem. Liantha nie widziała wyraźnie licznych obrazów na ścianach ani kunsztownych bibelotów ustawionych pod ścianami. W głębi holu tylko jedne drzwi były otwarte, przez które wylewało się leniwie światło z płonącego kominka. Trzaskający ogień słychać już było od drzwi wejściowych, zachęcał i kusił aby podejść bliżej i ogrzać się przy nim. A tego właśnie dziewczyny potrzebowała najbardziej. Dłonie miała zimne jak lód i na powrót zaczęła się trząść jak jesienne drzewa na wietrze. Serce podeszło na chwilę do gardła, kiedy jej ukochany prowadził ją w stronę oświetlonego, jak się okazało salonu. W przestronnym pokoju znajdowały się dwa ogromne, ciemnozielone fotele stojące przodem do kominka. Pomiędzy nimi stolik zrobiony cały ze szkła, odbijał blask płomieni. Prawie nie było go widać, gdyby nie karafka i dwa trzy puste kryształowe kieliszki. Cały zestaw wyglądał na jeszcze droższy niż ten w domu Pani Lavre.

- Chodź tutaj dziecko. Na pewno jest Ci zimno, ogrzej się.

Thomas popchnął lekko dziewczynę w stronę jednego z foteli. Liantha nie miała nigdy okazji do siedzenia w czymś takim, usiadła na skraju bojąc się, że się zapadnie na miękkiej poduszce i nie wstanie już z niego nigdy.

Wielka gula w gardle pojawiła się nagle, przez co dziewczyna nie była w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Spojrzenie Heleny Creedivan przeszywało na wylot, paraliżując jeszcze bardziej ciało dziewczyny.

- Przyprowadziłem ją, tak jak chciałaś.

- Bardzo dobrze. Czy ktoś wie moja droga, że uciekłaś tutaj?

Thomas stanął pomiędzy fotelami, nalewając do kryształów czerwonego płynu z karafki.

- N-nie. Nikt nie wie.

Córka OgniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz