Jeśli Antoine miałby zrobić listę rzeczy, których żałował w całym swoim życiu, to z pewnością na pierwszym miejscu tej listy znalazłoby się wyznanie miłości Inéz. Jeśli ktoś myśli, że paroma słowami nie da się zmienić czegokolwiek, to stanowczo się myli. Jeśli ktoś myśli, że gwałtowne zmiany w ludzkich relacjach przejawiają się tylko w środowisku dzieci i nastolatków, a już szczególnie te związane z miłością, to ponownie, stanowczo się myli.
I to właśnie czuł Antoine. Że się stanowczo pomylił. Nie wiedział, jaki był sens tego wszystkiego. Paroma słowami zepsuł wszystko, co odkąd poznał Inez, udało im się między sobą stworzyć. Może nie do końca wszystko, bowiem nie było to spektakularne, filmowe zerwanie znajomości, a raczej jej powolny rozpad. Od tamtego feralnego dnia, który zapowiadał się naprawdę przyjemnie i nic nie wskazywało na to, że miał przynieść Francuzowi takie pasmo nieszczęść. Bo Antoine czuł, że już nic gorszego nie może mu się przydarzyć.
Rozmawiali ze sobą zaledwie kilka razy od tamtego kwietniowego spotkania. Podczas owych rozmów ciężko było im znaleźć wspólny język i ciągnąć rozmowę w przyjemnym kierunku. Stracili wszelkie nici porozumienia. Antoine czuł się bezsilny i nie wiedział, jak powinien się zachowywać w zaistniałej sytuacji. To wszystko zaczynało go przerastać i momentami, leżąc w swoim łóżku, podczas jednej z wielu bezsennych nocy, zastanawiał się, czy lepiej byłoby, gdyby po prostu zniknęli ze swoich żyć nawzajem. Gdyby urwali ten i tak nikły kontakt. Ale duszy po prostu tego nie chciał.
Inéz też tego nie chciała. Ale nie wiedziała, co ma robić. Gdyby nie powiedział jej tego wszystkiego mogliby żyć, jak dawniej. Chociaż tak naprawdę domyślała się tego wszystkiego od dłuższego czasu, bo nie dało się nie zauważyć tego, jak na nią patrzył, to wolałaby tego nigdy nie usłyszeć i żyć dalej ze swoimi podejrzeniami.
Antoine Griezmann był w niej zakochany.
Dwójka, zdawać by się mogło, dorosłych ludzi, zachowywała się raczej, jak dwójka dzieci albo dwójka nierozgarniętych bohaterów średniej klasy komedii romantycznej. Tylko w tym przypadku, zdaniem Inéz, nie było miejsca na romantyzm.
Nie była w nim zakochana. Był dla niej bardzo ważny. W pewnym sensie nie wyobrażała sobie, że miałoby go już nie być w jej życiu. Zawsze był obok, umiał ją pocieszyć i wesprzeć, a kiedy było trzeba, doprowadzić do porządku i zmotywować do pracy. Takiego przyjaciela pragnęła. I chciała, żeby Antoine nim pozostał. Miała nadzieję, że po prostu mu przejdzie i w pewnym momencie wrócą do tego, co było, jako dwójka najlepszych przyjaciół. Ale sytuacja stawała się coraz gorsza, a oni się od siebie oddalali. Widziała to i nie wiedziała, co mogłaby robić, aby zatrzymać ten proces.
Nie chciała, żeby stał się kimś, kogo znała.
Chciała, żeby był kimś, kogo zna.
Dlatego próbowała się angażować dwa razy bardziej, ale spotykanie się z przybitym za każdym razem, choć próbującym udawać wesołego, Antoinem nie było łatwe, a często nawet nie było miłe. Miała wrażenie, że najzwyczajniej w świecie złamała mu serce. Chociaż tego nie powiedział, to widziała to po nim.
I to pewnie dlatego, obiecała sobie, że będzie próbować do upadłego i w końcu to naprawi. Albo nie naprawi. Ale nie chciała poddać się bez walki.
Nie zdawała sobie sprawy, jak szybko jej walka się zakończy.
°°°
- To kiedy masz następny trening? - zadała kolejne niewiele, znaczące pytanie, które miało rozkręcić rozmowę.
- Jutro.
Pokiwała głową ze spokojem wymalowanym na twarzy. W środku jednak miała ochotę się rozpłakać. Gdzie się podział jej wesoły i gadatliwy Antoine?
CZYTASZ
ᴏᴘɪɴɪâᴛʀᴇ || ᴀ.ɢʀɪᴇᴢᴍᴀɴɴ
Fanfiction'Chłopak uśmiechnął się i przyjrzał się dziewczynie. Bardzo ładna, hiszpańska uroda. Długie, brązowe włosy i piękny uśmiech. Miała w sobie coś, co sprawiło, że wciąż spoglądał w jej stronę, dopóki nie wstała i uśmiechając się do niego po raz ostatni...